FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Dzień Billa Murray’a

Był już Dzień świstaka, będzie Dzień Billa Murray'a

Bill Murray jako Jimi Hendrix na Crossroads Festival w 2010 roku. Źródło: Flickr/aaronHwarren

Ustaliliśmy już jakiś czas temu, że Bill Murray jest spoko, że można  się z nim pobujać, wypić piwo i zrobić coś zabawnego. Co ważniejsze, abstrahując od jego osobistego uroku, to gość z całkiem nietuzinkowym dorobkiem aktorskim, w którym roi się od filmowych skrajności .

Tak samo świetnie wciela się w postaci fikcyjne: „Pogromcy duchów”, „Między słowami”, „Broken Flowers”, „Hamlet” – jak także… w samego siebie: „ Kosmiczny mecz”, "Kawa i papierosy" i „Zombieland”.

Reklama

Za całokształt bycia tym kim jest, doczekał się nawet wystawy na swoją cześć „The Murray Affair” w SF Public Works w San Francisco, na której znalazło się ok. 100 prac z podobizną aktora.

Obecnie ten 63-latek nie zwalnia tempa, będąc jednym z ulubieńców Wesa Andersona, współpracował z nim przy sześciu filmach. The Grand Budapest Hotel to ich ostatnie wspólne dzieło.

Dlatego też Bill Murray został doceniony przez organizatorów Międzynarodowego Festiwalu Filmów w Toronto, którzy ustanowili  5 września dniem Billa Murray’a.  W ramach obchodów święta Murray’a widzowie będą mogli obejrzeć „Szarże”, „Dzień świstaka” i wspomnianych wcześniej „Pogromców duchów”. W ramach uroczystości  odbędzie się także światowa premiera świetnie zapowiadającej się najnowszej produkcji z aktorem – „St. Vincent”.

Z niecierpliwością czekamy na film, a w międzyczasie polecamy refleksję nad jedną z wypowiedzi Billa. Zapytany przez dziennikarkę: „Jak to jest być tak wspaniałym?” odpowiedział „Cóż, nic nie przygotowało mnie na aż tak wielką wspaniałość. Tak naprawdę, to dla mnie szok, który porównałbym do budzenia się rano, będąc skąpanym w fioletowym blasku”. Naszym zdaniem, Bill znosi to bardzo dobrze!

Źródło: Flaickr/Gideon Tsang