​Jak podrywają polscy faceci

FYI.

This story is over 5 years old.

podryw

​Jak podrywają polscy faceci

Na ulicy, w sklepie, w klubie, w pracy, na Facebooku, czy Tinderze – postanowiłam sprawdzić, jak w tych miejscach podrywają polscy faceci

Jestem singielką od blisko dwóch lat i przez ten czas doświadczyłam wielu rodzajów podrywu. Powiecie, że skoro nadal jestem sama, to ten podryw był do bani, tyle że to bardzo indywidualna kwestia. To, co na mnie nie działa, zapewne może być skuteczne w innym przypadku. Postanowiłam jednak sklasyfikować na podstawie własnych doświadczeń, jak podrywają polscy faceci.

Na ulicy

Prostackich zakrzyknięć na mój widok typu „ale sztuka!" nie liczę, bo tacy faceci zazwyczaj nie podchodzą, by kontynuować (i dobrze). Raz zdarzyło mi się, że nocą przechodzący obok chłopak dał mi różę i bez słowa poszedł dalej; co było całkiem interesujące, ale ciężko nazwać to podrywem, mającym na celu lepsze poznanie drugiej osoby. Innym razem, na przystanku, gdy padał deszcz, pewien koleś chciał się dowiedzieć, gdzie mieszkam, bo miał parasolkę, a ja jej nie miałam. Wpadł na pomysł, że mnie odprowadzi. Gdy odmówiłam, rzucił się na głęboką wodę: zapytał, czy w takim razie pojedziemy do niego.

Mam wrażenie, że faceci zaczepiają dziewczyny na ulicy stosunkowo rzadko, ale gdy już to robią, szukają nieskomplikowanego pretekstu: zapytają o godzinę, później zaczną rozważać pogodę, a gdy zauważą, że dobrze im idzie, zapytają, co robisz później. Dużo powszechniejszy jest podryw „na kierowcę". Jeżeli czekacie na czerwonym świetle tuż obok, na sąsiednich pasach – odkręcają szybę, uśmiechają się i zagadują. Raz widziałam, jak koleś w aucie skutecznie poderwał dziewczynę na motorze, częstując ją truskawkami. Razem zjechali na zatoczkę, by się lepiej poznać.

Reklama

Panowie bardzo chętnie pomagają też kobietom, którym na drodze zepsuje się auto. Część z nich próbuję czegoś więcej niż tylko zajrzenia pod maskę. Dla niektórych samochody działają jak afrodyzjak. Nawet te rozbite.

W sklepie

Robiąc zakupy zorientowałam się, że jestem dyskretnie obserwowana przez pewnego mężczyznę, zerkał na mnie zza keczupów i kaw, między sklepowymi półkami. Parę razy też minęliśmy się w alejkach. W końcu podszedł do mnie i zapytał, czy mam ochotę pójść z nim na kawę albo do kina. W tym akurat przypadku zgodziłam się, bo facet był miły, przystojny i ujął mnie zdecydowaniem – ostatecznie nic z tego nie wyszło.

Kolesie w spożywczaku widząc, że bierzesz tofu, mogą zapytać cię, czy jest dobre, bo się zastanawiają nad jego kupnem. Później rozmowa prawdopodobnie zejdzie na weganizm i w pewnym momencie padnie zaproszenie do wegańskiej knajpy. Zauważam coś takiego, jak podryw na „kolejkę": tylko dwie kasy czynne, a ludzi tłum. Dzieci płaczą, robi się duszno. I wtedy pojawia się on, który będzie chciał razem z tobą ponarzekać. Może nawet przepuści cię przed siebie.

W klubie

Pomijając rozpaczliwe próby zatańczenia ze mną na parkiecie (a jak nie ze mną, to z dziesięcioma sąsiadkami), zdarzają się banalne teksty typu „dlaczego taka ładna dziewczyna siedzi sama/jest smutna". Chłopaki, naprawdę, nie. Przez te dwa lata ani razu nie zdarzyło mi się, by ktoś chciał mi postawić drinka w pubie. Kiedyś, w czasach studenckich, zdarzało się to nagminne. Może to kwestia wieku lub miejsc, które teraz odwiedzam. W klubie rzeczywiście się zdarza, że facet zaprosi do tańca, ale przeważnie – udając, że jest sam na parkiecie – stopniowo się przysuwa, aż nagle okazuje się, że tańczymy razem. Klubowicze próbują stosować zasadę wzajemności – wydali na ciebie pieniądze przy barze, to teraz jesteś im coś winna. Pamiętaj: nie jesteś.

Zauważyłam też, że w niektórych dyskotekach panuje dość seksistowski klimat – faceci tam siedzą i patrzą, jak odstrzelone laski wiją się na parkiecie. Czy takie miejsca odbiegają od macho stereotypów porywu? Oceńcie same. Co innego w multitapie z piwami rzemieślniczymi – tu traficie na spoko gości, często brodaczy, z którymi można pogadać o smakach i składzie prawdziwego piwa, czy też o ciekawych pozycjach w aktualnym menu na kranach. Zupełnie niezobowiązująco i na luzie.

Reklama

W biurze

Klasycznymi biurowymi „chwytami" są wspólne kawy w kuchni, wyjścia na obiad w przerwie, piwa po pracy, trzymanie się razem na imprezach i wyjazdach integracyjnych. Naturalne i niewymuszone, dzięki czemu działają, o ile komuś nie przeszkadza romans w pracy. Podryw „na informatyka" zostaje aktywowany w chwili, gdy coś ci się zepsuło w służbowym komputerze. Facet, który chce zaimponować kobiecie w biurze, zrobi wszystko, by znaleźć i usunąć błąd lub usterkę sprzętu. Innym przykładem jest chwyt „na chat" – gość będzie prowadził z tobą lekkie, żartobliwe, prywatne rozmowy na komunikatorze w czasie pracy w jednym biurze, budując napięcie i atmosferę tajemnicy. Wszystko oczywiście pod przykrywką pracy, bo takie są zasady zachowania w biurze.

W środkach komunikacji (tramwaj/autobus)

Pewnego razu do tego samego autobusu wsiadł gość, który wcześniej widział mnie w pobliskim klubie fitness. Obydwoje byliśmy po treningu, miał więc temat do rozmowy. I pogadaliśmy o klubie, czy nam się podoba, o trenerach. Rozmawialiśmy do chwili mojego przystanku, gdy wysiadłam. Cały czas miałam wrażenie, że zbiera się na odwagę, by mnie gdzieś zaprosić, ale chyba nie zdążył.

Faceci w komunikacji miejskiej potrafią podrywać „na bilet" – ty nie masz drobnych na przejazd, oni ci pomogą. Jeśli, to oni mają „problem z biletem", zapytają o pomoc, a w ramach rewanżu zaproszą na kawę.

Na Facebooku

Typowy scenariusz to wspólni znajomi (choć nie zawsze), wysłane zaproszenie, lajkowanie zdjęć i postów. Pierwsza wiadomość dotyczy zazwyczaj tzw. punktu zahaczenia. Jeśli zobaczą zdjęcia kota albo zauważą, że trenuję i tańczę – na bank będą o to pytać, chwalić, zachwycać się i ciągnąć temat do znudzenia. Obczają, że jestem uzależniona od kina – prawie na pewno przysnę, zadręczona pytaniami o ulubiony film. Jestem dziennikarką? No to jaką dziennikarką, gdzie pracuję, o czym najczęściej piszę? Niestety często to tylko chwyt, zainteresowanie nie jest autentyczne.

Tak jakby ci goście wyczytali w jakimś poradniku podrywu: „pytaj o pasje, zadawaj pytania, a będzie twoja". Skądinąd wiem, że takie rady są dość powszechne. W rezultacie spotykam się z tym w takim nadmiarze, że mam po prostu dość i wolę gości, którzy powiedzą coś ciekawego o sobie. Faceci podrywają tutaj na „multimedia" - masowo przysyłając zdjęcia i filmiki, o tym, gdzie są, co robią. Czasem przyślą selfie. Mniej piszą, posługując się obrazem. Równie często kolesie wysyłają śmieszne obrazki, koty, piosenki – potem się dziwią, że nie traktujemy ich poważnie.

Reklama

Na Tinderze

Jedni długo rozmawiają, by wstępnie poznać się online i zdobyć sympatię, drudzy od razu przechodzą do propozycji spotkania, zakładając, że sam fakt sparowania jest już skutecznym podrywem. Zapraszają na kawę, kolację, rower, drinka, a nawet wspólny wyjazd. Przeważnie chwalą urodę, co mnie akurat zniechęca. Rzadko czytają opis – jeżeli któryś go przeczyta i zaintrygowany, zapyta, co miałam na myśli, ma moją uwagę. Fajne są też rozmowy o światopoglądzie – te nigdy mnie nie nudziły. Czasem chłopcy silą się na oryginalność i na przykład na powitanie opowiadają dowcip. Kilka razy spotkałam się z zagadaniem „czuję, że będą z tobą same problemy" i „jakie problemy sprawisz dziś światu?". To prawdopodobnie z jakiegoś kursu uwodzenia.


Polubmy się! Możesz nas śledzić na naszym nowym fanpage'u VICE Polska


Nagminne są zaproszenia na kurs salsy albo bachaty (nie cierpię) albo propozycje związane z profesją oferującego, np. darmowa sesja zdjęciowa. Podryw „na turystę" polega na poszukiwaniu przewodniczki po mieście, do którego przyjezdny pan właśnie zawitał i nie wie, gdzie się podziać. Zdarzają się też wiadomości: „weź ładną koleżankę i wbijaj na miasto, będę z kumplem". Zawsze mam wtedy ochotę wziąć kolegę. Z moich doświadczeń wynika przede wszystkim, że podryw internetowy jest dużo płytszy i nastawiony na ilość, a nie na jakość.