FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

​11 powodów, by nienawidzić Tesco

Tesco ma poważne kłopoty i znowu zrobiło się o nim głośno. Dwóch dyrektorów zarządzających i jednego prezesa zwolniono w ciągu 18 miesięcy, 263 mln funtów, które zniknęły w księgowej czarnej dziurze, wartość rynkowa, która spadła o połowę od początku...

Graffiti anty-Tesco w Stokes Croft, Bristol, zdjęcie Chris Giles

Tesco stanowiło kiedyś uosobienie handlowej bandyterki. Czy byłeś ekologicznym aktywistą ze squatu w Bristolu, czy też miejskim planistą, któremu handel z głównej ulicy w mieście spuszczono jak w kiblu na gigantyczny parking przy obwodnicy, nienawidziłeś Tesco tak jak wszyscy. Niemniej taki poziom gniewu nie może utrzymywać się wiecznie. Po jakimś czasie w Wielkiej Brytanii znaleziono innych negatywnych bohaterów. Terrorystów. Maklerów obracających instrumentami pochodnymi. Cat Bin Lady [paniusia, którą sfilmowano, jak wyrzuca kota do pojemnika na śmieci – red.]. Na początku XXI wieku nienawiść do Tesco stała się passé.

Reklama

Obecnie jednak Tesco ma poważne kłopoty i znowu zrobiło się o nim głośno. Dwóch dyrektorów zarządzających i jednego prezesa zwolniono w ciągu 18 miesięcy, 263 mln funtów, które zniknęły w księgowej czarnej dziurze, wartość rynkowa, która spadła o połowę od początku roku, kontrola z Urzędu ds. Poważnych Oszustw w drodze, obciach w postaci ​pomarańczowego penisa, który pojawił się na opakowaniu mleka własnej marki, a na dodatek jeszcze przypadek ​tej kobiety, która najwyraźniej znalazła „biały, galaretowaty przedmiot" w butelce octu, co raczej źle wróży. Znienacka wszyscy znowu kurewsko nienawidzą Tesco.

Na chwilę zniknęło z pola widzenia, a my oślepieni zaćmą codzienności przestaliśmy zauważać te nowo powstałe biało-niebieskie fronty sklepów mijanych w drodze do domu. Czas zatem przypomnieć największe przewiny tej sieci.

Ich budynki to istna plaga w tym kraju

Miot sklepów Tesco namnaża się w postaci skupisk białych, stalowych gigantów z kosmosu przycupniętych przy autostradach. Identycznych, ponieważ największe sklepy wybudowane są według tego samego planu i wyglądają jak wyrzygane moduły „SimCity". W 2014 roku Tesco wygrało (nie po raz pierwszy) Puchar Karbunkułowy, nagrodę przyznawaną przez magazyn „Building Design" za hipermarket Woolwich Central, który został okrzyknięty najgorszym budynkiem roku. Za to, że – jak uzasadnili sędziowie – jest zaprojektowany „przytłaczająco, tchórzliwie, chamsko i nieudolnie".

Reklama

Oczywiście żadna organizacja nie jest odporna na architektoniczny wandalizm. Ale żadna inna nie uprawia go z podobnie odpychającym zapałem jak Tesco. Jest to jedna z kilku firm, które uczyniły z niego swój znak rozpoznawczy – z tego bezcelowo dręczącego stylu, który określam mianem „brytyjskiej nieporadności". Niczym potwory z bajek dla dzieci budynki Tesco wydają się zazdrosne o piękno wszystkiego, co je otacza. Być może dlatego więc ich globalna centrala jest zimnym betonowym hejtem wydeklamowanym przeciwko ludzkości. Cóż, poniżej zdjęcie – oceńcie sami.

Liniom British Airways uchodzi to na sucho, gdyż ich właścicielem są podatnicy, ale Tesco zawsze zdawało się sugerować, że jest czymś w rodzaju Państwowej Izby Spożywczaków lub Ministerstwa Sklepów Wielkopowierzchniowych. Tesco twierdzi, że jest zagnieżdżone w brytyjskiej tożsamości. I w pewnym sensie ma rację. W końcu nic nie jest tak brytyjskie jak sklonowana powierzchnia handlowa napchana wyobcowaną obsługą, która stanie się zbędna tak szybko, jak wymyśli się maszynę do wykładania towarów na półki. Ale ta marka nie jest częścią brytyjskiego dziedzictwa, prawda? Nie bardziej niż jest nią Centrica lub Ladbrokes. Benson & Hedges budzą prawdopodobnie cieplejsze uczucia Brytyjczyków, chociaż sprzedają raka i impotencję.

Kawa z Tesco jest cóż… bardzo Tesco

Nowoczesna moda na kawę za 2,65 funta dopadła też ekipę Tesco. Sporo zainwestowali w Harris & Hoole – obrzydliwą i pretensjonalną sieć stworzoną przez ludzi, którzy ściągnęli Taylor St Baristas do Wielkiej Brytanii. Jeżeli myślałeś, że masówka kawowa do tej pory była nudna jak flaki z olejem, przygotuj się na turboprzyspieszenie banalności w wersji Tesco.

Reklama

Akcja bezpośredniego protestu London Black Revolutionaries wylewającego cement na kolce przeciwko bezdomnym koło Tesco na Regent Street (zdjęcie Tom Johnson)

Wykwintność w wydaniu Tesco

Dalej, prolu. Jest piątek. Dlaczego nie masz sobie dogodzić sałatką z kuskusu, która nie smakuje jak marynowane jądra szczurów? W Tesco, jako pierwszym tego rodzaju sklepie, zastosowano ten sprytny trik przenicowujący psychologię nas wszystkich. Mus zrobiony z prawdziwych jajek i czekolady? To nie standard. To wersja premium. Musisz za to zapłacić więcej. I powstało przyzwolenie na taki dysfunkcjonalny stosunek do jedzenia. Tak, mówiliśmy wszyscy: prawdziwe jedzenie nie jest dla takich jak ja. Normalnym pożywieniem jest wszak szare błocko smakujące jak koń pociągowy. Być może gdy dostanę podwyżkę, zasłużę sobie na paellę z więcej niż dwiema marnymi krewetkami i kilkoma nędznymi skrawkami bekonu.

Rolnicy gardzą Tesco, a w konsekwencji tobą, bo tam kupujesz

Kiedyś pracowałem jako dziennikarz zajmujący się rolnictwem. Co tydzień wsiadałem w pociąg do Norfolk lub Lincolnshire, następnie brałem drogą taksówkę i jechałem cztery mile żwirową dróżką, aby porozmawiać z ludźmi pracującymi w polu o procesie dystrybucji pożywienia „od pola do talerza". Były to spore, twarde chłopy z brakującymi kończynami, opierali się o traktory i wyrzekali na zagrożenie ze strony mątwika ziemniaczanego. Nie spotkałem nikogo przed czterdziestką, a wszyscy traktowali mnie, jakbym był próżniaczym fircykiem w rodzaju Pete'a Doherty'ego i Ruperta Everetta. To było wspaniałe.

Gardzili Sainsbury's, Asda nie miała wśród nich najlepszej opinii, ale osobny krąg piekielny był zawsze zarezerwowany dla Tesco i ich nieugiętej wierze w metodę negocjacji z butem na gardle. Marża brytyjskich rolników jest bliska zeru. Był to jeden z powodów, dla którego nie spotkałem tam nikogo przed 40. rokiem życia. Żaden z tych kolesiów nie mógł nigdy przekonać swoich dzieci do przejęcia rodzinnego gospodarstwa. A Tesco zawsze wracało i żądało więcej, nawet płatności za towar popsuty w ich sklepach. Tak właśnie: jeżeli twoje warzywa nie sprzedadzą się w ich sklepie, to ty jako rolnik jesteś winien i musisz płacić.

Reklama

Pozór oszczędności

A oto zagadka z mięsem w roli głównej: kupuję razem dwie paczki kurczaka w cenie 3,5 funta, gdy biorę je osobno. W tandemie kosztują 5 funtów, czyli 2,5 za sztukę. Ale nie potrzebuję dwóch od razu. Biorąc pod uwagę 70 proc. prawdopodobieństwa, że będę w stanie zużyć oba przed terminem ważności przypadającym za cztery dni, jaki jest rzeczywisty koszt każdej z paczek kupionej osobno w porównaniu do zestawu? Tak jest, 100/70 * 2,50 = 3,57 funta. Dobra robota, zaoszczędziłem siedem pensów na paczce.

Zdjęcie Terry Leahy dzięki uprzejmości Policy Exchange

Radosna mitomania

Tesco zawsze starało się nam wcisnąć kit, że jest czarująco staroświeckie w prowadzeniu biznesu. W końcu – argumentowali – ich dyrektor zarządzający awansował od zwykłego pracownika. Milusi Terry Leahy ze swoją historią, jak to w wieku lat 17 zaczął wykładać towar na półki, zdawał się dobrze wpasowywać w mit firmy założonej przez chłopca z taczkami (stary dobry Jack Cohen rozpoczął biznes, ciągając wózek z pastą rybną w 1919 roku).

Podobnie jak w przypadku Cohena mitologizowano, że Terry zrobił karierę w firmie dzięki ciężkiej pracy. Był lubianym, wygadanym ojcem rodziny, który jednak zawsze zachowywał się jak krótkowzroczna, pozbawiona kręgosłupa kreatura, drenująca zasoby i wyciągająca z dupy wyniki dotyczące zysków, kiedy to sprzątał rynek i doprowadzał swoje imperium do zwycięstwa w czasie wojen supermarketowych z lat 90., samotny jeździec apokalipsy brytyjskiego handlu, rozsiewający niewidzialną dżumę i toczący niekończącą się wojnę cenową.

Reklama

Imperium nieruchomości widm

Tesco wygrało supermarketowe wojny, ponieważ rozbudowywało się szybciej niż konkurenci w czasie, gdy supermarket za miastem stanowił podstawowy budulec gigantycznych zysków. Każda zwycięska flaga zawieszana przez Leahy'ego w Chipping Sodbury lub Halifax oznaczała przestrzeń straconą od tej pory dla Asda, Sainsbury's lub Safeway. W ten sposób Leahy skomasował bank działek budowlanych o powierzchni 20 mln mkw., co wystarczyłoby do ustawienia 310 nowych Tesco. Tym samym unicestwił konkurentów, którzy poniewczasie odkryli, że wszystkie najlepsze lokalizacje zostały zajęte przez Tesco. A teraz po kolei niszczy tych, którzy w tej całkowicie pustej przestrzeni mogliby pobudować domy, szkoły lub cokolwiek innego. Dziś, gdy profity wysychają, Tesco uzmysławia sobie, jak bardzo jest rozrośnięte. Niemniej przerost zawsze stanowił jego strategię. Zwycięstwo przyszło za cenę nasycenia całych obszarów biało-niebieskimi sklepami w celu zdławienia konkurencji.

Zdjęcie Ian Grove-Stephensen

Twoja karta klubowa chciałaby teraz zajrzeć ci w dupę

Karta klubowa Tesco stanowi obecnie studium przypadku w każdym podręczniku do marketingu. Była pierwsza, ciągle jest najlepsza. Ci ludzie wynaleźli nowoczesną technologię wspomaganej komputerowo karty lojalnościowej i stworzyli całkiem nowy styl analizy danych, by uzyskać wartościowe informacje.

„Jakiego papieru toaletowego używa pan Tamlin Brown z Shiplake Crescent w Notts do podtarcia sobie tyłka?" – mogą zapytać specjaliści Tesco od analizy danych i na podstawie odpowiedzi oszacować prawdopodobieństwo zakupienia przez ciebie dżemu w przyszłym tygodniu. Najsłynniejszy przykład stanowi jednak to, jak Dunnhumby – ich spółka analizująca dane – jest w stanie przewidzieć próby zajścia w ciążę na podstawie tego, co zaczyna się kupować, a następnie z dokładnością do dwóch tygodni oszacować, kiedy urodzi się dziecko. Zapomnij o Agencji Bezpieczeństwa Narodowego. Ci goście podpięli się do twojej czaszki ssawkami, które wyciągają informacje!

Wystrój sklepu

Gdy Mick Jones komponował Lost in the Supermarket, nie mógł przewidzieć poziomu konsumenckiego wyobcowania, który osiągnięto w 2014 roku. Jeżeli napisałby o nowoczesnym Tesco, byłoby to dziewięć minut ambientalno-grindowego łomotu, set w stylu Hype'a Williamsa, któremu towarzyszyłoby odległe, przerywane przemokniętym pogłosem szczękanie zwolnionej piosenki Cheryl Cole i paranoidalny jęk Sky News dochodzący znikąd. Pod kątem ergonomii, w porównaniu z Tesco, Costa Coffee na lotnisku sprawia, że czujesz się jak w domu. Tesco stroi się w inne szatki, ale jest maszyną do próżniowego pakowania gospodarczych jednostek. Jest burym zapełniaczem ekonomicznej kanapki. Zapełniaczem takim jak ty, mała pszczółko robotnico. Nigdzie indziej nie poczujesz się jak martwy element systemu generowania przychodu, zapodziany, odrzucony przedmiot przy kasie życia.

Kapitalizm jest spoko. Ale opiera się na idei „coś za coś". Ze względu na swoją siłę rynkową Tesco traktuje nas jednak coraz bardziej jako zaledwie ekonomiczne jednostki w jego wytwarzającym zysk modelu ekspansji, słupki na wykresie pompujące do sejfu kasiorę kluczową dla dalszego rozwoju. Dlatego cieszymy się z ich problemów. Zaszło to wszystko tak daleko, że nawet w gospodarce rynkowej zapewniło im złą sławę.