FYI.

This story is over 5 years old.

zdrada

Dlaczego zdradzałam każdego mężczyznę, z którym byłam w związku

Moja spowiedź
Zdjęcie: Chloe Orefice

Tekst pierwotnie ukazał się w VICE UK

Niewierność nie budzi w dzisiejszych czasach takich kontrowersji, co kiedyś. Podobnie jak seks przedmałżeński czy inwazyjne operacje plastycznie, zdradzanie partnera przestało być tematem tabu i stało się na tyle znormalizowane, że w internecie można znaleźć tysiące memów na ten temat, a wszystkie z nich zbierają setki polubień. W Wielkiej Brytanii co piąta dorosła osoba przyznaje się do chociaż jednego romansu w życiu, podczas gdy w Polsce jest to aż 40 procent ludzi (według danych zebranych przez profesora Zbigniewa Izdebskiego).

Reklama

Skąd się biorą takie liczby? Aby to zrozumieć, postanowiliśmy porozmawiać z osobą, która ma wielkie doświadczenie ze zdradami: Aniah, 25-letnią urzędniczką z północnego Londynu, która nie była wierna żadnemu ze swoich partnerów, odkąd jej pierwszy chłopak złamał jej serce.

Miałam 16 lat, kiedy po raz pierwszy zaczęłam się z kimś na poważnie spotykać. Było lato, właśnie zdałam wszystkie egzaminy gimnazjalne i z optymizmem patrzyłam w przyszłość. Czułam się jak dorosła kobieta, bo w końcu ukończyłam szkołę.

Poznaliśmy się na koncercie dla nastolatków. Spotykaliśmy się przez trzy lata. Zakochałam się w nim i kompletnie oszalałam na jego punkcie. Niestety przez ostatni rok nie było zbyt przyjemnie: ja podporządkowałam mu całe życie, a on traktował mnie jak gówno. Wyzywał mnie, ubliżał, sprawił, że czułam się bezwartościowa. Poświęciłam mu wszystko, a on mnie rzucił.

Byłam wrakiem, a warto dodać, że miało to miejsce podczas egzaminów. Poszło mi jednak całkiem dobrze i dostałam się na studia. Wtedy zaczął do mnie dzwonić i mówić, jak bardzo mnie zawiódł i że wciąż mnie kocha. Znowu się zeszliśmy. Przez cały czas byłam mu wierna. Kiedy miałam 19 lat, doszły do mnie plotki, że spotykał się z inną dziewczyną, ale ponieważ potrafił mnie zbajerować słodkimi słówkami, specjalnie się tym nie przejęłam. Po pewnym czasie tamta laska zaczęła do mnie wydzwaniać i mówić, żebym zostawiła jej chłopaka. Oczywiście za każdym razem, gdy go o to pytałam, wszystkiemu zaprzeczał, a ja nie miałam żadnych dowodów.

Reklama

Jednak niedługo potem znowu ze mną zerwał, tym razem na dobre. Kompletnie mnie to załamało, zwłaszcza że wkrótce na jego Facebooku zaczęły pojawiać się zdjęcia z tamtą dziewczyną. Nie będę kłamać, cała ta sytuacja bardzo mnie zmieniła: właśnie wtedy postanowiłam, że teraz to ja będę wycinać innym takie numery.

Lubię sprawować kontrolę. Lubię być u steru. To mi daje poczucie władzy, którego potrzebowałam przez całe życie – z powodu tamtej relacji, ale i mojego dzieciństwa. Mój tata jest pastorem, więc w naszym domu panowały surowe zasady. Jako że byłam najstarsza z rodzeństwa, stawiano mnie za wzór i pilnowano bardziej niż innych. Szybko nauczyłam się wymykać z domu i okłamywać moich rodziców, dzięki czemu mogłam uciekać do miejsc, gdzie naprawdę chciałam być. Całe życie potrafiłam oszukiwać innych. Jasne, nie ma czym się chwalić, ale uwierzcie mi, to naprawdę się przydaje w życiu.

Jeśli chodzi o relacje z mężczyznami, wydaje mi się, że moja potrzeba kontroli to jeden z głównych powodów, dla których tak łatwo mi ich zdradzać. Lubię kierować związkiem i decydować o tym, jak ma on wyglądać – dzięki temu mogę panować nad moimi emocjami i oczekiwaniami. Nie pozostawiam tego w rękach innej osoby, ponieważ większości mężczyzn nie można ufać. Zdradzając, mam pewność, że to ja sprawuję kontrolę w związku, bo w każdej chwili mogę rzucić jednego faceta i związać się z drugim. Wszystko dzieje się na moich warunkach. Nie jestem już małą dziewczyną, która szaleje na punkcie jakiegoś chłopca. Nigdy więcej.

Reklama

Miałam w życiu cztery poważne związki. Partnerzy numer 2 i 3 byli naprawdę dobrymi facetami. Pierwszego z nich poznałam na studiach. Przed nim sypiałam, z kim tylko chciałam, i nie musiałam się przejmować niczyimi uczuciami. Czerpałam z życia garściami, eksperymentowałam, znajdywałam partnerów na jedną noc. Jednak kiedy go poznałam, od razu wpadłam po uszy. Przeraziło mnie to. Czułam, że znowu zaczynam się zakochiwać, więc doszukiwałam się problemów tam, gdzie ich nie było. Wmawiałam sobie, że mnie okłamywał: jeśli nie odpowiadał mi na SMS-y w określonym czasie lub nie informował, że wychodzi gdzieś ze znajomymi, używałam tego jako pretekstu, żeby go zdradzić. Wiele, wiele razy.

Wiadomo, jak wygląda życie w akademiku – wszyscy są na bieżąco z podbojami innych ludzi. Mimo że nie wierzył w krążące plotki, i tak z nim zerwałam, po czym związałam się z jednym z facetów, z którymi go zdradzałam. Tamten związek przetrwał sześć miesięcy, ale koleś studiował w innym mieście, więc nadal mogłam skakać w bok. Jest o wiele łatwiej zdradzać, kiedy nie mieszkacie blisko siebie – żadnego wykradania się i kłamstw. No dobra, trzeba trochę kłamać, ale rozumiecie, o co mi chodzi.

Sądzę, że mogę mieć lęk przed zaangażowaniem się. W każdym związku nadchodził moment, kiedy zaczynałam myśleć: „Naprawdę kocham tę osobę i bardzo mi na niej zależy”, po czym od razu wpadałam w panikę. To u mnie normalne. W takich chwilach czuję, jak mury, którymi się otoczyłam, powoli się kruszą, moje postanowienia przestają mieć znaczenie, a ja sama tracę kontrolę. Jednak właśnie na tym polega cały problem z miłością – jej się nie da kontrolować.
Dlatego od razu zaczynam sobie wmawiać, że czuję się samotna albo że mój partner w ogóle mnie nie rozumie. Czasem jednak wystarczy sam fakt, że seks jest beznadziejny albo nie uprawiamy go wystarczająco często, i od razu znajduję kogoś na boku. Powinnam mu o tym powiedzieć, prawda? A może należy po prostu z nim zerwać? W sumie nie wiem, co zrobić; muszę zapytać o to moją terapeutkę. Ale kiedy się kogoś przywiązujesz, zaczynasz żywić nadzieję, że w przyszłości sytuacja się poprawi. Niestety w moim przypadku tak nie jest; ja się nie zmieniam.

Reklama


Weźmy chociażby mój ostatni związek: przez pierwsze siedem miesięcy bardzo często skakałam w bok. Facet się dowiedział, ale i tak byliśmy razem przez kolejne trzy lata. Zdecydowaliśmy się o tym zapomnieć i przestać żyć przeszłością. Niestety nigdy mu się to nie udało. Byliśmy naiwni, że w ogóle uwierzyliśmy w taką możliwość. Podczas każdej kłótni wypominał mi, że go zdradzałam, co jedynie sprawiało, że robiłam to jeszcze częściej. Oczywiście o tym nie wiedział. Tamte trzy lata były stratą czasu – i jego, i mojego.

Naprawdę mam wyrzuty sumienia, że się o tym dowiedział. To go zmieniło i wpłynęło na nasz związek. Stał się mniej czuły, co jak na ironię było powodem, dla którego znowu zaczęłam potajemnie sypiać z innymi. Przy czym nigdy nie zdradzam partnerów z osobami, które znają – to ordynarne. Wyobraźcie sobie, że jego koledzy przychodzą do nas obiad, a ty zdążyłaś obsłużyć już kilku z nich. Tak się nie robi. Mam zasady, nawet kiedy zdradzam: nigdy z rodziną, znajomymi czy kolegami z pracy i żadnego wrzucania zdjęć na media społecznościowe.


Bądź z nami na bieżąco. Polub nasz fanpage VICE Polska na Facebooku


Wstydzę się przyznać, że zdradzam (a właściwie jak często to robię). Niektórzy powiedzą, że jestem potworem, ale jeśli kiedykolwiek wyjdę za mąż, przestanę. Mam duże potrzeby seksualne, ale wydaje mi się, że małżeństwo pomaga okiełznać takie skłonności. Przysięgi to jednak świętość, zwłaszcza jeśli ślub odbywa się w jakimś obrządku religijnym. Przy czym muszę przyznać, że całkiem ciekawą alternatywą jest otwarte małżeństwo. Sama tego nigdy bym nie wykluczyła. Ale żeby wymykać się za plecami mojego męża? Nigdy. Niewierność kończy się wraz z włożeniem obrączki.