FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Kochaj bezdomnego jak siebie samego

Jako społeczeństwo nie wiemy, jak należy traktować bezdomnych

Zdjęcie: Chris Bethell

Artykuł pochodzi z działu VICE UK

Niektórzy, a jak się okazuje również niektóre, potrafią być niesłychanie, wprost niewytłumaczalnie podli (podłe) wobec bezdomnych. „Co, nie możesz znaleźć pracy i śpisz na ulicy? Powiem ci, co z tobą zrobię: dam ci kopa i podrę twój śpiwór tak, kurwa, dla beki" – śmieją się o 4 nad ranem z sukienkami podkasanymi do majtek i opite rumem z colą.

No faktycznie beka, że hej. A tak poważnie, to nikt nie zasługuje na takie traktowanie, niezależnie od tego, czy ma gdzie mieszkać, czy nie. Niektórzy ludzie najwyraźniej jednak nie są w stanie tego pojąć, przez co w Wielkiej Brytanii dochodzi niestety dość często do takich scen, jak opisano powyżej.

Reklama

Oczywiście większość z nas tak się nie zachowuje. Ogólnie jeśli chodzi o stosunek do bezdomnych, dzielimy się na dwie różne grupy: na tych, którzy poproszeni o drobne dają je, i na tych, którzy odmawiają, ponieważ uważają, że absolutnie każdy, kto śpi na ulicy, chce wyłudzić od nich ich ciężko zarobione pieniądze, opowiadając banialuki o tym, że od rana nic nie jedli, podczas gdy w rzeczywistości potrzebują na narkotyki.

Widać tu czarno na białym, że jako społeczeństwo nie wiemy, jak należy traktować bezdomnych. Aby rozwiązać ten problem, poprosiliśmy o radę kilku londyńskich kloszardów (to, że potrzebujemy tego typu wskazówek, niewątpliwie nie świadczy zbyt dobrze o ludzkości, jednak już pierwsza rada nie pozostawia złudzeń, że są one konieczne).

Zdjęcie: Chris Bethell

NIE SIKAJ NA NICH

Wydawałoby się, że to oczywiste, ale tę kwestię podniosło kilku z naszych rozmówców.

– Najgorsze są noce – mówi Ed nazywany „Panem Szczęść Boże" z racji charakterystycznego sposobu pozdrawiania przechodniów. – Gdy śpisz, możesz zostać napadnięty, obsikany, opluty… A poza tym wszystkie ulice należą do dzielnicy, więc zdarza się, że w środku nocy ktoś każe ci zbierać manatki i iść gdzie indziej – opowiada.

Żeby obsikać bezdomnego, trzeba być wyjątkowym skurwielem, ale i tacy się zdarzają.

– Jak ktoś jest pijany, myśli, że to zabawne. Kilka razy miałem taką sytuację – mówi Stephen, który kiedyś uczęszczał do szkoły publicznej, a dziś wiedzie niełatwą egzystencję na obrzeżach West Endu. O tego typu zachowania najłatwiej u imprezujących mężczyzn, którym w żyłach buzują alkohol i testosteron.

Reklama

– Ludzie myślą, że im wolno, bo zakładają, że sam też pewnie robię pod siebie – tłumaczy David, który upodobał sobie stację metra Embankment.

Według raportu opublikowanego niedawno przez Crisis, czyli brytyjską organizację charytatywną działającą na rzecz bezdomnych, dwie trzecie z nich doświadczyło napaści podczas snu, a co dziesiąty został obsikany.

– Ci, którzy to robią, to tchórze. Są odważni tylko w grupie – mówi Ed, zaznaczając jednak, że 99 proc. spotkanych przez niego ludzi zachowuje się wobec niego przyjaźnie, a w najgorszym razie obojętnie.

PAMIĘTAJ, ŻE TWOJE ŻYCIE MOGŁOBY BYĆ O WIELE GORSZE

– W tym roku zerwałem mięsień pośladkowy – opowiada Ed, wskazując na swój tyłek. – Do tego musiałem przejść operację kolana po tym, jak pośliznąłem się na skórce od banana, uwierzysz?

Jak się okazuje, tego typu urazy są szczególnie nieprzyjemne dla kogoś, kto musi ciągle taszczyć z sobą cały swój dobytek.

Najgorszą porą roku dla bezdomnego jest zima.

– Zimą w Wielkiej Brytanii strasznie piździ. Jak nie uda mi się dostać do hostelu albo schroniska, to już wolę przechodzić całą noc, niż kłaść się spać – mówi David.

David jest dobrze obeznany w londyńskich schroniskach dla bezdomnych i tanich hostelach, za korzystanie z których potrącają mu z zasiłku. Inni bezdomni, jak na przykład Ed, od zasiłku wolą żebranie na ulicy. Dobrego dnia można uzbierać ze 40 funtów, co wystarczy na nocleg w hostelu. W gorsze dni trzeba sobie szukać suchego kąta gdzieś na ulicy.

Reklama

KAŻDY MA PRAWO DO MARKETINGU

Żyjemy w świecie, w którym to, gdzie ubezpieczymy samochód, zależy od tego, czy bardziej bawią nas surykatki, czy faceci udający śpiewaków operowych. Marketing działa na nas, gdy podejmujemy istotne decyzje finansowe, nic więc dziwnego, że używają go również ci, którym zależy na drobniejszych sumach.

– Oto mój aparat – mówi Stephen. – Często proszę japońskich turystów o wspólne zdjęcie.

Stephen rozłożył się z dwoma bębenkami przy Marble Arch, którędy niekończąca się rzeka turystów płynie w kierunku Oxford Street. Prosi, bym przez chwilę pobębnił, i pędzi zrobić sobie zdjęcie z parą nastoletnich hipisów. Pomysł z aparatem wydaje się dobry, jednak problem polega na tym, że Stephen nie ma jak wydrukować zdjęć.

– Są tylko dla mnie – przyznaje. – Ale to dobry sposób, żeby zaprzyjaźnić się z ludźmi.

Ed stosuje prostszą strategię.

– Do każdego przechodnia mówię: „Szczęść Boże" i ostatecznie się zaprzyjaźniamy – wyjaśnia, by chwilę później pozdrowić w ten sposób kobietę i jej córkę na skuterze. – Fajny kask – dodaje.

– Fajny różaniec – odpowiada kobieta z ciężkim irlandzkim akcentem.

Nie sięga do portfela, ale jest szansa, że zrobi to w drodze powrotnej ze sklepu.

CHCESZ WSPOMÓC BEZDOMNEGO – IDŹ DO BOGATEJ DZIELNICY

Określenie „bezdomny" jest mylące, ponieważ sugeruje, że dany człowiek nie ma domu. Owszem, nie ma gdzie mieszkać, ale to nie znaczy, że nie czuje więzi ze swym terytorium.

– Zarejestrowałem się, żeby móc tu głosować. Znam to miejsce lepiej niż ty i ci, którzy tu mieszkają – mówi o swoim rewirze David.

Reklama

Podobnie jak większość z ponad 6,5 tysiąca londyńskich bezdomnych w ciągu dnia David trzyma się bogatszych dzielnic. Najbardziej lubi turystów – po pierwsze dlatego, że częściej mają przy sobie dużo gotówki, a po drugie dlatego, że gorzej orientują się w wartości miejscowej waluty.

– Codziennie przechodzą tędy setki Azjatów i Niemców. Dlatego trzymam się swojej miejscówki przed McDonaldem – tłumaczy David.

NIE BÓJ SIĘ INTERAKCJI

– Dla niektórych staruszek rozmowa ze mną to jedyna interakcja z innym człowiekiem, na jaką mogą liczyć w ciągu całego dnia. Jestem dla nich miły, to i one są miłe dla mnie – mówi Pan Szczęść Boże.

Jako pozytywna postać Ed pozdrawia setki osób dziennie. Dobre słowo ma nawet dla tych, którzy mu nie odpowiadają lub go unikają.

– Bardzo boimy się interakcji z innymi, no, chyba że odbywa się przez smartfona – zauważa.

Większość ludzi udaje, że nie słyszy, gdy ktoś prosi ich o pieniądze. To o wiele łatwiejsze niż wydukanie: „Przepraszam, mam tylko kartę" z oczami wbitymi w sznurówki. Niepotrzebnie.

– Gdy ktoś się uśmiechnie albo kiwnie głową, jest mi bardzo miło. W zamian mogę zaoferować tylko „szczęść Boże", i tak też robię – mówi Ed, dodając, że interakcja z innym człowiekiem również jest rodzajem waluty.

NIE WSZYSCY BEZDOMNI SĄ TACY SAMI

Nie wszyscy ludzie są tacy sami i to samo dotyczy bezdomnych. Kolejny, wydawałoby się, truizm, ale – jak się okazuje – wielu Brytyjczyków nie zdaje sobie z tego sprawy, co prowadzi do uprzedzeń, uogólnień i nieżyczliwości.

Stephen jest alkoholikiem. Jego ulubiony napój to cydr domowej roboty (spróbowałem i jestem przekonany, że nie robi go z jabłek). Ed zmaga się z uzależnieniem od używek. Na ulicę trafił w 2003 roku po tym, jak osoba, z którą był związany 12 lat, zmarła nagle na wylew krwi do mózgu. David nie lubi mówić o swojej przeszłości.

Reklama

Żeby uniknąć problemów z policją, bezdomni starają się nagabywać przechodniów w miarę dyskretnie. Jednocześnie każdy z nich ma opracowaną własną metodę neutralizacji policyjnego zagrożenia.

– Dzień dobry, panie władzo! – wykrzykuje Ed do mijających nas właśnie policjantów. – Mam dobre układy z dzielnicowymi, bo nie żebrzę, tylko mówię: „Szczęść Boże" – tłumaczy.

Wielu bezdomnych żebrze otwarcie, np. w autobusach i hostelach. Proszą o drobne albo o coś do jedzenia. Ed ostrzega mnie przed rozmową z nimi, a David eufemistycznie stwierdza, że oni „są z tych mniej przyjaznych".

– Rozumiem, dlaczego ludzie unikają żebraków, ale nie trzeba być przy tym niegrzecznym. Czasem słyszę takie odzywki, że uszy więdną – zżyma się.

– Dobrze jest wytłumaczyć, dlaczego wylądowało się na ulicy – mówi Ed, zabierając się do karmelowego deseru, który właśnie dostał od przechodzącej kobiety. – Studiowałem psychologię i umiem rozpracować ludzi. Inaczej cię nie zrozumieją. Gdy opowiadam im, co przeszedłem, często pytają: „Jak to wszystko wytrzymałeś?". Odpowiedź jest prosta: nie miałem innego wyjścia.