FYI.

This story is over 5 years old.

Technologia

Dorastanie w biedzie wywołuje trwałe zmiany w mózgu

Biedni w żaden sposób nie „zasługują" na bycie biednymi, w co wierzą niektórzy konserwatywni publicyści
Wpływ biedy na mózg. Źródło: Uniwersytet Illinois

Dorastanie w ubóstwie może naprawdę zaszkodzić mózgowi. Ma to w jakiś sposób sens, bo bieda jest ogólnie do dupy – sprawia, że człowiek żyje w permanetnym niepokoju, który może prowadzić do chronicznego stresu. Bieda może równać się z mieszkaniem w zatłoczonych, głośnych miejscach i brakiem pewności co do tego, czy uda się zdobyć następny posiłek. Bieda sprawia, że człowiek czuje się gorszy od swoich rówieśników. Albo jest skazany na mieszkanie z rodzicami, którzy ciągle są poddenerwowani. Cały ten stres, jak odkryli naukowcy, może wywrzeć trwały wpływ na mózg i umiejętność radzenia sobie z własnymi emocjami i dostrzegania ich u innych.

Reklama

Innymi słowy, mózgi tych, którym się nie poszczęściło i dorastali w biednych rodzinach, działają inaczej. To odkrycie bardzo ważne samo w sobie, ale jest szczególnie znaczące w dzisiejszych czasach - niepewności i nierówności finansowej, gdy, mimo coraz większych zysków osób bogatych, rośnie wskaźnik ubóstwa.

„Nasze odkrycie sugeruje, że to stres związany z dorastaniem w ubóstwie może być głównym elementem odpowiedzialnym za powiązanie sytuacji finansowej w latach dziecięcych z tym, jak mózg działa u osoby dorosłej" – mówi Dr. K Luan Phan, profesor psychiatrii na Uniwersytecie Illinois, który z prowadzoną przez siebie grupą badawczą właśnie opublikował artykuł ukazujący zależność między ubóstwem i zaburzeniami mózgu.

Dojrzewanie w biedzie może prowadzić do permanentnych dysfunkcji kory przedczołowej i ciała migdałowatego, które, według naukowców, „powiązane są z zaburzeniami nastroju, takimi jak depresja, stany lękowe, agresja impulsywna czy uzależnienia od substancji".

W ramach projektu zespół Phana przebadał czterdziestu dziewięciu 24-latków, z których połowa żyła z „czynnikami stresującymi" ubóstwa od dziewiątego roku życia. Skupiając się na częściach mózgu odpowiedzialnych za regulowanie emocji odkryli, że osoby dorastające w biedzie wykazały wzmożoną aktywność w ciele migdałowatym – obszarze mózgu „znanym ze swojej roli w budzeniu poczucia strachu i innych negatywnych emocjach". Wykazali mniejszą, w porównaniu do innych badanych, aktywność w korze przedczołowej, która pomaga w regulowaniu zachowań emocjonalnych.

Reklama

Według badań „ilość chronicznego stresu obecnego od dzieciństwa do okresu dojrzewania – spowodowanego przez zakwaterowanie niskiego standardu, tłok, hałas, czy czynniki społeczne, takie jak problemy rodzinne, przemoc czy separacja – określała związek między biedą w dzieciństwie i funkcjonowaniem kory przedczołowej w regulowaniu emocji".

Im większy stres, którym obarczone są dzieci, tym trudniej później będzie im kontrolować emocje i, co za tym idzie, radzić sobie z wyzwaniami dorosłości. Praca Phana to kolejny dowód na to, że biedni w żaden sposób nie „zasługują" na bycie biednymi, w co wierzą niektórzy konserwatywni publicyści.

Magazyn Science opublikował inne przełomowe badanie, które dowiodło, że te same czynniki stresujące kaleczą młode mózgi, jednocześnie na bieżąco ograniczając funkcje poznawcze. To badanie dało nam dowody na to, że bieda przywłaszcza sobie naszą „przepustowość mentalną" – mamy mniej czasu, chęci i możliwości radzenia sobie ze złożonymi problemami, gdy zjada nas stres. W swoim doniesieniu na temat badań, Emily Badger z The Atlantic sparafrazowała je tymi słowami: „Wpływ życia w ubóstwie na mózg jest adekwatny do utraty 13 IQ, czyli porównywalny do różnic poznawczych zaobserwowanych między chronicznymi alkoholikami i normalnymi dorosłymi".

Po prostu trudniej jest myśleć i skutecznie planować swoje życie, gdy jest się wciąż zestresowanym. To znaczy, że wysiłek podejmowany by wspiąć się na drabinie społecznej do klasy średniej – przygotowywanie na studia, nauka do egzaminów, szukanie pracy – jest znacznie większy, niż wydaje się większości. Rodziny o niskich dochodach muszą radzić sobie nie tylko z mniejszymi zasobami finansowymi, ale też, wg badań opublikowanych w Science, z „jednoczesnym niedostatkiem w zasobach poznawczych". Biednym nie powodzi się tylko w sferze ekonomicznej, ale też kognitywnej.

Aktualnie w ubóstwie żyje 46,5 mln Amerykanów, wielu z nich to dzieci. Dziesiątki milionów ludzi działają z ograniczeniami poznawczymi, które nie są ich winą, a które mogą doprowadzić do dysfunkcji w umysłach ich dzieci. Badacze opisują niepokojącą tendencję dystopijną – powiększającą się przepaść nie tylko między bogatymi i biednymi, ale umiejętnościami jednych i drugich w wykorzystywaniu pełni swojego potencjału osobistego.

To motyw przewijający się często w fikcji spekulatywnej, w której zjawisko to często ośmiesza się porządną dawką hiperboli: biedni autentycznie dewoluują, a bogaci wykorzystują ich w ciężkiej, służebnej pracy. W Wehikule czasu H.G. Wellsa pojawiają się prymitywni Morlokowie, wykorzystywani przez „inteligentną" elitę, Elojów. Przedziwny Zardoz z Seanem Connerym ukazuje ludzkość podzieloną na podobne plemiona: zaawansowanych technologicznie bogatych ludzi, wygodnie żyjących w odciętej od świata utopii i cofniętych w rozwoju sług, polujących w przepaskach na biodrach i wyznających prymitywną, fantastyczną religię.

Oczywiście nic tak poważnego nie ma teraz miejsca, ale te wyolbrzymione spekulacje mają służyć otwarciu naszych oczu na prawdziwie destruktywny problem klasowy. Od dawna wiadomo, że w społeczeństwie o nierównych zarobkach występują poważne problemy gospodarcze. Teraz wiemy już bezspornie, że nierówności te rodzą także problemy społeczne. Do tego jest coraz więcej dowodów naukowych na to, że bieda miesza nam w głowach. Dosłownie. Przyszłość wolnego społeczeństwa nie wygląda obiecująco – rozpaczliwie potrzebujemy jakiejś poprawy politycznej i instytucjonalnej, jak redystrybucja dochodów. Pomyślcie tylko – podnosząc podatki bogatym i wyższej klasie średniej moglibyśmy naprawić mózgi milionów ludzi.