Forest Swords - Compassion

FYI.

This story is over 5 years old.

Recenzje

Forest Swords - Compassion

Czyli elektroniczny niezal najwyższej próby.

Na nowy album Matthew Barnesa czekałem niecierpliwie od jego magicznego występu na zeszłorocznym Unsoundzie. Wtedy Brytyjczyk kryjący się za monikerem Forest Swords w szczelnie wypełnionej sali Hotelu Forum przedpremierowo zaprezentował szkice, które dały zaczątek nowemu materiałowi. Kolejnym krokiem ku nowej płycie był opublikowany 7 marca singiel "The Highest Flood" - dla mnie jedna z mocniejszych pozycji albumowej tracklisty. Dla najbardziej zaangażowanych fanów Barnes przygotował przed majową premierą coś jeszcze. Każdy, kto zagadał do niego w odpowiednim czasie na WhatsAppie, otrzymał niepublikowany wcześniej fragment albumu. Przy okazji była to szansa do krótkiej pogawędki i bardzo miłej wymiany zdań. Takie na pozór banalne gesty, pozwalające złapać indywidualny kontakt z artystą znakomicie przekładają się na późniejsze zainteresowanie nowym materiałem. I wcale nie trzeba do tego szeroko zakrojonej akcji telefonicznej, jakie zaserwowało swoim słuchaczom Health przy okazji nie tak dawnej premiery płyty "DISCO 3", kiedy członkowie zespołu wraz z ekipą wspierającą dzwonili do każdego, kto wcześniej zgłosił swój numer telefonu. Polityka skracania dystansu robi więc zawrotną karierę. Najważniejsze jednak, by w całej tej otoczce nie zgubić czynnika, który zainicjował cały proces, czyli muzyki. W przypadku "Compassion" możemy być o to zupełnie spokojni.

Reklama

Drugi studyjny album brytyjskiego artysty otwiera monumentalne "War It". Paleta emocji od pierwszych sekund umiejscawia się gdzieś między frustracją a ekstazą. Repetytywne partie mieszają się z industrialnymi szmerami i jakże modnymi ostatnio synthowymi wstawkami. Wspomniane już wcześniej singlowe "The Highest Flood" idzie o krok dalej. W jednym z wywiadów Barnes przyznał, że nowy materiał jest swego rodzaju zabawą ze słuchaczem - partie smyczków i instrumentów dętych zarejestrowane analogowo mieszają się z tymi wygenerowanymi przy pomocy komputera. Do tego dochodzą jeszcze wysamplowane wokale z całą masą przesterów, które na przestrzeni całego albumu wracają do nas kilkukrotnie. "Compassion" w doskonały sposób unaocznia nieustanną ewolucję undergroundowej elektroniki, będącej obecnie konglomeratem często dość zaskakujących inspiracji. W klaustrofobicznym "Panic", do którego klip we współpracy z Barnesem stworzył Sam Wiehl (podobnie jak Matthew związany z Liverpoolem), użyto sampel soulowej legendy lat 60 zza wielkiej wody, Lou Johnsona. W swoim debiucie Forest Swords dość wyraźnie dał upust fascynacji dubem, lecz teraz jego proporcja została zminimalizowana. Nie oznacza to jednak, że na albumie brakuje wysadzonych basem kawałków, jak "Exalter", czy "Raw Language". Drugi z wymienionych to chyba najmocniejsza pozycja całego albumu - nagrany z rozmachem i prezentujący całe spektrum emocji, łącząc analogowe brzmienie (znakomity, wybrzmiewający z lekką blazą saksofon) z cyfrowym. Należą się oklaski!

Warto zwrócić uwagę, że w przypadku płyty "Compassion", tak samo jak w debiutanckim longplayu "Engravings", Matthew Barnes odpowiada nie tylko za muzykę, ale też za całą identyfikację wizualną albumu - w wersji deluxe dodatkowo opatrzoną archiwalnymi zdjęciami europejskich imigrantów, którzy przypłynęli do Ellis Island na początku XX wieku. Muzyka i design płyty składają się na spójne, interdyscyplinarne zjawisko, którego znakomitym zwieńczeniem jest powściągliwe i mocno intymne "Knife Edge". Główną rolę odgrywa w nim perfekcyjnie dopracowany fortepian, co tylko potwierdza, że Barnes nie znalazł się w obozie Ninja Tune przypadkiem. Pozycja obowiązkowa - tak jak zbliżający się występ Forest Swords na Tauronie.