Na dzień przed wyjazdem do Szczyrku postanowiłem zaopatrzyć się w odzież wierzchnią typu kombinezon. Nie stać mnie na te kolorowe kurtki, co noszą dzieci właścicieli hurtowni bananów, a po powodzi wszystkie pieniądze ładujemy w remont. Skazany więc jestem na lumpeksy, wylizywanie worków śniadaniowych i żulenie petów. Tym razem szczęście uśmiechnęło się do mnie bardziej niż Majka Jeżowska na koncercie "I Ty możesz zostać świętym Mikołajem". Grzebiąc w pojemniku z rzeczami po 2 ziko nagle ku mojemu zdziwieniu ujrzałem Paddy'ego. Już myślałem, że wzrok mnie myli, ale za chwilę pojawiła się reszta rodziny. Postanowiłem ich zabrać ze sobą i poświęcić część swojego budżetu na uratowanie rodzinki Kelly z opresji moli. Na drugi dzień nie miałem sumienia zostawiać ich samych w domu. Spakowałem te niemieckie (a może i amerykańskie) buźki do plecaka i wspólnie ruszyliśmy w drogę. To jak się bawiliśmy możecie zobaczyć na zdjęciach. Te z afterów postanowiłem zachować dla siebie. Ostatnio tyle tych znanych zgonów, że jeszcze jakieś nieszczęście bym przywołał.
Reklama
P.S. The Kelly Family czekają teraz na wypranie w moim koszu na bieliznę.