FYI.

This story is over 5 years old.

Vice Blog

Czego nauczyliśmy się o śmierci w 2014 roku

Według moich prognoz opartych na najbardziej wiarygodnych danych, jakie mogłem zdobyć, do końca 2014 roku umrze 56 756 662 ludzi. Jeżeli porównamy to do marnych 55 973 000 z roku 2013, można uznać, że umieranie było w tym roku bardzo modne

Według moich prognoz opartych na najbardziej wiarygodnych danych, jakie mogłem zdobyć, do końca 2014 roku powinno było umrzeć 56 756 662 ludzi. Jeżeli porównamy to do marnych 55 973 000 z roku 2013, można uznać, że umieranie było w zeszłym roku bardzo modne.

Może wkrótce nadejdzie okres, gdy umrze mniej ludzi niż w roku poprzednim – byłaby to rzadka anomalia zwiastująca niepokojącą tendencję dożywania przez ludzi 200 lat lub po prostu oznaczająca, iż wcale nie umieramy. Ale w 2014 roku i w najbliższej przyszłości nieśmiertelność jest cały czas fikcją, mimo tego co propaguje Aubrey de Grey. Mogą nas dopaść nieuleczalne choroby, podobnie jak kule wystrzelone z broni, coś co spadanie z wysoka, trucizny, starość, depresja, pijani kierowcy itp.

Reklama

Oto, czego 2014 rok nauczył nas o śmierci:

Foto via Wikicommons

Sława cię nie uratuje.

Prawdopodobnie drugą najgorszą rzeczą związaną z umieraniem jest to, że ci, którzy żyją, przeżywają stratę i czują się jak gówno. Jest to podwójnie prawdziwe w odniesieniu do gwiazd, a potrójnie prawdziwe dla tych, którzy odeszli w 2014 roku. Nawet strata gwiazd starszej daty jak Joan Rivers, Alexander Shulgin (którego nie mogliśmy przestać wychwalać) i Mike Nichols wydawała się być dziwnie osobistym atakiem ze strony ponurego żniwiarza.

2014 rok charakteryzował się nietypowym przesytem zbyt wczesnych zgonów. Narkotyki zabrały dziennikarkę i rockową dziedziczkę Peaches Geldof i oczywiście Philipa Seymoura Hoffmana. Przyczyny naturalne – zapewne mające podłoże w trudnej przeszłości – zgłosiły się po brytyjskiego aktora i komika Rika Mayalla i legendę skateboardingu Jaya Adamsa. Samobójstwo popełniły projektantka mody L'Wren Scott oraz 25-letnia piosenkarka Simone Battle, a także reżyser Przetrwać w Nowym Jorku Scott Kalvert i – co najbardziej szokujące – Robin Williams. Skoro o tym mowa…

Zdjęcie: Jamie Lee CurtisTaete

Samobójstwo ma swoje pięć minut.

Śmierć Robina Williamsa była przypomnieniem strawionego już przez nas faktu, o którym poinformowało CDC w 2013 roku: ryzyko popełnienia samobójstwa przez mężczyzn w średnim wieku rośnie w zawrotnym tempie. Odebranie sobie życia, zdaniem CDC, stało się problemem zdrowia publicznego. W Wielkiej Brytanii wskaźnik samobójstw wśród mężczyzn zyskał miano tragedii narodowej, a ta droga odejścia z ziemskiego padołu jest najpopularniejsza wśród młodych Brytyjczyków.

Reklama

W ubiegłym roku poważne publikacje wydawały się bronić samobójstwa. Kiedy Henry Rollins nazwał Williamsa tchórzem, wszyscy skoczyli mu do gardła, co skłoniło go do opublikowania przeprosin, które powinny być wzorem dla wszystkich internetowych przeprosin. Mamy mieszane uczucia wobec tej kwestii, ale to wierni przeciwnicy samobójstwa odczuwają na sobie gniew internetu.

Może być to spowodowane głośnymi opowieściami o prawie do godnej śmierci. U 29-letniej Brittany Maynard zdiagnozowano raka mózgu; podjęła decyzję o popełnieniu samobójstwa z pomocą lekarza z Oregonu, zanim stanie się ekstremalnie chora. Jej postanowienie spotkało się z pewnym publicznym sprzeciwem (np. papieża), ale niezbyt dużym. Przeważnie wszyscy po prostu stali się trochę smutni, ale zgodzili się, że będzie to dla niej najlepsza rzecz, która wcale nie wydaje się być rozwiązaniem tchórza.

Zdjęcie: Nate Miller

Zwłoki pojawiają się w najbardziej irytujących miejscach.

Odnajdywanie ciał nie było niezwykłe w 2014 roku. Informacje o zwłokach znalezionych w wodzie, śmietniku czy rurach odwadniających nie zostaną podane w wiadomościach. Ale w 2014 szczątki odkrywano w naprawdę pojebanych miejscach.

W restauracji w Wisconsin natrafiono na ciało studentki w wózku służącym do transportu dań z kuchni do sali jadalnej. Tragiczna śmierć 21-letniej Brooke Baures została przyćmiona przez próbę odkrycia dziwnych okoliczności jej zgonu – nikt nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego i w jaki sposób znalazła się w wózku.

Reklama

W tym roku odnaleziono również ofiarę morderstwa w Los Angeles w walizce, zwłoki australijskiej kobiety na wierzchołku drzewa po upadku z urwiska i ciało mężczyzny z Detroit w toi toiu. Wszystkie te zgony były tragiczne dla bliskich ofiar, ale zastanawiające dla reszty z nas.

Coraz bardziej prawdopodobne jest to, że umrzemy w samotności.

W czerwcu w małym angielskim miasteczku w hrabstwie Hampshire odkryto martwą Anne Leitrim w jej domu. Według władz jej śmierć nastąpiła krótko przed wybraniem Obamy na prezydenta w 2008 roku, co oznacza, że jej sąsiedzi chodzili z zakupami obok jej zwłok przez pięć, sześć lub siedem stadiów rozkładu.

Skłoniło to Faya Schopena do napisania dla „The Guardiana" materiału mówiącego, że Brytyjczycy żyją w „wieku izolacji" i że „każdy może umrzeć samotnie, nie tylko w samotności".

Istnieje oczywiście powszechne przekonanie, że uczucie samotności w ostatnich chwilach jest nieuniknione. Jednakże bycie z kimś w związku przez całe życie lub przynajmniej w takim, który trwa do końca życia osoby umierającej, umieszcza tę jednostkę na lepszej pozycji przed końcem jej dni. To, że ktoś będzie przy nas do ostatniego tchnienia, jest jednak coraz mniej prawdopodobne, ponieważ według najnowszych badań Pew Research 25 proc. generacji urodzonej w okresie 1980-95 nigdy nie weźmie ślubu.

Zdjęcie użytkownika A of Doom z portalu flickr

Będziemy wiedzieć z wyprzedzeniem, że umieramy.

Julianne Moore prawdopodobnie zdobędzie Oscara dla najlepszej aktorki za rolę w Still Alice, filmie przedstawiającym historię kobiety, której życie rozpada się, gdy odkrywa, że cierpi na wczesne objawy alzheimera. Nie wiem, co byłoby gorsze: alzheimer, który zabiera mnie, gdy jestem stosunkowo młody, czy życie ze świadomością, że za kilkadziesiąt lat zachoruję na nieuleczalną chorobę. Niemniej jednak zdiagnozowanie alzheimera na 20 lat przed początkiem dolegliwości jest jedną z wielu obietnic (i – w mojej opinii – niemile widzianą) przełomu medycznego.

To prawda, diagnoza uleczalnych chorób za pomocą obrazowania molekularnego jest sprawą dobrą, a wraz z rozwojem technologii medycznego obrazowania będziemy się z wyprzedzeniem dowiadywać, jakie schorzenia nam grożą, np. nowotwory czy reumatoidalne zapalenie stawów. Mimo to, jeśli chodzi o choroby typu alzheimer, parkinson czy huntington, to wolałbym żyć w niewiedzy, niż uzyskać wcześniejszą diagnozę.