Lars Ulrich o rodzicach, miłości, falafelach i Metallice

FYI.

This story is over 5 years old.

rozmowa

Lars Ulrich o rodzicach, miłości, falafelach i Metallice

„Pomiędzy Metalliką a fanami jest mnóstwo miłości. Czasem nawet bardzo namiętnej" – mówi perkusista w rozmowie z VICE

Na zdjęciu Lars Ulrich. Fot. Ross Halfin

Spotykam Larsa Ulricha z zespołu Metallica w niezbyt metalowej sytuacji w niezbyt metalowym otoczeniu: dwupiętrowy apartament w londyńskim Connaught Hotel, z sufitu wisi kandelabr, herbata paruje w imbryku na pozłacanej tacy, obok niej ciasteczka i wymyślna patera z owocami. Duński perkusista jest w trakcie trasy promującej najnowszy album Metalliki Hardwired to Self-Destruct. „Jak kulturalnie" ‒ mówię. „To właśnie Metallica" ‒ śmieje się Lars, gdy siadamy przy okazałym stole.

Reklama

VICE: Czy twoi rodzice woleliby, żebyś wybrał sobie inną karierę?
Lars Ulrich: Mój tata był profesjonalnym tenisistą. Gdy przez kilka lat próbowałem pójść w jego ślady, nie wyglądał na zbyt zadowolonego. Pewnie nie był pewien, czy mam do tego talent. Dodawał mi mnóstwo odwagi, zachęcał, żebym szukał swojej drogi na własną rękę i miał bardzo otwarty umysł. Mogę z całą pewnością powiedzieć, że moi rodzice nigdy nie nakłanialiby mnie do niczego, czego naprawdę bym nie chciał. Właściwie to w przeciwieństwie do większości historii z życia muzyków rockowych, byli moimi najlepszymi przyjaciółmi. Nie miałem przeciwko czemu się buntować ani pokazywać środkowego palca. Dopiero gdy pojechałem do Stanów i poznałem ludzi z południowej Kalifornii, zacząłem pojmować, o co chodziło z tym całym buntem przeciwko rodzicom. Gdy dorastałem, wcale mi na tym nie zależało.

Ile osób się w tobie kochało?
Z tych dwustu ludzi, których spotkaliśmy wczoraj w tym magazynie? [Dzień wcześniej Metallica zagrała malutki koncert w House of Vans w Londynie]. Sądząc po tym, całkiem sporo (śmiech). Pomiędzy Metalliką a fanami jest mnóstwo miłości. Czasem nawet bardzo namiętnej. Wczoraj na koncercie widziałem wiele łez. Myślę, że stanowiły wyraz ekstremalnej miłości, jakby z następnego poziomu.

Opowiedz mi o najbardziej obciachowej fazie, jaką przechodziłeś w swoim życiu.
Mój romans z białą skórzaną kurtką pewnie trwał nieco dłużej, niż powinien.

Reklama

Jakie wspomnienie ze szkoły tkwi najmocniej w twojej pamięci?
Mój tata sporo podróżował, więc często z nim się zabierałem. Moi rodzice po prostu pisali do dyrektora szkoły taki list: „Jesteśmy zdania, że Lars zyska szersze spojrzenie na świat, jeśli w lutym pojedzie ze swoim ojcem do USA na turniej tenisowy…". Mogłem jeździć na takie wycieczki z tatą w ciągu roku szkolnego. Było naprawdę super.

Dokąd pojechałeś na swoje pierwsze wakacje z przyjaciółmi i co na nich robiliście?
Byliśmy w trasie po Ameryce z płytą Ride the Lightning w 1985 roku, akurat graliśmy w Teksasie. Poznaliśmy kilku chłopaków w Dallas, którzy też byli w zespole i dobrze się zakumplowaliśmy. Po tym, jak skończyliśmy trasę, razem z Jamesem [Hetfieldem, wokalistą Metalliki] wsiedliśmy w samolot i spędziliśmy z nimi cały tydzień, robiąc wszystko i nic, tak po prostu. Dopiero co założyli zespół i nazwali go Pantera.

Lars Ulrich

Dokończ to zdanie: Problem z dzisiejszą młodzieżą polega na tym, że…
Że się do niej nie zaliczam.

W którym momencie życia ogarnął cię strach nie do przezwyciężenia?
Mieliśmy wypadek, gdy jechaliśmy w trasę naszym autobusem, jeszcze w 1986 roku. Straciliśmy w nim naszego basistę. Często się o tym mówi. Potem już nigdy nie czuliśmy się komfortowo w autobusie, więc przesiedliśmy się do samolotu. W trasie do The Black Album w 1992 roku wystartowaliśmy z Nashville i wlecieliśmy w burzę. Przez jakieś 10 minut było dosłownie tak [wydaje z siebie odgłosy grzmotów]. Wszystkie graty latały po kabinie, wszędzie pełno było walizek, które uderzały o sufit. Przez 10 minut, non stop. Takie rzeczy widzisz zwykle w kinie… Było ciemno, a na zewnątrz waliły błyskawice. Naprawdę coś przerażającego. Miałem wrażenie, że ciągnie się to w nieskończoność.

Reklama

Która z rzeczy, jakie posiadasz, jest według ciebie najfajniejsza?
Mam kilka fajnych domów, poszczęściło mi się. Mój ulubiony to pewnie ten w górach Montany. Nie jeżdżę tam tak często, jak bym chciał, ale teraz myśl, że za pięć ‒ sześć tygodni będę w Montanie, dodaje mi sporo sił. Co poza tym? Prawa do nagrań Metalliki. Dobrze jest mieć coś takiego. To moja emerytura.

Co chciałbyś zjeść na swój ostatni posiłek?
Pewnie po trochu wszystkiego. Może jakaś dziwna kombinacja z mnóstwa przeróżnych potraw. Lubię doznania kulinarne… gdy masz malutkie porcyjki, ale za to wiele. Mój ostatni posiłek pewnie wyglądałby tak: odrobina kawioru, kęs falafela, kilka frytek, trochę sushi, kawałek śledzia w curry po duńsku, no i może z pół bajgla.


warto rozmawiać. Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco


Który film lub program w TV doprowadza cię do łez?
Dziesięć przykazań Cecila B. DeMille'a. Ta prawilna wersja, z Charltonem Hestonem.

O której najpóźniej poszedłeś spać?
Nawet w najgorszych czasach zawsze starałem się choć trochę wyspać. Nigdy zupełnie nie zarwałem całej nocy. Szósta, siódma, ósma, dziewiąta, dziesiąta rano. Może raz czy dwa zasnęliśmy o 11. Nie jestem pewien, ale nigdy nie jechałem non stop jak niektórzy moi znajomi. Zdarzało się, że ktoś przetrwał bez snu dwa, a nawet trzy dni. Mnie też czasem ciut odbijało, ale zawsze musiałem się choć trochę zdrzemnąć, nawet w najbardziej odjechanych chwilach. Właściwie to jestem z tego dość dumny.

Co w twojej karierze napełnia cię największą dumą?
Myślę, że najbardziej dumny jesteśmy z naszej niezależności i autonomii. Nigdy nie zrobiliśmy nic ze złych pobudek. Nigdy nie oddaliśmy kontroli nad swoim życiem za wielką kupę hajsu. Nigdy się nie sprzedaliśmy za wielkie zaliczki ani nie zrzekliśmy się kontroli nad naszą muzyką. Zawsze chcieliśmy być czyści, naturalni. Wydaje mi się, że zawsze możemy śmiało spojrzeć każdemu w oczy i powiedzieć, że dobrze się spisaliśmy, chroniąc naszą uczciwość i przyzwoitość.

Gdybyś był zapaśnikiem, jaka piosenkę puszczałbyś na swoje wejście na ring?
Killing In The Name Rage Against the Machine. Bo jedyne, na co mógłbym liczyć w walce przy moich 170 cm wzrostu i 64 kg wagi to mój bojowy charakter. Musiałbym być jak u Rage'ów: „Fuck you, I won't do what you tell me".