FYI.

This story is over 5 years old.

pieniądze

Dlaczego wciąż „nie stać nas”, by pracować 6 godzin dziennie?

Podobno nawet Szwecja nie może sobie na to pozwolić. Czyżby?
Tak wygląda praca według wyszukiwarki Google Images. Fot. Pexels

Zastanawialiście się jakby to było iść do pracy na 9.00 i wychodzić do domu o 15.00? Albo iść na ósmą i wychodzić o 14.00? Wracacie dość wcześnie, jesteście wypoczęci, macie jeszcze sporo czasu i energii na swoje pasje, nie jesteście na tyle zmęczeni, żeby jedyną rozrywką, na którą możecie jeszcze wygospodarować siły, był wieczorny serial. Możecie spotkać się ze znajomymi, może nawet pojechać za miasto. Fajnie, co?

Reklama

Nic dziwnego, że taka wizja wydaje się Wam utopijna. Do tego przyzwyczaił nasz zły rynek pracy. Polacy pracują niemal najdłużej w Europie. Statystyczny zatrudniony Polak w 2015 roku przepracował 1963 godzin. Dla porównania, statystyczny Niemiec – 1371 godzin. Według Hays Polska 74 proc. z nas brało nadgodziny. Jedynie 22 proc. spośród tych osób dostało za dodatkową pracę wynagrodzenie. Pracujemy długo, a za dodatkowe godziny nam po prostu nie płacą. W takich warunkach trudno wyobrazić sobie, że wizja 6 godzinnego dnia pracy jest możliwa.

Pielęgniarki pracowały krócej dostając jednocześnie tę samą wypłatę

W styczniu zakończył się pilotaż 6-godzinnego dnia pracy w jednym ze szwedzkich szpitali. W placówce zajmującej się osobami starszymi w Goeteborgu skrócono czas pracy 68 pielęgniarkom. Panie pracowały krócej dostając jednocześnie tę samą wypłatę. Jakie były efekty?

Najpierw te finansowe, bo to właśnie one skłaniały wielu komentatorów, zwłaszcza tych na forach internetowych, do twierdzenia, że „nawet Szwecji nie stać na takie rozwiązanie". Rzeczywiście, według raportu powstałego po pilotażu koszt funkcjonowania placówki na przestrzeni 23 miesięcy trwania eksperymentu wzrósł o 12,5 milionów Koron, czyli około 5,5 mln zł. I to jest, nomen omen, koronny argument po stronie przeciwników skrócenia czasu pracy. Tylko, że od tych 12 mln należy odjąć 6 mln, które zostały zaoszczędzone na zasiłkach dla bezrobotnych – podczas projektu zatrudniono 17 nowych pracowników szpitala, aby pokryć ubytek godzin.

Reklama

Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco

Inne skutki? Według badania u osób biorących udział w pilotażu zaobserwowano wzrost energii po powrocie do domu na poziomie 143 proc. Ogólne poczucie lepszego zdrowia wzrosło o 11 proc. Mało twarde dane? To prawda, ale jak wszyscy wiemy, nie zawsze liczby w Excelu odzwierciedlają rzeczywistość. Co z tego, że nasza firma akurat notuje wzrosty, skoro połowa pracowników ma kłopoty ze snem, siedzi po godzinach, nie spotyka się ze znajomymi, a jedna czwarta ma depresję z powodu zbyt dużej presji. Ekonomia zbyt chętnie zrzuca miękkie czynniki, takie jak subiektywne samopoczucie, do nieokreślonej, ciemnej strefy. Ale są również twarde wskaźniki ze szwedzkiego eksperymentu, które są optymistyczne – o 4,7 proc. spadł odsetek godzin chorobowych. A za chorobowe (i za leczenie) również trzeba płacić. Również koszty „nieleczenia" należy odjąć od dodatkowych kosztów poniesionych przez placówkę. Do tego, według pacjentów, poprawiła się jakość obsługi.

Program nie będzie jednak kontynuowany. Lewicowy radny Goeteborga, Daniel Bernman, stwierdził, że 6-godzinny dzień pracy z pewnością łączy się z wyższymi kosztami. „Możemy jednak rozwiać mit krążący w międzynarodowych mediach, że pilotaż okazał się za drogi" – stwierdza Daniel Bernman.

Po prostu pracownicy wykonują wszystkie zadania w krótszym czasie

Zakład opiekujący się osobami starszymi ma swoją specyfikę. Wszyscy nie mogą po prostu pójść sobie do domu po skończonej pracy; osoby starsze wymagają ciągłej opieki. Właśnie dlatego w szpitalu w Goeteborgu musiano zatrudnić dodatkowy personel – żeby uzupełnić brakujące godziny.

Reklama

Inaczej jednak sprawa ma się w innych obszarach gospodarki, tam gdzie ważna jest wydajność pracy. Wydajność to wartość produkcji wyprodukowana przez jednego pracownika na jednostkę czasu. I tak na przykład - znowu w Goeteborgu - zakład Toyoty już od ponad dekady zatrudnia pracowników na 6-godzinny dzień pracy. Obniżenie liczby przepracowanych godzin nie łączyło się z obniżeniem pensji. Po prostu pracownicy wykonują wszystkie zadania w krótszym czasie.

Wydaje się to absolutnie logiczne. Sami wiecie jak jest z siedzeniem w robocie po 8 godzin. Tylko w najlepsze dni można naprawdę skupiać się przez tyle czasu. Spora część dnia poświęcana jest na facebooka, kawy albo po prostu gapienie się w ścianę. Niezwykle trudno jest nam skupić się przez taki po prostu z powodów biologicznych. „Pracodawców zainteresuje z pewnością fakt, że pielęgniarki w Svartedalen [szpital, w którym powadzony był pilotaż] faktycznie pracowały przez 89 proc. czasu spędzanego w pracy - o 5,6 proc. więcej niż pielęgniarki z Solängens [placówka kontrolna]" – mówił w rozmowie z Interią Bengt Lorentzon, autor raportu popilotażowego.

Najlepsze z VICE w twojej skrzynce. Zapisz się do naszego newslettera

Do tego dochodzi załatwianie spraw prywatnych w robocie – jeżeli pracuje się tak długo, często również w nadgodzinach, to nie wystarcza czasu na załatwianie spraw związanych z życiem. To nakręcająca się spirala – pracujemy długo, bo musimy poświęcać czas na załatwianie spraw, które powinniśmy załatwiać po pracy. Ale wtedy nie możemy, bo mamy za mało czasu albo energii.

Ale wydajność pracy nie zależy tylko od nas. W zasadzie osobiście mamy na nią niewielki wpływ. To domena setek czynników – infrastruktury w danym kraju, modelów zarządzania, czy np. robotyzacji. Właśnie tak: im więcej maszyn jest „zatrudnionych" w naszym zakładzie pracy, tym wydajniejsza jest nasza własna praca.

Wraz ze wzrostem robotyzacji rośnie również wydajność. A wraz ze wzrostem wydajności rosną, a przynajmniej powinny rosnąć, nasze pensje. Nie zawsze tak jest. W USA na przykład wzrost wydajności jest konsumowany przez najbogatszych. W Polsce (jeszcze) nie widać takiej tendencji. Scenariusz, w którym to roboty zarabiają na nasze dodatkowe godziny pracy wcale nie jest utopijny; wydaje się to logiczną konsekwencją automatyzacji produkcji. Jest jednak ważna kwestia – to czy będziemy pracować po 6 godzin w dużej mierze zależy od regulacji rynku pracy. Wydaje się, że niemal wszystko przemawia za testowaniem i wprowadzaniem podobnych rozwiązań – rosnąca produktywność, skutki zdrowotne, lepszy work-life balance i po prostu lepsze samopoczucie. O ośmiogodzinny dzień pracy walczyli związkowcy ponad 100 lat temu. Od tego czasu wiele się zmieniło, jednak niewiele jeśli chodzi o wymiar czasu pracy. Szwecja daje nam do rąk poważne argumenty w tej debacie.