Ilustracja: Aleksandra Lampart
Reklama
Tyle że Kościół katolicki ma z tym problem, bo zamiast słuchać, za bardzo przyzwyczaił się do wygłaszania. Dlatego w mojej optyce krzyż w Polsce nie kojarzy się już tylko z miłosierdziem i dobrą nowiną, a często też retoryką ks. Dariusza Oko, który swe kazanie przekuł w rytualizację nienawiści, podział na „my" i „oni", gdzie „ich" trzeba wykluczyć, zagłuszyć, zniszczyć — byśmy „my" mogli być.Na tym m.in. skupiał się artykuł ks. Charamsy „Teologia i przemoc", opublikowany w „Tygodniku Powszechnym" — stawiając tym samym jego autora naprzeciw omawianemu ks. Oko, zadając kłam jego tezom. Można by wręcz odnieść wrażenie, jakoby się było obserwatorem pojedynku dwóch skrajnie różnych światopoglądów u ludzi, którzy paradoksalnie wywodzą się z tego samego źródła — Domu Bożego.Dywagacje na temat niesprawiedliwości i homofobii w Kościele szybko zeszły na dalszy plan, jako że w świetle reflektorów znalazł się sam ks. Charamsa. Ksiądz gej! Ksiądz zdrajca! Ksiądz skandal! Prawica dała upust swojej wściekłości na duchownego poprzez szybkie komentarze na jego temat:
Reklama
Zaraz po tym zaczęły pojawiać się kolejne głosy krytyki, także od innych dzienników: zarzucono księdzu złamanie celibatu, jako że przedstawił światu swojego narzeczonego Eduardo, skontaktowanie się z wieloma redakcjami jednocześnie - w tym z autorami filmu Artykuł 18, dziennikarze „Wprost" jego coming out określili mianem „marketing oparty na antykościelnych sentymentach", a dzisiaj „Gazeta Wyborcza" zadała pytanie, czy cała ta akcja nie było jedynie formą promocji dla niedługo wychodzącej książki ks. Charamsy.
Cała ta sytuacja sprawia jednak, że wracam teraz myślami do czasów mojej podstawówki, gdy trafiłem do klasy szczycącej się niepodważalnie najgorszą opinią w całej szkole. To było coś jak kolonia karna, wiadro pomyj, do którego spływały wszystkie nieczystości.Trafiały tam nieposłuszne dzieciaki, klasyfikowane jako wychowawcze problemy oraz takie, które nie radziły sobie z programem i któryś raz rzędu powtarzały klasę. Ja byłem w tej pierwszej grupie – będąc solą w oku mojej nauczycielki polskiego, kobiety, która oprócz pisania i czytania, z powodzeniem nauczyła mnie, jak nienawidzić.Tak oto znalazłem się w miejscu, którego nie dało się lubić. Swojej awersji do tej klasy nie kryli nawet miotający się z nami nauczyciele. Wszyscy byliśmy tu więźniami, skazanymi na 45-minutowe tortury wspólnej egzystencji. Jednak gdy wychowawcy, podczas przerw, znikali w swoich nauczycielskich pokojach, ja – nowy członek tej mikrospołeczności – mierzyłem się z niechcianą interakcją, nierzadko sprowadzanej się do retoryki siły, zaciśniętych pięści, wyzwisk i pogardy wobec słabszego. Będąc w mniejszości, uczyłem się być tym słabszym.Czy ksiądz Charamsa wykorzystał media?Czy księdzu Charamsie chodziło tylko o promocję książki?
Posted by Gazeta.pl on 5 października 2015
Reklama