FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

Narodowcy kontra Facebook. Czy państwo powinno się wtrącać?

„Będzie z Facebookiem akcja bez trzymanki" – zapowiada jeden z posłów Kukiz'15
Fot. Daniel Macidłowski

Jak niektórzy mogli pewnie dostrzec na łamach VICE, nie jestem fanem polskich narodowców – ani, dla ścisłości, narodowców niemieckich, rosyjskich, ukraińskich czy haitańskich. Nie jestem też jednak fanem bezmyślnego jechania po ludziach, z których poglądami się nie zgadzam (nawet, jeśli ich poglądy zakładają wybicie ci zębów) ani fanem cenzury. Jeśli czujesz to podobnie jak ja, to informacja o zlikwidowaniu profili Marszu Niepodległości, partii Ruch Narodowy i kilku innych nacjonalistycznych inicjatyw mogła wywołać u ciebie ambiwalentne uczucia.

Reklama

Z jednej strony to organizacje często promujące postawy skrajnie ksenofobiczne, chcące udowodnić, że imigranci z innych kultur marzą wyłącznie o postawieniu meczetów na ruinach europejskiej cywilizacji, a Ukraińcy chętnie im pomogą, robiąc w Polsce powtórkę z Wołynia. Z drugiej strony wolnościowe serduszko podpowiada, że fałszywe uprzedzenia powinny być wyśmiewane, nieprawdziwe tezy obalane (wiecie, „strefy szariatu" w Szwecji), a sposobem na walkę z ekstremizmem nie są Berezy Kartuskie czy inne łagry, a próba zrozumienia i zaradzenia leżącym u ich fundamentu problemom. Wiele osób, które nie zgadzają się z poglądami nacjonalistów uważa, że odpowiedzią na postulaty odwołujące się do rozwiązań przemocowych może być tylko przemoc albo nie dopuszczanie do głosu. Ich pewnie zamknięcie facebookowych profili narodowców bardzo ucieszyło.

W kontrze do tego stanął polski rząd, który coraz częściej widzi w narodowcach sojusznika, chociaż sam lider partii Ruch Narodowy stwierdza, że nacjonaliści będą odbierać PiS-owi elektorat i stanowią dla niego największe zagrożenie. Poparcie dla narodowców wyraziła minister cyfryzacji Anna Streżyńska, później wyjaśniając, że zamierza działać „w granicach prawa i kompetencji". Problem w tym, że strony zostały skasowane w oparciu nie o żadne prawo, ale wewnętrzny regulamin prywatnego amerykańskiego serwisu jakim jest Facebook (o czym często zapominamy, traktując go bardziej jako dobro publiczne, podobnie zresztą jak z marką Google).

Reklama

Wpis minister Streżyńskiej wyrażający poparcie dla narodowców

„Tak działa wolny rynek. Niech wezmą kredyt i założą własny serwis", chciałoby się zaorać po kucowsku, ale potraktujmy sprawę poważnie. Polska konstytucja w art. 14 gwarantuje „wolność prasy i innych środków przekazu". Czy prywatny portal Facebook jest „innym środkiem przekazu"? Polskie urzędy traktują tak wszystkie serwisy dostępne w internecie, więc można zakładać, że tak. Międzynarodowe korporacje mają jednak długą historie obchodzenia lokalnego prawodawstwa – korzystający z luki w prawie przewozowym Uber może nawet w tym zakresie liczyć na poparcie ze strony polskich władz. Powołanie się na konstytucję wymagałoby zatem szerszego uporania się z powyższym problemem, co na razie nie udało się w żadnym kraju. Jednostkowe poparcie dla Ruch Narodowego i innych narodowców należałoby traktować jako koniunkturalne działanie, które nijak się ma obrony polskiej praworządności.

Środowiska antyrasistowskie podkreślają jednak, że treści publikowane przez skasowane strony łamały polskie prawo, zamieszczając treści rasistowskie i ksenofobiczne. O tym, czy rzeczywiście tak było, być może będzie musiał zadecydować sąd. Polskie orzecznictwo wydaje się tutaj łagodne – za znak propagujący nienawiść nie został uznany m.in. krzyż celtycki, symbol zakazany w Niemczech i Włoszech jako emblemat neonazistowski. Narodowcy lubią bronić celtyka przed rzekomym „spłycaniem", jednak częste zestawienia z hasłami w rodzaju „biali patroci", „white power" czy barwami III Rzeszy sprawiają, że brzmi to równie pokrętnie, jak nazywanie swastyki namalowanej na murze solarnym symbolem szczęścia (równie dobrze można by mówić, że sierp i młot to symbol przyjaźni chłopsko-robotniczej, czerwona pięcioramienna gwiazda odwołuje się do ręki robotnika, kwestii Żaby Pepe jednak nie poruszajmy).

Reklama

Nie wierzymy w proste odpowiedzi. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Narodowcy krzyże celtyckie na swoich demonstracjach tolerują, chociaż nie muszą – środowiska antyfaszystowskie znane są wręcz z agresji wobec osób, które na ich demonstracjach pojawiają się z symboliką bolszewickiego komunizmu. Tym razem nie poszło jednak o celtyka, ale o znak falangi (popularnie zwanej „mieczykiem"), która znalazła się na plakacie reklamującym Marsz Niepodległości. Znaku używa obecnie m.in. Obóz Narodowo-Radykalny, a wywodzi się on z przedwojennej organizacji Ruch Narodowo-Radykalny Falanga, założonej przez Bolesława Piaseckiego. Jak podkreślali w rozmowie ze mną związani z organizacją Piaseckiego powstańcy warszawscy, „Falanga" była w owym czasie organizacją skrajnie antysemicką, zatem – nawet, jeśli założymy, że obecny ONR nie nawołuje do nienawiści, to odwołuje się do symboli na wskroś nienawistnych. W tym wypadku mielibyśmy zatem do czynienia z art. 256 kodeksu karnego – a propagowanie czynów i symboli zabronionych nie mieści się w ramach konstytucyjnej wolności słowa.

Co w takim razie powinna zrobić pani minister? Na pewno nie szykować się na „akcję bez trzymanki", jak radzi jeden z członków Kukiz'15, ktoremu usunięto wpis. Najrozsądniej byłoby zachować spokój i zająć się poważnymi sprawami, takimi jak regulacja statusu ponadnarodowych korporacji w naszym kraju. To one, nie obcokrajowcy czy wyznawcy innych religii (jak chcieliby narodowcy), stanową potencjalne zagrożenie dla narodowego bezpieczeństwa.

Aktualizacja: Regionalny wiceprezes Facebooka ogłosił, że profil Marszu Niepodległości zostanie przywrócony. Nie mamy informacji na temat pozostałych stron narodowców.

Śledź autora na Twitterze