FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Troll w serce, czyli w pogoni za rozumem

Jak pokazuje niedawna kampania reklamowa, może dziś faktycznie prawda jest jak zboczeniec z parku. Biega zgarbiona w prochowcu i stara się nie zwracać niczyjej uwagi, a pod płaszczykiem fikcyjnych doniesień, czasem się obnaży i wszyscy stają jak wryci

Niedawno fanpage urokliwych maskotek sieci Orange – Serca i Rozumu, uległ wrogiemu przejęciu. Czy jeszcze usłyszymy prosto z Serca pocieszny głos Jarosława Boberka? Wiele zadawało sobie to pytanie. Byli jednak i tacy, którym trudno było uwierzyć, że istotnie mieliśmy do czynienia z działaniem zorganizowanej grupy: Anonimowymi na miarę komórkowej telefonii.

Dwa tygodnie temu założyłbym się o lobotomię, że wysłużone pluszaki po prostu się Orange zużyły. Zebrały 2,3 mln polubień i c'est la vie. Nie są nam już dłużej potrzebni. Zastąpmy ich hakerami, którym sami przekażemy klucze do fanpange'a… wprost z haczyka w piwnicy działu kreatywnych.

Reklama

Okazało się, iż intuicja przeciętniaka wystarczyła, by rozszyfrować zamiary telekomunikacyjnego potentata (heh, brawo ja). Irytujący tydzień pełen wpisów niby-hakerów dał śledzącym profil S&R w kość, to jasne.

Na szczęście maskotki wróciły w roli partyzantów! Walka o bezpieczeństwo w sieci rozpoczęła się na dobre. Przyłączasz się? Operator zachęcał do zaangażowania i grania w prostackie „klikacze" na stronie w celu odparcia „nieproszonych gości".

Machina marketingowa „Pomarańczy" zdołała zmielić umysły obserwujących. Ludziom zdążyło dosłownie odebrać rozum (i zwrócić – uff). Followersi jeszcze w połowie kampanii zawieszali komentarze obrażające kolejnych youtuberów-aktorów (hehehejt… uh). Dla komentujących trudnym było zrozumieć, że to tylko manipulacja, że ich robią w bambuko. To, z jaką łatwością co poniektórzy tubylcy sieci połknęli haczyk, może dziwić. Odróżnienie medialnej rzeczywistości od tej namacalnej jest coraz trudniejsze.

Może dziś faktycznie jest tak, że prawda zachowuję się, jak zboczeniec z parku. Biega zgarbiona w prochowcu po nocach i stara się nie zwracać niczyjej uwagi. Pod płaszczykiem zrobionym z fikcyjnych doniesień, czasem tylko obnaża ptaka i wszyscy stają jak wryci. Zalewają się rumieńcem.

Czy załamywać ręce? Społeczeństwo z rozkoszą daje się nabijać w butelkę potężnym korporacjom. I co? Zdajemy się bezradni wobec tej i podobnych manipulacji. Współczesna, zdominowana przez internet i powiązane z nim media, kultura sprzedaży oferuje środki znaczenie subtelniejsze niż filary wyłożone przez Cialdiniego (wzajemność, autorytet, społeczny dowód słuszności, zaangażowanie i konsekwencja, niedostępność, lubienie i sympatia).

Reklama

Podstawą dobrej reklamy jest spójność przekazu, realizowana przez (możliwie) wszystkie dostępne kanały komunikacji. Perswazyjne treści wtłacza nam się w głowy na przystankach tramwajowych. Na stronach i podstronach internetowych (przeglądanych, gdy zatrzymał nas uliczny korek). No i w telewizornii, gdy codzienny trud wyprał nas do tego stopnia, że nie pozostaje już nic, tylko dalej dawać się ogłupiać.

Czasem reklamy takie chwytają (ponad 1700 like'ów pod video Generała Kappy czyt. Człowieka Dupy tfu. Wargi) i fakt bycia częścią manipulacji poddanym jakoś umyka. Czasem zaś, gdy emocjonalne zaangażowanie odbiorców przekracza możliwość jego rozładowania przez działania marki, następuje eksplozja.

Nie chodzi tu o niechlubną kampanię Stoperanu – pamiętacie? Jestem luzakiem – „nie biegam", jak się po czasie okazało do kibla z rozwolnieniem (ja jebię). Nie, to nie to. Mówię o akcji pewnej firmy ubezpieczeniowej, która by sprzedać polisy, wykreowała singapurską parę zakochanych. Między Markiem i Audrey były 24 lata różnicy, toteż ich rodzice na związek ten nie wyrażali zgody. Za pośrednictwem Facebook i YouTube kochankowie zbierali poparcie, wrzucali filmiki i dziękowali aktywnie ich dopingującym fanom.

Finał kampanii był taki, że na filmiku ze ślubu Marka potrąciło auto. Słabo. Następny ekran — informacja ubezpieczyciela – wszystko było wymyślone, ale „ty" pamiętaj, że nigdy nie wiadomo co w życiu się przydarzy, kup sobie polisę.

Gniew ludu sprawił, iż ubezpieczyciel zrezygnował z dalszej promocji. Ba! Postanowił zachować anonimowość. Na fanpage'u Serca i Rozumu nic takiego się nie stało. Każdy odegrał swoją rolę brawurowo. Trochę żal tych, co się dali nabrać, ale z drugiej strony… ja mam telefon w innej sieci.