FYI.

This story is over 5 years old.

Technologia

Jak spędziłem „Dzień bez Telefonu Komórkowego” bez telefonu komórkowego

Czy się udało, czego się nauczyłem i czy zobaczyłem diabła?

Fot. David – niestety nie byłem w stanie robić swoich zdjęć, ponieważ nie miałem telefonu.

Dziś przypada międzynarodowy Dzień bez Telefonu Telefonu Komórkowego. Nie będę się się tu wdawał w umoralniające historię o tym, że zatracamy się w wirtualnym świecie, nie spoglądamy na drugą osobę, zamykamy się na piękno wpatrzeni w ekrany. Wiadomo, że każdy z nas jest ze swoim telefonem w permanentnie burzliwym związku – maszyna z jednej strony cholernie ułatwia życie, z drugiej czasami staje się nieco zbyt absorbująca (wielu moich ziomków świadomie wybiera w zw. z tym modele, które pozwalają im jedynie dzwonić i napisać sms-a). Ale czy można żyć w świecie opanowanym przez komórki, nie używając jej choćby przez jeden dzień – nie będąc przy okazji bieszczadzkim hipisem, który cały dzień pasa swoją kozę, zbiera jagódki i jara blanty? Tutaj w redakcji VICE robimy sporo rzeczy po to, żebyście wy już nie musieli. Dlatego wczorajszy dzień spędziłem z zamiarem nie dotykania telefonu ani tabletu. Czy się udało i czy zobaczyłem diabła, dowiecie się za chwilę.

Reklama

0:36

W Dzień bez Telefonu postanowiłem wskoczyć na główkę. Bez survivalowych przygotowań, bez spisania numerów na kartkę, bez głębszego zastanowienia. Co będzie, to będzie, to w końcu tylko 24 godziny, a przecież do szóstej klasy podstawówki nie miałem telefonu w ogóle. Zaraz przed pójściem spać zorientowałem się jednak, że brak urządzeń mobilnych to również brak budzika. Mam w domu piątkę współlokatorów, ale żadne z nich nie miało w swoim pokoju takiego oldskulowego sprzętu. Jeden z nich (pozdro Robert) zaoferował mi za to pożyczenie swojego drugiego telefonu… Wyjaśniłem mu plan, skończyło się na radzie, by wykorzystać biologiczny zegar i ofercie, że Robert obudzi mnie równo o dziewiątej. Ofertę przyjąłem, ponieważ w swój biologiczny zegar za bardzo nie wierzę, za bardzo bombardowałem go kiedyś różnymi chemikaliami.

6:14

Zegar zadział aż nazbyt dobrze. Udało mi się też okiełznać odruch bezwarunkowy, i godzinę sprawdziłem na ekranie laptopa, nie w telefonie. Podwójny sukces, ale przecież nie będę wstawał o 6 rano, kiedy mam być w redakcji o 10. Nie po to wybierałem niedochodową ścieżkę kariery, żeby wstawać o świcie.

8:41

Zegar biologiczny, kolejny sukces! Zdążę zjeść porządne śniadanie i uzupełnić pasek higieny.

9:23

Niestety, mam tendencję do nadużywania funkcji „drzemka" w telefonie – 9 minut to dokładnie tyle, ile potrzebuje mój organizm na przejście z trybu snu do trybu prawdziwego życia.

???

Od tego momentu czas zaczął się rozmywać. Jedyny działający zegarek w domu, ten na kuchence, pokazywał 5 minut po północy (cholerstwo resetuje się po każdej awarii prądu, kto by to ustawiał?). Zaraz przed moim wyjściem z domu, Robert wyszedł z pokoju. Tyle, jeśli chodzi o budzenie. Pojawił się też pierwszy sygnał dotyczący uzależnienia, już podczas standardowego sprawdzania kieszeni zaraz po wyjściu na klatkę: klucze są… portfel jest… nie ma tego, no, telefonu, wracamy na górę… ach, eksperyment, tak, przecież pamiętam.


Reklama

Czujesz, że jesteś uzależniony od telefonu? Ciesz się, że nie od heroiny.


Absolutnie nie wiedziałem, czy jestem już spóźniony, czy długo przed czasem. Mój ostatni zegarek wydębiłem w wieku 16 lat od kolegi z Białorusi – to był radziecki Wostok, zapragnąłem taki mieć po obejrzeniu Życia podwodnego ze Stevem Zissou. Nie działał, ale po co miał działać, skoro mój Sony Ericsson z pokazywaniem godziny radził sobie wspaniale. No, i trzymał baterię przez tydzień – serio, były takie czasy.

Czas wydawał się być coraz mniej realny, czułem się przez moment jak bohater jakiejś francuskiej powieści z początku XX wieku. Rozkład jazdy autobusów zdawał się jedynie kartką pełną bezsensownych cyfr. Utopia.

10:33

No, jednak spóźniony. Dzięki, wyświetlaczu na kasowniku, zniszczyłeś moje uniesienia współczesnego flâneura.

10:42

Normalnie w drodze od przystanku do redakcji VICE sprawdzam sobie wiadomości na feju i maila, słuchając jakiegoś podcastu przygotowanego przez ludzi inteligentniejszych ode mnie. Tym razem patrzyłem sobie na budynki, obserwując detale, których istnienia wcześniej nie podejrzewałem.

10:49

Tylko 50 minut spóźnienia, elo, to przecież nic wobec uniesień oferowanych przez dzień bez komórki.

10:54

9 wiadomości i 10 powiadomień na feju. Jednak lepiej sprawdzać na bieżaku.

12:40

Yyy, czy ja nie byłem umówiony na trzynastą? Jaki to był adres? A przede wszystkim gdzie go zapisać? Na szczęście jestem jeszcze w dużej mierze analogiem i noszę przy sobie papierowy notes (daje +2 do rzutów na stylówkę i nie rozładowuje się w newralgicznych momentach), w awaryjnych momentach do zrobienia notatek świetnie nadaje się przedramię.

12:48

Bez mózgu elektronowego wyposażonego w GPS i zasięg 3G, poruszanie się po własnym mieście stanowi wyzwanie. Budynki i odległości stają się czymś o wiele bardziej namacalnym, czego nie możesz przybliżyć i oddalić jednym ruchem palców. Wybór tramwaju którym nigdy się jeszcze nie jechało, stanowi prawdziwą przygodę. Odpada też możliwość zadzwonienia do osoby, którą akurat masz się spotkać, by przeprosić za spóźnienie i zapytać, czy idzie się w dobrym kierunku. Bez smartfona podróżowanie po mieście przechodzi z trybu „easy" na „medium". Bez telefonu w ogóle zaczyna się poziom „hard". Może to dlatego starsze pokolenia zawsze powtarzają, że było im ciężej?

13:09

Kiedy byliśmy w gimnazjum, mieliśmy z kolegami taką bekę, że kiedy ktoś pytał nas o drogę, podawaliśmy zupełnie inny kierunek. Kiedy nie wiesz, jak gdzieś dojść, zawsze pytaj ludzi koło pięćdziesiątki.

13:21

Jestem na miejscu, naciskam dzwonek do drzwi. Oczekiwanie. Może źle zapisałem adres? Może dostałem sms-a, że akurat cośtam wypadło, i że musi lecieć, zobaczmy się w weekend? Macie też tak, że kiedy oglądacie filmy z lat 60., to wielokrotnie myślicie sobie, że cała intryga byłaby o wiele prostsza, gdyby bohaterowie mieli komórki?

15:41

Syndrom odstawienny daje o sobie znać za każdym razem, kiedy idę do toalety. Lubię sobie wtedy sprawdzić newsy, albo czy ktoś do mnie napisał. W końcu mój telefon jest mój, dotykam go tylko ja, i nie muszę się martwić, że to jakoś szczególnie obrzydliwe. Ciekawe, ile osób odpisuje do mnie z poziomu sedesu?

18:41

Oczekiwanie na szamę na wynos. Znowu syndrom odstawienny. Dobrze, że wziąłem z chaty stary album Tintina do poczytania. Czytanie z ekranu jest poręczniejsze, ale wpatrując się w komórkę nigdy nie poznasz tych wspaniałych osób, które docenią twój znakomity gust i miłość do komiksów. Nie to, żeby do mnie kiedykolwiek podszedł ktoś, żeby pogadać o tym, co czytam. Może poza jednym bezdomnym, kiedyś dawno. Ale nawet wtedy chodziło chyba bardziej o ściepę do browara.

19:36

Jestem już w chacie, dzwoni babcia. Odebrać czy nie? Jeżeli jest jakiś powód, dla którego należy przerwać swój eksperyment z nieużywaniem telefonu, to na pewno jest to sytuacja, w której dzwoni babcia.

20:41

Mój komputer ma osiem lat, więc spędzenie wieczoru na skrolowaniu feja i czytaniu ulubionych serwisów zakrawałoby o masochizm. Na szczęście jeden koncert, który chcę zobaczyć. Na szczęście wiem gdzie. Na szczęście wiem dokładnie, jak tam dojechać. Uff.

21:30

W tych momentach, kiedy wszyscy kumple idą po piwo, odpada bezpieczna opoka mediów społecznościowych. W zależności od temperamentu, trzeba pogadać z nieznajomymi, albo chociaż się na nich pogapić.


Reklama

Robimy to dla ciebie. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


23:38

Że która godzina? To tramwaje już nie jeżdżą, nie? Możesz zamówić mi taksówkę? Ej, ktoś jeszcze do centrum?

23:57

Za chwilę będziemy razem, mój skarbie…

9:27

O, znów nie wziąłem dziś telefonu z domu. Czyli tak, teza udowodniona, bez komórki da się żyć, niespodzianka. Pod warunkiem, że masz dobry budzik.

I nie, nie widziałem diabła.

Fot. Polona.pl