FYI.

This story is over 5 years old.

eksperyment

Przez miesiąc próbowałam zrobić z mojej pupy gwiazdę Instagrama

„Wyżej tyłka nie podskoczysz”? Jeszcze wam pokażę!
różne zdjęcia pupy w bieliźnie

Niemal za każdym razem, gdy na moim Instagramie pojawia się zdjęcie tyłka, zbiera ono więcej lajków niż jakakolwiek inna fotografia. Nieznajomi komentują, zostawiając po sobie emoji brzoskwinek lub instruują mnie, bym oznaczyła ich konta – wszystko po to, by zrepostowali moje zdjęcie. Ten trend nie jest strasznie zaskakujący, biorąc pod uwagę proste działanie, jakim jest ekshibicjonizm w Internecie. Mimo to nadal zaskakuje mnie fakt, że spora liczba ludzi jest tak wkręcona, że dostaje powiadomienie za każdym razem, kiedy nieznajoma dziewczyna umieszcza korzystne zdjęcie swojej pupy.

Reklama

Wszystko o pośladkach

Jeśli chodzi o moją pupę: bardzo ją lubię. Kiedy tyłki zaczęły przyćmiewać piersi jako kobiecy element ciała, którym można się niestrudzenie afiszować i stało się to społecznie akceptowalne – ucieszyłam się. Oto trend, w który mogę rzeczywiście uczestniczyć. W przeciwieństwie do moich cycków mój tyłek może wypełnić kilka garści i ma podobną konsystencję do materaców, na których można zostawić odcisk dłoni. Biorąc pod uwagę, jak łatwo było przyciągnąć uwagę na Instagramie bez większego wysiłku, byłam ciekawa, czy mogę sprawić, by mój zadek stał się sławny.

Logicznym krokiem było założenie konta, na którym pojawiałyby się wyłącznie zdjęcia mojego tyłka, a jedynym zamiarem byłoby pozyskanie jak największej liczby obserwujących. Istnieje niezliczona liczba kont, na których pojawiają się przycięte, przybliżone zdjęcia pośladków w naciągniętej bieliźnie i jakimś cudem przyciągają nawet milion obserwujących. Nie podejrzewałam, że będzie to dla mnie tak trudne. Okazuje się, że musiałam dużo się nauczyć o tajnikach Instagramowej pupy – od zasad serwisu poczynając, na etykiecie i budowaniu społeczności kończąc.

#ass nie istnieje

Zakładając konto, próbowałam wymyślić błyskotliwą nazwę użytkownika. @Ass_Worship, @My_Ass i @Worship_My_Ass były zajęte. Ostatecznie zdecydowałam się na @My_Ass_My_Ass – niezręczną, ale najlepszą dostępną opcję, zważając na przesycony rynek. Ubierając się każdego dnia rano, robiłam zdjęcie w lustrze w sypialni lub łazience i umieszczałam je na moim koncie. Potem spędzałam trochę czasu na szukaniu kont ze słowami „ass” lub „booty” w nazwie.

Reklama

Kiedy szukałam #ass wśród hasztagów, nic nie wyskoczyło. Dzieje się tak poniważ jak twierdzi sam Instagram, blokowane hasztagi to słowa, które zwykle są wykorzystywane do atakowania użytkowników. W pisemnym oświadczeniu jedna z osób zajmujących się PRem napisała: „Jednym z sygnałów, którymi kierujemy się przy blokowaniu hasztagu, jest spójny związek ze zdjęciami lub filmami, które naruszają nasze zasady”. Innymi słowy #ass może potencjalnie prowadzić do kłopotliwej, niechcianej uwagi.

OBEJRZYJ: Pośladki pod skalpel w zamian za lajki: Instagram i moda na dużą pupę

Trzeciego dnia istnienia @My_Ass_My_Ass próbowałam zalogować się na moje konto. Zamiast tego otrzymałam komunikat informujący mnie o naruszeniu warunków społeczności Instagrama. To było dziwne, ponieważ zamieszczałam wyłącznie zdjęcia w bieliźnie lub legginsach. Wysłałam maila do rzecznika prasowego z prośbą o wyjaśnienie, a następnie założyłam kolejne konto, @thisasshere, ponieważ nie chciałam tracić czasu.

Dzień po skontaktowaniu się z Instagramem ich gość od PR wysłał mi krótką wiadomość, w której przeprosił i powiedział, że moje konto zostało usunięte przez pomyłkę. Kiedy wysłałam wiadomość zwrotną z prośbą o podanie przyczyny, nie odpowiedział. Było jednak za późno. Musiałam coś zrobić. (Po kolejnej wiadomości dostałam odpowiedź, w której napisał, że Instagram popełnia błędy, ponieważ otrzymuje setki tysięcy raportów tygodniowo i że ciągle się uczą).

Reklama

Nie powtarzaj się

Moja taktyka polegała zazwyczaj na dodaniu zdjęcia mojej pupy, a następnie znalezieniu jak największej liczby tyłkowych kont, które mogłabym zaobserwować. Wśród nich znalazły się takie, jak @Itsjustbooty oraz @Model_Booty, u których shoutout kosztuje 20 złotych. Zauważyłam, że na sporej ilości kont pojawiała się informacja dotycząca płci administratora. Często podawali też swoje nazwy na Kiku i Snapchacie. Masa kont promowała się jako witryny dla dorosłych lub inspiracje fitnessowe. Oczywiście znalazło się sporo osób, które po prostu świeciły zadem.

Co mówi o tobie twoje konto na Instagramie

Zaczęłam lajkować i komentować tyle zdjęć, ile tylko mogłam. By zaoszczędzić czas, starałam się za każdym razem zostawić taki sam komentarz – machającą łapkę, idealny lodołamacz – dopóki nie otrzymałam powiadomienia z nagłówkiem „Zduplikowany komentarz”.

„Wygląda na to, że już dodałeś ten komentarz. Spróbuj opublikować nowy. Ograniczamy niektóre treści i działania, aby chronić naszą społeczność. Powiedz nam, jeśli uważasz, że popełniliśmy błąd”.

Wytyczne dla społeczności Instagrama mówią, że ich intencją jest „tworzenie środowiska bezpiecznego i otwartego dla wszystkich”.

Nie zaśmiecaj Instagramu spamem poprzez sztuczne gromadzenie polubień, osób obserwujących lub udostępnień, powtarzanie tych samych komentarzy lub treści, czy też kontaktowanie się z innymi w celach komercyjnych bez ich zgody.

Ugh. To zaczynało się robić męczące. Mimo to, że moje pragnienie zdobycia uznania dla mojego tyłka nie było komercyjne (chociaż zawsze marzyłam o stworzeniu kalendarza skupionego na pośladkach), zdałam sobie sprawę, że muszę postępować bardziej spójnie. W celu uzyskania wskazówek skontaktowałam się z Mattem Wernerem, prowadzącym The Butt Blog.

Reklama

Miejsce, w którym spam jest mile widziany

The Butt Blog rozpoczął swoją działalność rok temu i obecnie ma 807 tys. obserwujących (a liczba cały czas rośnie). Początkowo był to poboczny projekt, ale teraz Werner tworzy stronę internetową i szuka sposobów na promocję.

Gdy konto Wernera było aktywne, poznał on modeli i fotografów z dużą ilością obserwujących. Tagowali się wzajemnie i udostępniali swoje posty, co jest kluczowym krokiem w budowaniu tyłkowego konta na Instagramie. Równie popularny był S4S, czyli share for share, w ramach którego lajkujesz i komentujesz mnóstwo zdjęć na czyimś koncie, a ta osoba odwdzięcza się tym samym. Wygląda na to, że tak powstaje bezpieczne i otwarte środowisko dla wszystkich.

Kiedy spytałam, czy mógłby mi pomóc i udostępnić moje malutkie konto, powiedział, że zrobi to pod jednym warunkiem – jeśli mu zapłacę. Stwierdził, że w przeciwnym razie mój profil z zaledwie dwudziestoma obserwatorami mógłby być ryzykowny dla jego marki.

Jego radą dla mnie było znalezienie kogoś, najlepiej profesjonalisty, który mógłby robić zdjęcia mojego tyłka. Jeśli to niemożliwe, miałam znaleźć odpowiednie kąty, pod którymi mój kufer wyglądałby najlepiej. Im więcej odsłoniętej skóry, tym lepiej.

Prowadziłam konto @thisasshere ponad miesiąc, a moje asspiracje zostania gwiazdą asstagramu zmalały. Martwiłam się, że robienie zdjęć w tej samej bieliźnie będzie zbędne, rozleniwiłam się, a moje kąty przestały mnie inspirować. Dodatkowo pochłanianie niezliczonych zdjęć pulchnych pośladków było męczące – i bądźmy szczerzy – obleśne. Konkurencja jest zacięta i istnieją setki tysięcy pup, które są bardziej spragnione uwagi, niż moja. Może w przyszłości zdobędzie grupę wyznawców. Ale jak na razie, moja pupa przechodzi na emeryturę, zakrywa się i trzyma się z dala od aparatu w iPhone’ie. Przynajmniej aż do sezonu bikini.

Reklama

By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Canada


Więcej na VICE: