FYI.

This story is over 5 years old.

VICE Czyta

Kapelusz pełen nieba Terry'ego Pratchetta

Syn zwykłego mechanika, obdarzony niezwykłą wyobraźnią, do samego końca dzielący się nią ze światem

Źródło: Flickr/Myrmi

Zanim pojawiła się J.K. Rowling, był najpoczytniejszym żyjącym pisarzem Wielkiej Brytanii. Jego książki sprzedały się w ponad 70 milionach egzemplarzy i przełożono je na 37 języków. Syn zwykłego mechanika, obdarzony niezwykłą wyobraźnią, do samego końca dzielący się nią ze światem. 12 marca w wieku 66 lat odszedł sir Terry Pratchett, jeden z najwybitniejszych twórców fantasy wszech czasów.

Reklama

Akcja większej części jego powieści toczy się w Świecie Dysku, podtrzymywanym przez cztery gigantyczne słonie stojące na skorupie jeszcze większego, przemierzającego przestrzeń kosmiczną żółwia A'Tuina. Ten wyimaginowany świat pełen jest istot, które typowe są dla literatury fantasy: krasnoludów, trolli, wampirów czy elfów. Absurdem uciekając jednak od patosu typowego dla gatunku, momentami z niego szydząc. Wystarczy przytoczyć, jak Rincewind, protagonista pierwszej części serii, mag-nieudacznik, skazany jest na ciągłe ratowanie świata, choć ze wszelkich sił stara się przed tym uciec. Skutecznym środkiem transportu morskiego są tu hydrofobowie, wychowani we wstręcie do wody ludzie, którzy dzięki samej sile swojego obrzydzenia do wszelkiej wilgoci lewitują nad powierzchnią. Jedną z najpotężniejszych postaci jest zaś Bagaż, niezniszczalny kufer o tysiącu ludzkich nóżek, który nieustępliwie i na przekór wszelkim przeciwnościom losu podąża za swym właścicielem. Enough said.

Cięty dowcip był zresztą znakiem charakterystycznym Pratchett'a. Jego książki przepełnione są błyskotliwym, wielopoziomowym humorem, trafiającym do ludzi w każdym wieku. W dużej mierze to właśnie temu zawdzięczał swój olbrzymi sukces. Chociaż akcja osadzona była w wymyślonym świecie, to nie elfy i trolle były głównym przedmiotem jego zainteresowania. Używał fantasy jako pozbawiającego go wszelkich ograniczeń narzędzia, pretekstu do surowej, ale i trafnej oceny świata rzeczywistego. W krzywym zwierciadle potrafił zilustrować wszystko – od kiczowatego splendoru Hollywood w „Ruchomych obrazkach", przez problem rzetelnego dziennikarstwa w „Prawdzie", na Australii w „Piątym kontynencie" kończąc. Wyjątkowa płodność artystyczna i nieskończona kreatywność pozwalały mu poruszyć każdy temat. Bystre oko Pratchett'a nie oszczędzało niczego i nikogo. Bankierzy, muzycy, nawet listonosze – wszyscy oni mogli paść ofiarą pisarza, podkreślającego przywary danych grup społecznych z zabójczą celnością i humorem. Czyniło to twórczość autora uniwersalną, przeznaczoną dla każdego – nie tylko miłośników opowieści spod znaku magii i miecza.

Reklama

Grafika z książki Pratchetta "Straż! Straż!"

Już od wczesnego dzieciństwa Terry wykazywał fascynację nieznanym. Interesował się astronomią, miał własny teleskop i, jak sam twierdził, parałby się tą dziedziną, ale brakowało mu niezbędnych umiejętności matematycznych. Swą pasję realizował więc w miarę własnych możliwości – pisząc science-fiction. Zanim stał się pełnoetatowym pisarzem, pracował jako dziennikarz. Z tym, że porzucenie tej ciepłej posadki było dobrym pomysłem, matka Pratchett'a zgodziła się dopiero wtedy, kiedy za zarobione ze sprzedaży książek pieniądze kupił jej nowy dom. Seria „Świat Dysku" zapewniła mu olbrzymią popularność, zaś jego talent doceniono na całym świecie – nawet w Pałacu Buckingham. W 2009 roku otrzymał z rąk królowej Elżbiety II tytuł szlachecki, który przyjął z zadowoleniem. Jego zdaniem nie sposób było prosić autora fantasy, żeby nie chciał zostać rycerzem. Z tej okazji zresztą wykuł sobie własny miecz. Terry, wchodząc w siódmą dekadę swojego życia, miał więc za sobą kilkadziesiąt bestsellerów, miliony oddanych fanów, bogactwo, sławę i uznanie. Niestety, w 2007 roku okazało się, że miał również chorobę Alzheimera.

Wykryto u niego niezwykle rzadką odmianę tej przypadłości. Objawiała się ona między innymi trudnościami z rozpoznawaniem przedmiotów – filiżanka herbaty potrafiła mu „zniknąć", chociaż cały czas stała na stole. Do swej choroby podszedł jednak ze spokojem i typowym dla siebie humorem. Nazywając ją zaledwie „szkopułem", nakazał swym fanom pogodę ducha i optymizm, ogłosiwszy że oferty pomocy i troski od teraz przyjmuje wyłącznie od światowej klasy ekspertów w dziedzinie chemii mózgu. Podczas kiedy jego zdolności motoryczne były poważnie nadwątlone, Alzheimer zdawał się nie przeszkadzać w tworzeniu. Wszystkie książki jego autorstwa od tego momentu nie były już właściwie napisane, a… wypowiedziane. Terry dyktował ich treść swojemu asystentowi bądź specjalnemu programowi rozpoznającemu mowę. Podobało mu się to tak bardzo, że zarzekał się, że nawet w wypadku cudownego ozdrowienia nie powróci już do starego sposobu. Potwór powoli pożerający jego mózg nigdy nie zdołał odebrać mu wyobraźni.

Reklama

Źródło: Flickr/Martin Hesketh

Na ten okres jego życia przypadła również aktywność społeczna. Osobiście przeznaczył milion dolarów na badania nad Alzheimerem, lobbując za odkryciem wciąż nieodnalezionego leku. Stał się też wielkim orędownikiem prawa do eutanazji. Nakręciwszy o tym dwa filmy dokumentalne, w oczach Brytyjczyków został twarzą walki o możliwość godnego pożegnania się ze światem. Sam życzył sobie asystowanego samobójstwa w momencie krytycznym swojej choroby.

Śmierć była bardzo ważną częścią twórczości Pratchett'a. Jako osobna postać pojawiała się w niemal każdej jego książce. Uczynił ją taką, jaką sam ją widział – bezstronną, nieuchronną, ale też w pewien ponury sposób znajomą i osobistą. Każdy musiał z nią przejść na drugą stronę, ale w jej kompanii było jakoś raźnie i spokojnie. W taki właśnie sposób odszedł Terry. Śmierć przyszła do niego sama, asystowane samobójstwo nie było potrzebne.

Jedna z książek Terry'ego nosi tytuł „Kapelusz pełen nieba". Słowa te doskonale oddają ich autora – pod jego charakterystycznym nakryciem głowy krył się bowiem niesamowity świat tego niedoszłego astronoma, świat grających w kości bóstw, kaca jeszcze przed piciem, bibliotekarza-orangutana i uczciwych strażników miejskich. Mieliśmy szczęście, że Terry pozwolił nam pod ten kapelusz czasem zajrzeć.

Ostatnie trzy tweety na koncie Terry'ego Pratchett'a, napisane przez jego córkę Rhiannę