FYI.

This story is over 5 years old.

pytania

Właściciel burdelu odpowiada na pytania, które zawsze chcieliście zadać

„Odprawiamy z kwitkiem klientów, którzy są pijani albo śmierdzą. Nikt nie lubi śmierdzieli”
Zdjęcie dzięki uprzejmości Leo

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Germany

Prostytucja jest w Niemczech legalna, podobnie jak w Polsce. Jednak w przeciwieństwie do nas, Niemcy zalegalizowali i uregulowali prawnie również wszelkie inne aspekty świadczenia usług seksualnych, w tym prowadzenie domu publicznego oraz nagabywanie mężczyzn na ulicy. Sutenerstwo, zmuszanie do prostytucji oraz zatrudnianie nieletnich jest oczywiście zabronione, ale niestety, pomimo tych wszystkich regulacji, handel ludźmi oraz stręczycielstwo nadal mają się tam świetnie.

Reklama

Spora część niemieckich pracowników i pracownic seksualnych świadczy swoje usługi w olbrzymich domach publicznych. Jednym z nich jest Pascha w Kolonii, czyli wielki, 11-piętrowy hotel. Znajduje się w nim 126 pokoi i każdego dnia odwiedza go przeciętnie 800 klientów. Pracujące tam kobiety wynajmują pokój za 180 euro (760 zł) dziennie, z czego 20 euro idzie na specjalny podatek od prostytucji. Stawka za półgodzinne spotkanie wynosi około 50 euro (210 zł); nie trzeba być więc matematycznym geniuszem, żeby policzyć, ilu klientów musi przyjąć kobieta, aby wyjść na swoje. Jednak w większości domów publicznych pracownice seksualne wynajmują pokoje trochę taniej i pracują tylko dla siebie. Oznacza to, że same ustalają własne stawki oraz decydują o tym, jakie usługi są gotowe świadczyć. W takich wypadkach dom publiczny czerpie zyski jedynie z wynajmu pokojów.

Właśnie taki przybytek prowadzi 43-letni Leo. Niestety nie chciał mi powiedzieć, ile bierze od kobiet za wynajęcie pokoju w jego burdelu oraz ile zarabia na takim biznesie. Jak stwierdził, takich informacji udziela tylko poborcy podatkowemu, swojemu księgowemu oraz bankowi.

Na stronie jego burdelu możemy przeczytać takiego hasła jak „Bez przerwy napaleni – (nogi) otwarte 24/7" oraz zobaczyć zdjęcia oferowanych pokoi: przeważają wielkie łoża, palmy i ściany wyłożone lustrami. W ciągu tygodnia pracuje tam około 10 kobiet, w weekendy nawet 15.

Reklama

Leo może i nie jest alfonsem, ale i tak chętnie pozował przed swoim przybytkiem z wachlarzem pięćdziesiątek w ręku. Jak sam powiedział: „Jako właściciel domu publicznego zajmuję się zarządzaniem budynkiem, a nie stręczycielstwem. Co te kobiety robią, z kim i jak często, to wyłącznie ich sprawa". Aby dowiedzieć się, na czym dokładnie polega jego praca, zadaliśmy mu kilka pytań.

VICE: Dlaczego zostałeś właścicielem domu publicznego? Nie potrafiłeś znaleźć żadnej innej fuchy?
Leo: Z wykształcenia jestem mechanikiem. Dosyć szybko jednak zrozumiałem, że nawet biorąc nadgodziny, nie mógłbym liczyć na godziwe zarobki. W takiej pracy jedynie ubrudziłbym sobie ręce. Studiowałem również zarządzanie, ale to już ponad 20 lat temu. Wraz ze znajomymi postanowiliśmy otworzyć burdel, ponieważ powiedziano nam, że małym nakładem pracy można zarobić na tym spore pieniądze.


Odpowiadamy na pytania, które inni boją się zadać. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


To nie do końca prawda – niezła bryka i członkostwa na siłowni nie czynią z ciebie jeszcze właściciela burdelu. Koledzy już dawno zrezygnowali, ale ja się nigdzie nie wybieram. Prowadzenie domu publicznego to biznes jak każdy inny i wymaga profesjonalnego podejścia. Na swoje zacząłem wychodzić dopiero po jakiś pięciu latach działalności. Robię to już od dwudziestu lat i nadal to lubię.

Czy twoi rodzice wiedzą, czym się zajmujesz?
Tak, moja mama wie. W sumie to nawet nie jestem pewien, czy ma z tym jakiś problem. Nie dzwoni do mnie po to, żeby gadać o moim sumieniu, bo i tak nic by to nie dało. Od 14 roku życia sam o sobie decyduję i robię tylko to, co uważam za słuszne.

Reklama

W sieci reklamujesz swój burdel takimi frazami jak „Włóż, wyjmij, wyjdź" albo „Bez przerwy napaleni – (nogi) otwarte 24/7". Czy nienawidzisz kobiet?
Moim zadaniem jest zarządzanie domem publicznym. Jeżeli chcesz się dowiedzieć, jak wygląda promocja burdeli, porozmawiaj z moją agencją reklamową.

Gdyby policjanci zrobili nalot na twój przybytek, co by znaleźli?
Zużyte prezerwatywy, faktury dziewczyn, świeżą pościel i najprawdopodobniej kilka brudnych ręczników – czasem nie nadążamy z praniem, ponieważ tak często (i szybko) dochodzą nasi klienci.

Czy kiedykolwiek spałeś ze swoimi najemczyniami?
Nie i nigdy bym tego nie zrobił. Kobiety chcą ze mną pracować właśnie dlatego, że traktuje je zupełnie inaczej niż ci pseudoplayboye, którzy domagają się, by po pracy świadczyły im jakieś „dodatkowe usługi". Zawsze potrafiłem oddzielić życie zawodowe od prywatnego – moi kumple nie dostają zniżek po znajomości, bo nie po to haruję po nocach, żeby oni dymali za pół ceny. Zazwyczaj trafiają do nas ludzie, którzy wracają z klubów. Nikogo nie potrafili wyrwać, do tego zawiódł ich Tinder, więc późno w nocy przyjechali do nas.

Jeżeli moi koledzy mają chcicę, oczywiście mogą do mnie zadzwonić i zapytać, czy któraś z lokatorek jest w danym momencie wolna. Jednak tak jak wszyscy inni klienci za pół godziny będą musieli zapłacić 50 euro (210 zł).

Czy wszyscy klienci agencji towarzyskich są smutnymi nieudacznikami?
Absolutnie nie. Ogólnie powiedziawszy, przychodzą do nas dwa typy ludzi. Przede wszystkim widać tutaj facetów, którzy chcą przeżyć coś, czego ich żony nie mogą lub nie chcą im dać. W domu mają tylko nudnego misjonarza pod kołdrą, a tutaj proszę bardzo: na pieska, oral, anal… Tacy klienci zazwyczaj są bezproblemowi i nie chcą się całować – od tego przecież mają żony. Moje lokatorki bardzo ich lubią, ponieważ nie sprawiają żadnych kłopotów, są ogoleni, oraz myją się przed i po stosunku.

Reklama

Drugą grupę stanowią kolesie, którzy od 14. roku życia oglądają pornole i chcą powtórzyć rzeczy, które tam zobaczyli. To przeważnie Niemcy. Niekiedy kobiety wychodzą po numerku i zastanawiają się, jakim cudem 18-letnie grzdyle znają pozycje, o których one nigdy nie słyszały.

Czy kobiety, które pracują w twoim burdelu, w ogóle chcą tam być?
Wszystkie muszą mówić po angielsku albo po niemiecku – dzięki temu jestem w stanie się z nimi porozumieć i upewnić, że wszystko u nich w porządku. Jeśli widzę jakiś samochód, który podjeżdża pod front i odbiera pieniądze od jednej z najemczyń, od razu wychodzę im naprzeciw i mówię, że nie toleruję tutaj takich rzeczy. Nikt nie będzie u mnie pracował wbrew własnej woli. Jeżeli prowadziłbym restaurację, nie zatrudniłbym przecież kelnera, który z jakiegoś powodu wcale nie chce serwować jedzenia.

Czy uważasz, że zniszczyłeś jakiejś kobiecie życie?
Kobiety, które przychodzą u mnie pracować, najpierw powinny same wiedzieć, czego dokładnie chcą. Istnieją pewne rzeczy, które trzeba umieć zostawić za drzwiami. Jeżeli widzę, że ktoś ma problemy i pracuje dla alfonsa, nigdy się z nimi nie cackam – wprost informuję, że nie chcę mieć z tym nic wspólnego. Jeśli jednak kobieta ma jakieś osobiste problemy, długi albo coś w tym rodzaju, wtedy oczywiście pozwolę jej u siebie pracować – w końcu musi je jakoś spłacić. Natomiast kiedy zobaczę, że zarobione pieniądze przepuszcza na wódę albo przegrywa w karty, na pewno zainterweniuję. Zrobię to raz, drugi raz, ale po piątym będę miał już dosyć. W pewnym momencie każdy musi wziąć odpowiedzialność za własne czyny.

Reklama

Skąd ta pewność, że w twoim burdelu nikt nie jest gwałcony albo napastowany?
Każda kobieta, która u mnie pracuje, robi tylko to, na co sama wyrazi zgodę. „Nie znaczy nie" – zasada ta obowiązuje również w świecie pracownic seksualnych. Najgorsi są mężczyźni, którzy myślą, że dzięki grubemu portfelowi i niezłej nawijce mogą sobie pozwolić na więcej.

Jeżeli gość nie może dojść do porozumienia z dziewczyną, wtedy odsyłamy go do burdelmamy, a ta przemawia mu do rozumu. Jeżeli żadna z dziewczyn nie zgodzi się nim zająć – jego pech. Najczęściej dzieje się tak wtedy, kiedy klient jest pijany albo śmierdzi. Nikt nie lubi śmierdzieli.

Czy kiedykolwiek odmówiłeś dziewczynie wynajęcia pokoju z powodu jej wyglądu?
Tak, oczywiście. Jeśli nawet w podrzędnej spelunie nikt nie postawiłby jej drinka, dlaczego miałbym założyć, że ktoś będzie chciał zapłacić za to, że pójdzie z nim do łóżka?

Tłumaczenie: Zuzanna Krasowska


Więcej na VICE: