FYI.

This story is over 5 years old.

Bollocks to the Hippocratic Oath

Wino, menele i krew

W tym tygodniu spotkała mnie na dyżurze najgorsza rzecz na świecie. Musiałam wyciągać zwoje przesiąkniętego krwią papieru z odbytu bezdomnego, który w ten sposób zatkał sobie tyłek, żeby nie srać na ulicy.

Disclaimer:Niektórzy z was mogą pamiętać tę rubrykę sprzed kilku lat, kiedy jeszcze mieszkaliśmy w Vicelandzie. Znikła wraz z naszą przeprowadzką na VICE.com. Postanowiliśmy ją dla was odgrzebać. Miłej lektury.  

Zdjęcie:  Ív and Candie

Siema, błyskawicznie rozkładające się protoplazmatyczne worki pełne wapnia i gówna! Pozwólcie, że się przedstawię: doktor Mona Moore. Rzecz jasna, imię i nazwisko są zmyślone, ale faktycznie jestem lekarką. Nie litujcie się nade mną; w końcu z takim zawodem bezrobocie nigdy mi nie grozi, stać mnie na mieszkanie dziesięć razy większe od waszych dziupli i do tego mam papiery na wymądrzanie się, bo jako lekarz po prostu zawsze mam rację. No to już, zabierajcie się do czytania mojej rubryki! 

Reklama

W tym tygodniu spotkała mnie na dyżurze najgorsza rzecz na świecie. Musiałam wyciągać zwoje przesiąkniętego krwią papieru z odbytu bezdomnego, który w ten sposób zatkał sobie tyłek, żeby nie srać na ulicy. Co kilka minut udawałam, że potrzebuję kolejnej pary lateksowych rękawiczek i wybiegałam z pokoju zabiegowego, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza i nie puścić pawia.

Jestem w stanie wyczuć prawdziwego chlora po zapachu, zanim go jeszcze zobaczę. Nie mam tu na myśli żadnej amatorszczyzny, czyli weekendowych imprezowiczów: zakrapiającego sobie oczy tequilą, wciągającego wódkę nosem komanda, któremu notorycznie urywa się film; ani pozbawionych złudzeń kobiet w wieku balzakowskim, osuszających trzy butelki czerwonego wina w jeden wieczór po tym, jak już zapakują swoje pociechy do łóżek. Chodzi mi o degeneratów spod znaku "Chcę zamarynować sobie mózg, krwawić z dupy i stracić wszelki kontakt z rzeczywistością". Od nich jedzie na kilometr. Tak, jak od kolesia z krwawym papier-mâché w odbycie.

Facet tak się zapił, że wnętrze jego żołądka było usiane wrzodami, z których tryskała jucha. Spływała wartkim strumieniem przez jelita o długości 6,5 metra, mieszała się z gównem i wyciekała prosto na chodnik. Mózg delikwenta pływał w marynacie ze słodkiego, ciemnego rumu, dzięki czemu menel był szczęśliwie nieświadom własnego upadku. Oddajmy mu jednak sprawiedliwość: odczuwał pewne zażenowanie i dlatego wypchał sobie tyłek srajtaśmą. Dbając o elementarną kindersztubę, nie chciał srać publicznie.

Reklama

Byłam pewna, że już nie może być gorzej, kiedy koleś rzucił w moją stronę, że jestem "ładniusia". Puściłam to mimo uszu. Nie chciało mi się wierzyć, że ktoś, komu właśnie wyciągam z czeluści zadka krwawe szmaty, może mnie teraz podrywać. Kiedy do środka weszło trzech jego kumpli, napruty lowelas odprawił ich gestem dłoni, sycząc, "ej, spadajcie! Nie wtryniać mi się tu w randkę z panią doktór." Myślałam, że się wyrzygam prosto na jego gołą i owrzodzoną dupę.

Dla takich niereformowalnych bejów, pobyt w szpitalu to tylko krótka i niepożądana przerwa w pijackim cugu. Prawdziwy chlor nie spocznie, póki całkiem nie stoczy cię w przepaść, cuchnąc przy tym jak rozkładający się trup. Zdarzyło mi się przyłapać pacjentów na piciu antybakteryjnego płynu do rąk, który składa się przynajmniej w 60% z alkoholu i znajduje się w zasięgu rąk każdego pacjenta, pod spodem szpitalnego łóżka. Niektórzy ograniczają się do wyciśnięcia płynu do ust, podczas gdy inni po prostu odkręcają wieczko i piją prosto z butelki.

Trafiają się też mądrale, które specjalnie wlewają w siebie pyszny, niebieski odmrażacz; żeby uratować cwaniakom życie, musimy im podać dożylnie czysty alkohol. Sama wygoda, nawet nie trzeba otwierać ust. Bez wątpienia ich wątroby doceniają tę ironię. Pamiętam alkoholika po dwudziestce, którego znudziło siedzenie w poczekalni i, kiedy w końcu pojawił się w moim gabinecie, po brodzie z rzadkim zarostem ściekała mu wąska strużka Domestosa do toalet. Wypierał się wszystkiego, jak niesforny dzieciak, który zeżarł wszystkie herbatniki.

Kiedy udało mi się wreszcie opanować wyciek z zadka, przyjęłam menela na oddział, zrzucając tym samym odpowiedzialność za niego na innych frajerów. Skończyłam dyżur. Wychodząc ze szpitala, minęłam opatulonego kocem rasistę na wózku, który nie trzymał ani moczu, ani stolca. Wykrzykiwał coś o Chińczykach. Po takim dyżurze musiałam się natychmiast porządnie schlać.

Zobacz też:

Zatkało kakao
Czego nie robić z erekcją?