FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Na-ostatnią-chwilę Band

"Afromental chyba trzeba lubić za to kim jesteśmy i jaką mamy w sobie pasję do muzyki, bo ciężko nas wsadzić do szuflady z konkretnym stylem"

Dziesięć lat, siedmiu chłopaków, cztery płyty i kilka programów telewizyjnych w resume. Afromental ze swoją nową płytą „Menthal House" przypieczętowuje 10 rok wspólnego grania. Prawdopodobnie wydaje wam się, że o chłopakach wszystko wiadomo, bo przecież „tyle ich jest wszędzie". Okazuje się, że mają ochotę jeszcze trochę się pobawić i zaskakiwać. Ale z głupiego skakania już trochę wyrośli, bo, jak sami mówią, już są panami po trzydziestce i czas nabrać trochę ogłady i przestać być maskotkami show biznesu.

Reklama

Spotkałam się z 3/7 zespołu, żeby dowiedzieć się, czym różni się Afromental, jaki wszystkim wydaje się, że znają, od tego jak sami siebie widzą, co się dzieje na nowej płycie, dlaczego musieli czekać dziesięć lat, żeby zrobić wszystko po swojemu i co będzie działo się dalej.

Zdjęcia Aleksandra Voy

Nowa płyta brzmi trochę inaczej niż wcześniejsze, skąd ten zwrot?

Tomek Torres: To nie jest zwrot. Takiego mocnego grania może nie było tak dużo na płytach, ale było na koncertach od dobrych kilku lat. Zebraliśmy się wreszcie na odwagę, żeby przenieść to, co dzieje się na występach na żywo, do studia.

Wojtek Łozowski: Kiedy zakładaliśmy zespół, to już mieliśmy w głowach chęć mieszania hiphopu z ciężkim graniem. Co prawda graliśmy głównie soul, r&b, lekko kołysząco, bawiliśmy się trochę z konwencją popu. LIVE zawsze graliśmy bardziej energetycznie, mocno, w oparciu o żywe instrumenty. Na tej płycie to słychać.

Powiem szczerze, że tylko raz byłam na waszym koncercie i to były chyba wasze początki – COKE LIVE MUSIC FESTIVAL w 2008 roku.

Wszyscy: Do tej pory to jeden z naszych ulubionych koncertów!

W.Ł.: I nowa płyta nawiązuje właśnie do tego, co dzieje się na tych występach na żywo. Od jakiś 3-4 lat sukcesywnie zmierzaliśmy do tego, żeby ta płyta brzmiała tak jak brzmi teraz. Ostateczny efekt może dziwić, jeżeli ktoś kojarzył Afro tylko singli, mediów…

Aż tak bardzo różnicie się od tego, co widzimy w telewizorze i słyszymy w radiu?

Reklama

T: Nasze promocja nieco rozmijała się z tym, jak sami siebie widzieliśmy. Często zdarza się tak, że na „szerokie wody" wypuszczane są numery, które są bardziej przyswajalne, nie za bardzo agresywne. Tak było wcześniej też z nami. Teraz postanowiliśmy pójść pod prąd i promujemy płytę najcięższym kawałkiem, dajemy tym samym znak, że nie chcemy iść na łatwiznę.

W.Ł: Nauczyliśmy się tego, że single mają bardzo dużą siłę i uważnie trzeba je dobierać. Szczególnie, że teraz ludzie coraz rzadziej sięgają po całe albumy, a korzystają z wygody przeróżnych urządzeń i aplikacji, na których sami sobie dobierają pojedyncze utworzy, których chcą słuchać. Nasza medialna przygoda rozkręciła się wokół kołyszących singli, z którymi nie do końca się utożsamialiśmy, tak jak „Pray 4 Love", który powstał na potrzeby filmu („Kochaj i Tańcz", przyp. red.), inny to nie do końca zrozumiany pastisz na popkulturę – no cóż, „sorry that I wrote this wrong song"…

Afromental "Menthal House"; single, promujący najnowszą płytę

Takie typowo radiowe piosenki to przepustka do dotarcia do szerokiej rzeszy odbiorców, pytanie, czy zespół, który wierzy w jakość tego co robi, powinien przez tyle czasu pozwalać sobie na taką promocję?

W.Ł: Już zapłaciliśmy naszą cenę, którą było trochę sprzedanie się tej bardziej komercyjnej stronie, przeżyliśmy swoja przygodę z popkulturą dość intensywnie. Super zabawa, ale muzycznie byliśmy dalecy od satysfakcji. Czekaliśmy na moment, kiedy będziemy mogli, z czystym sumieniem, pojechać zupełnie po swojemu. Mamy na tyle szczęścia, że ludzie, którzy rozdają karty w showbizie, zauważyli w nas potencjał, zarówno muzyczny, jak i osobowościowy. Dzięki temu teraz przyszedł czas, że możemy sobie robić co chcemy. Gdybyśmy zdecydowali się na super ambitną muzę od samego początku, to zaczęlibyśmy i skończyli na festiwalach muzyki alternatywnej z kilkoma tysiącami osób zasięgu, a w międzyczasie każdy z nas musiałby pracować w zawodzie, którego nienawidzi, żeby było nas stać na granie.

Reklama

Aleksander Milwiw-Baron: Problemem jest to, że słuchacz, po przesłuchaniu singla nie sięga po całą płytę i wyrabia sobie zdanie o zespole, tak naprawdę nie mając pojęcia, jak wygląda jego twórczość. Na płycie, na których były „radio-przyswajalne" piosenki, były też utwory dużo czystsze pod względem stylu, czy to hiphopowe, czy gitarowo – rockowe.

T: Teraz już koniec słuchania sugestii z zewnątrz, co inaczej zrobić i jak to zrobić lepiej. Tylko nasze siedem głów i efekt końcowy według naszego planu.

Nie boicie się, że fani tego poprzedniego brzmienia wam „uciekną"?

A.M-B: Podobno nie liczy się ilość, tylko jakość. A ludzie, którzy byli za nami od lat, nie odwrócili się, jak im zaserwowaliśmy nowy materiał, a co więcej okazuje się, że trafiamy tez do fanów czystego rocka, którzy niechętnie wychylają się ponad alternatywna scenę.

T: Często jest tak, że nasi fani słuchają Afro dla Afro i przemawia do nich wszystko, co robimy, dorastają razem z nami. Jesteśmy już bardziej facetami, niż tylko śmiesznymi chłopaczkami, więc i starszy odbiorca może zacząć się interesować tym, co tworzymy. Lubię na koncertach klubowych wyszukiwać pośród publiczności takich gości 40+, którzy na początku zawsze stoją gdzieś z boku, przyszli sprawdzić i ocenić – a kończą z łapami w górze i szaleją z tłumem.

W.Ł: Naszą siłą jest zajawka do muzyki generalnie. Nasze inspiracje są tak różnorodne, że ciężko nam się zdecydować na jeden styl muzyczny. Po za tym, nasza muza nigdy nie była taką lekką łatwą i przyjemną „ciapą".

Reklama

I macie w planach ostatecznie odciąć się od łatki soulowego „boysbandu"…

A.M-B: Trochę się z tym rzeczywiście boksowaliśmy - jesteśmy zespołem 7 facetów, w teorii zrobionym pod kobitki, że niby tak ma się sprzedawać płyty.

W.Ł: Tak, to było pierdolenie przez lata, włączył się jakiś boysbandowy klimat, że tacy „ładni chłopcy", nosz kurwa, jakby to była nasza wina, że jesteśmy jacyś ładni. Po prostu takie mamy geny!

A.M-B: A na poważnie – mam wrażenie, ze ludzie nie do końca wiedzieli, że my wszyscy nie jesteśmy tam tylko po to, żeby stać i robić chórki, mamy swoje instrumenty, z których robimy użytek.

Kolejnym krokiem w głąb medialnej studni była decyzja o udziale w talent show, gdzie stawiacie siebie trochę w roli mentorów młodego muzyka. Po co?

A.M-B: Po pierwsze jest to temat, na którym się znam. Kiedy sam zaczynałem, wielokrotnie mi pomagano. Teraz jest czas, kiedy mogę się odwdzięczyć za to i tę energie podać gdzieś dalej. Dodatkowo, taki program to dodatkowe 2 miliony ludzi co tydzień, którym możemy „sprzedać" swoje nowe piosenki.

W.Ł: Jest w tym jakieś poczucie misji. Możemy mieć, w mniejszym lub większym stopniu, wpływ na to, żeby dać szansę bardziej alternatywnym zespołom zaistnieć w mediach. Po za tym, powiedzmy sobie szczerze – nikt nie płaci tak, jak tego typu programy.

Poprzednia płyta była 3 lata temu. Wykorzystaliście ten czas, żeby dopracować nowy materiał?

A.M-B: Szczerze mówiąc, to intensywna praca nad płytą trwała przez ostatnie pół roku. A samą płytę nagraliśmy praktycznie w 3 miesiące, co jest rekordem, bo normalnie nam to zajmuje właśnie jakieś 3 lata.

Reklama

W.Ł: Bo my się nazywamy „na ostatnią chwilę band".

A.M-B: Po raz pierwszy też udało nam się nagrywać materiał „na setkę", czyli wszyscy muzycy, symultanicznie, odgrywali swoje partie. Wcześniej wyglądało to tak, ze każdy przynosił swoje beaty i demówki z komputera, które później składaliśmy w całość. Teraz zamknęliśmy się w sali nagrań i graliśmy dotąd, aż nagraliśmy.

A jak nie nagrywanie, koncertowanie czy pokazywanie się w TV, to co?

A.M-B: Co roku jeździmy wszyscy razem na deskę. Cały zespół jest zmotoryzowany śniegowo, więc i „po godzinach" spędzamy czas razem.

T: Cała banda 14 facetów podbija stoki.

W.Ł: I gra w gry (komputerowe), i w karty.

T: A poza graniem w Afro, naszą pasją jest granie na boku z innymi muzykami.

Jak to?

W.Ł: Mamy w zespole świetnych instrumentalistów, którzy udzielają się też poza zespołem. Chłopcy, na przykład, grają jazz w wolnych chwilach, czasem zdarzy im się wyskoczyć na jakiś festiwal i przypadkiem go wygrać.

T: Haha, to prawda. Afromental to „projekt matka", ale uwielbiam też granie „sesyjne", jazzowe. Jak sobie pomyślę, że miałaby kiedyś powstać płyta „Tomek Torres przedstawia…", to chyba musiałbym nagrać po jednym utworze z każdego gatunku muzycznego.

Wojtek, z tego co mi doniesiono, w ramach grania poza zespołem, udzielasz się przy stole pokerowym?

W.Ł: Tak, to jest moja pasja, odmiana, w którą ja gram, to tak zwany Texas Hold'em. Na świecie poker rozwija się bardzo mocno. W Polsce prawie milion osób gra regularnie, ale w szarej strefie, bo u nas jest to nielegalne. Nie chcę się rozwijać na temat tego, jak się ma przestarzałe prawodawstwo i mieszanie turniejowego grania z hazardem. Ale turnieje pokerowe odbywają się na całym świecie, trochę na podobnych zasadach jak brydż sportowy czy szachy. Od hazardu to jest dalekie, turnieje trwają kilka dni, każdy wpisuje się za tę samą kwotę i polega to na eliminacji graczy. U nas takie turnieje też się odbywają, ale nieoficjalnie. Jakieś odpowiednie służby spokojnie mogłyby zorganizować nalot przy takiej okazji i wszystkich aresztować. Poker to nie hazard, ale gra umiejętności. Przy jednym stole możesz spotkać cały przekrój społeczeństwa. Polecam, zdecydowanie.

Reklama

Płyta nagrana, skończyliście trasę na ten rok, jakie plany dalej?

W.Ł: Trasa skończona, ale nie praca. Mamy w głowie mnóstwo pomysłów, kolejna płyta może być jakimś szalonym zwrotem w nowym kierunku. Afro zdecydowanie trzeba lubić za to kim jesteśmy i jaką mamy w sobie pasję do muzyki, bo ciężko nas wsadzić do szuflady z konkretnym stylem. Teraz jest rockowo i przez chwilę tak zostanie.

A.M-B: W międzyczasie dokańczamy też kręcony na nasze dziesięciolecie film dokumentalny. Po nowym roku planujemy premierę.

Z kamerą wśród zwierząt?

W.Ł: Dokładnie tak! Film ma tytuł „Więcej niż jedno zwierzę". A w nim pokazujemy, co się dzieje w Afro, od tyłu, bo jak wiadomo, od tyłu wszystko wygląda zawsze najlepiej.

Czekam więc na zaproszenie na uroczystą premierę. Dzięki za rozmowę!

@anazall