FYI.

This story is over 5 years old.

Film

Oscar - nagroda od Amerykanów dla Amerykanów?

Po obejrzeniu tego filmu, zastanawiam się, dlaczego właściwie został on nominowany do tak „prestiżowej" nagrody

Zdjęcie via

Jak wszyscy już wiemy (przecież ta informacja uderza w nas teraz z każdej strony), wczoraj zostały rozdane Oscary. Nagroda za najlepszy film powędrowała do „Birdmana", a za najlepszy film nieanglojęzyczny złotą statuetkę zdobyła nasza „Ida". Całą resztę szczęśliwców znajdziecie tutaj.

Wśród nominowanych do Oscara filmów, znalazł się też amerykański „Snajper" w reżyserii Clinta Eastwooda. Historia skupia się tu na karierze Chrisa Kyle'a, amerykańskiego snajpera, na misji w Iraku. Otóż myślę, że jest to najbardziej amerykańska, bijąca tą mentalnością, produkcja, jaka kiedykolwiek mogła powstać. Biorąc pod uwagę, że reżyserem jest Clint Eastwood, można było się w sumie domyślić, że fabuła nie będzie zbyt wyszukana. Jest to dosyć proste, a umówmy się, że Bradley Cooper nie jest wybitnym aktorem. W filmie jego postać pokazana jest jak legenda, bohater narodowy, tyle że z problemami psychicznymi. Jest to dosyć zrozumiałe, w końcu zdobył tytuł najlepszego snajpera w historii Stanów Zjednoczonych nie bez powodu. Cooper, znany z Kac Vegas, tutaj musiał nieco spoważnieć i pokazać nowe oblicze twardziela.

Po obejrzeniu tego filmu, zastanawiam się, dlaczego właściwie został on nominowany do tak „prestiżowej" nagrody. A no właśnie dlatego, że pokazuje ducha narodu. Komisja amerykańskiej nagrody, nie mogła nie nominować tak „amerykańskiego" filmu. „Snajper" dostał nagrodę za montaż dźwięku i to był jedyny Oscar, którego otrzymał. Co mnie w sumie cieszy, bo poza dźwiękiem, który faktycznie był zmontowany nieźle, w filmie nie pokazano nic, czym mógłby się wyróżnić. A przecież o to właśnie w Oscarach chodzi, o wyróżnianie filmów które odznaczają się innowacją w kinematografii. Prawda?

Kiedy już mowa o docenianiu tworów kinematograficznych, „Ida"- nasz polski Oscar, o dziwo też potrafi budzić wiele kontrowersji. Wśród wielu pochwał i ogólnego zachwytu panem Pawlikowskim i jego twórczością, warto zauważyć, że jego film odbiera Polakom prawo do chwalenia heroicznych czynów swoich przodków. Mówi on o tym, że zbrodnie jakich dokonano podczas II wojny światowej, to sprawka antydemokratycznych ideologii, a nie Niemców i Rosji. I tu mamy mały dysonans. Film amerykański, pokazujący teoretycznie bohatera narodowego nie dostaje nagrody. Nagrodę dostaje „Ida", zmieniająca spojrzenie na wojnę. Warto też wspomnieć o tym, że „Ida" spotkała się ze sporą krytyką ze strony Polonia Christiana, gdzie Krzysztof Gędłek pisze „Nie chcemy tego Oscara!''. Tłumaczy to tym, że cena jaką musieliśmy za niego zapłacić była wysoka, a Pawlikowskiego oskarża o pokazanie Polaków, jako narodu kierującego się plemiennymi instynktami.

Dwa tak różne filmy dotykające tematu wojny i jeden przyznany Oscar. W Polsce przeważają emocje radości, jasne, ktoś pewnie krzyknie, „dlaczego tylko jeden?", ktoś inny, że „to o jeden za dużo!".

Ciekawe, co krzyczeli Amerykanie, gdy historia ich bohatera, najlepszego amerykańskiego snajpera, nie trafiła w gust Akademii?