ZUOcorp opowiada o seksualności, polskiej modzie i sensie kontestowania

FYI.

This story is over 5 years old.

VICE guide to guys x AXE

ZUOcorp opowiada o seksualności, polskiej modzie i sensie kontestowania

"Nie ma co szukać jakiejś ideologii w modzie, ona teraz umarła, zabita przez media społecznościowe. Nie chcemy się w tej chwili silić na twórczość arty, żeby uniknąć niebezpieczeństwa wpadnięcia w śmieszność"

Fot. Karol Grygoruk

Bartek Michalec i Łukasz Laskowski markę ZUOcorp tworzą od 6 lat, w trakcie których starali się określić, co tak naprawdę chcą w jej ramach robić, dla kogo i po co. Na ich inspiracje składa się nagromadzenie bodźców wizualnych, które nie zawsze mieszczą się w kategoriach „ładne" i „zrozumiałe". Stanowią szaloną mieszankę prawie wybuchową, w której brokat miesza się z estetyką sado-maso, queercore z wytatułowanymi raperami, a wszystko to pod stemplem martwego kruka, który stał się symbolem ZUOcorp.

Reklama

Do swojej ostatniej kampanii zaprosili przyjaciół i modeli, których nazywają „ludźmy zuo" – od aktorów o klasycznej urodzie, przez androgynicznych modeli aż po visual-rockowy zespół Splendor. Kilkanaście różnych osób, z których każdy ma swój niepowtarzalny charakter i energię.

Spotkałam się z chłopakami, żeby porozmawiać o tym, dlaczego „mroczne" nie musi znaczyć „straszne", czy „brzydkie" może znaczyć „ładne", czy da się konstruktywnie kontestować i co ma wspólnego ma ich ZUOseksualność z genderem.

VICE: Wasza twórczość i inspiracje, którymi dzielicie się na instagramowych profilach, mają bardzo konkretną i specyficzną estetykę.
Bartek Michalec: Ja jestem osobą, która lubi estetykę noir, to wszystko, co jest naładowane pewnego rodzaju niepokojem, ale to nie jest wyraz tego, że nie jestem pogodny, to raczej oznaka tajemniczości. Mam swoje mroczne strony, jak każdy człowiek. Instagram to wypadkowa inspiracji, impresyjnych obrazów, które mnie otaczają, a które nie muszą się każdemu podobać. Niekoniecznie trzeba dążyć do tego, żeby wszystkich zadowolić, chociaż chciałbym, żeby ta estetyka do ludzi przemawiała (śmiech).
Łukasz Laskowski: To, co jest dla nas ważne, to fakt, że jesteśmy swego rodzaju hybrydą – z jednej strony jest marka, z drugiej bardzo mocny wizerunek Bartka.

Do kogo ta estetyka ma przemawiać? Macie w głowie swojego odbiorcę idealnego?
Ł: Nie zamykamy się przed żadną z grup. Chociażby nasza najnowsza kampania jest hołdem dla osobowości, które nas inspirują. Mimo że każda z osób, która się w niej pojawia jest zupełnie inna, wszystkie reprezentują typ człowieka zuo.

Reklama

Generalnie chcielibyśmy, aby ZUO zawsze kojarzyło się z wolnością i możliwością bycia wiernym sobie, bez ściemniania i udawania kogoś innego

Nawiązujecie do queeru: pośród waszych inspiracji pojawia się Karol Radziszewski i jego projekt „Fagfighters", nie boicie się otwarcie wyrażać swojego poparcia dla środowisk LGBTQ. ZUOseksualność to otwarcie i zaangażowanie?
Ł: Generalnie chcielibyśmy, aby ZUO zawsze kojarzyło się z wolnością i możliwością bycia wiernym sobie, bez ściemniania i udawania kogoś innego. Bardzo cenimy indywidualizm i uważamy, że należy szanować. Ludzie są różni pod względem kulturowym czy obyczajowym, nie powinno się nikomu narzucać swojego punktu widzenia. To dotyczy też seksualności, której określanie dzisiaj staje się coraz bardziej płynne. Nie można twierdzić, że istnieje tylko jedna „prawidłowa" orientacja. Wszyscy lubimy seks, nie tylko ci szczupli, piękni, fit i hetero.

A co kształtowało tę waszą tożsamość?
B: Sex and money! (śmiech) Zawsze było nam blisko do życia społeczno-kulturalnego, clubbingowego, jesteśmy ludźmi środowisk kultury, którzy nie odnajdują się w Gałkowie (śmiech). Obaj jesteśmy z Warszawy, tutaj dorastaliśmy, kształtowaliśmy pamięć miejsc związanych z miastem, naszą tożsamość. Nie traktowaliśmy Warszawy jako wyzwania – gdzie przyjeżdża się, żeby się wybić.
Ł: Ja udzielałem się w różnego rodzaju organizacjach LGBT, Kampanii Przeciwko Homofobii, mogę bez zastanowienia przyznać, że jestem zaangażowanym feministą. Dzięki temu dobrze poznałem typ wrażliwości, jakim operują osoby związane z tym środowiskiem. Bartek był bardziej osadzony w kręgach związanych z modą, kulturą, sztuką, muzyką. Ja siedziałem w Le Madame [legendarny, nieistniejący już warszawski klub, związany ze środowiskami LGBT – red.], a Bartek w studio z producentami muzycznymi. Prowadziłem też rave'ową miejscówkę, Pankiewicza 3, gdzie współorganizowałem między innymi pierwszy Vogueball w Polsce.

Reklama

Skupiacie się na robieniu rzeczy dla „swoich" ludzi?
Ł: To nie jest do końca tak. Próbowano namawiać nas do tego, żebyśmy się wpasowywali w jakiś wiodący u nas nurt, próbowaliśmy, sprawdzaliśmy różne opcje. ZUOcorp jest na rynku 6 lat, ale Bartek projektuje od około dwunastu. W ogóle nie odnaleźliśmy się w klimacie ubierania gwiazd, tego ściankowego splendoru. Ta cała sytuacja jest w ogóle sztucznie nadmuchana, jak taka bańka mydlana, którą masz przed samym nosem, a w której nic się za bardzo nie mieści. To jednak nie dla nas – jeżeli snobizm, to w dążeniu za wrażeniami, a nie za zbytkiem.
B: Teraz próbujemy kreować swojego konsumenta. Trzeba pamiętać, że możesz mieć ambicje bycia czymś intelektualnym i niszowym, dla węższej grupy ludzi, albo chcesz mieć box-office – jak w kinie. Albo jesteś Transformersami albo Brokeback Mountain.
Ł: A my wolimy być w ogóle Gwiezdnymi wojnami (śmiech). Wolimy być czymś zupełnie nowym, eksperymentalnym, czymś, co ma w sobie bardzo pozytywną energię, a po latach staje się kultowe.
B: Wierzymy, że nasza historia jest jak ta George'a Lucasa – i dopiero się zaczyna.


Razem z AXE sprawdzamy, kim są dzisiejsi faceci. Zobacz rubrykę VICE Guide to Guys


Kto jest w takim razie waszym Lordem Vaderem?
Ł i B: Ta bańka mydlana wypełniona sztucznym splendorem (śmiech). A tak naprawdę, to jak nam coś przeszkadza, to w tym nie uczestniczymy, przestaliśmy się złościć i oburzać.

Reklama

To, co mówicie, brzmi odświeżająco racjonalnie.
Ł: Nam bardzo głowy otworzyła rozmowa z Damirem Domą [projetantem mody, prezentującym swoje kolekcje w ramach mediolańskiego tygodnia mody – red.], z którym spotkaliśmy się tutaj w Warszawie. Dzięki temu zrozumieliśmy, że u nas cały rynek mody jest bardzo mocno postawiony na głowie, zaczęliśmy sobie porównywać chociażby rynek niemiecki z polskim – wyszła nam z tego taka konkluzja, że "Warszawa jest jak Berlin: mnóstwo celebrytów, zero mody".
Tutaj nie robi się mody dlatego, że jest to gałąź przemysłu, ludzie fascynują się nią jak sztuką, czekając na pokaz jak na biennale. Ta „nasza" moda zostaje sprowadzona do elementu, który ma za zadanie wypromować gwiazdy, w porozumieniu z mediami plotkarskimi. Nie jest to biznes w czystej postaci – nie ma tej drogi, którą musisz przejść, od kameralnego sklepiku, w którym robisz kapelusze dla przyjaciółek, aż do zbudowania wielkiego domu mody z zapleczem fabryk.
B: Znam tę branżę u nas niemalże od zera, pamiętam te stare czasy, kiedy wszystko dopiero się rozwijało. Ludzie, którzy teraz dopiero do niej wchodzą, w ogóle nie znają historii środowiska. Brakuje nam pokory. Ważne jest, żeby pamiętać jak i dzięki komu znaleźliśmy się w miejscu, w którym jesteśmy.

A na jakim etapie jest teraz ZUOcorp?
Ł: My teraz skupiamy się nie tylko na stronie projektanckiej, ale na promowaniu ZUOcorp jako marki. Za chwilę otwieramy naszą przestrzeń muzyczną, to będzie kolejny krok z zapowiadanego „powrotu do korzeni". Ma to być miejsce nieskrępowanej zabawy dla ludzi kochających muzykę, pozytywnie nastawionych, z dobrą energią.

Reklama

Czasami warto jest próbować obśmiewać pewne cechy, ale trzeba to robić w sposób inteligentny, starając się nie urazić nikogo, pokazując, że każdy z nas ma wady

Wyjście do klienta w nowym wymiarze – wciągnięcie go bez reszty w ZUOświat?
Ł: Z produktem trzeba wyjść do ludzi, ale trzeba mieć też dystans do siebie i do środowiska. Fajne jest czasami patrzenie na to, co robią inni, można się wczuć w ich rolę i wyciągnąć wnioski dla siebie.
B: Ja za bardzo wstydzę się za innych. Dlatego wolę eksplorować swoje zajawki estetyczne. Chciałbym, żeby wszyscy je rozumieli i podobały im się rzeczy, które mnie się podobają, ale to nie jest takie proste. Czasami warto jest próbować obśmiewać pewne cechy, ale trzeba to robić w sposób inteligentny, starając się nie urazić nikogo, pokazując, że każdy z nas ma wady. Mogę być złośliwy nie po to, żeby kogoś upokorzyć, ale bardziej w celu naprawczym świata.

Teraz mamy do czynienia z walką o uwagę – w social mediach, w branży – wszystkie działania sprowadzają się do „bycia zauważonym".
B: Lata 70. i 80. wpłynęły na duży rozwój światopoglądowy dlatego, że zaczęto otwarcie mówić o tym, że ludzie są różni, ale każdy znajdzie przestrzeń na wyrażanie siebie. Pułapką mediów społecznościowych jest to, że też dają teoretycznie miejsca na tę wolność wyrażania siebie, ostatecznie doprowadzając do tego, że każdy siebie nawzajem naśladuje.


Jesteśmy też na Facebooku. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska


I odpowiedzią na to jest bunt w postaci pochwały brzydoty.
B: Dążenie do zwykłości i ekstremalnej brzydoty, żeby pokazać jakąś „prawdę" wpada w krzywe zwierciadło – tak jak naturalizm w literaturze, który nie jest odbiciem rzeczywistości. Lubię te marki, które czerpią z aestetyki, ale to się staje ich pułapką; jak Vetements, które miało być niszowe, undergroundowe – miało być kontestacją rzeczywistości, a stało się elementem wielkiej komercyjnej machiny. Nie można odcinać kuponów od kontestacji konsumpcjonizmu. To jakiś szalony paradoks. Nie ma co szukać jakiejś ideologii w modzie, ona teraz umarła, zabita przez media społecznościowe. Mamy do czynienia z odbiorcą, który jest nastawiony na dostarczanie mu co chwilę nowego kontentu – nie da się za tym nadążyć.
Ł: Jeżeli dojdziemy do czasów, w których zanikną subkultury, zabraknie kontrkultur, wtedy zniknie też moda. Moda jest sumą wypadkową buntu: buntu młodego pokolenia przeciwko staremu, ich stylowi życia. Już teraz mamy z tym problem. Jako ZUOcorp doszliśmy do momentu, w którym chcemy, żeby nasze ubrania pomagały komuś wyrażać siebie, nie żeby same w sobie były manifestem, tak jak miało to miejsce wcześniej.
B: Unikamy w tej chwili silenia na twórczość „arty", aby uniknąć niebezpieczeństwa śmieszności. Zobaczyliśmy swoje i postanowiliśmy wrócić do korzeni – robienia mody dla ludzi. Działać dla idei bez dorabiania ideologii.

Dzięki za rozmowę!