FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Kobiety, które pomagają uchodźcom przetrwać kryzys migracyjny w Europie

Dla setek aktywistek pomagających uchodźcom wzdłuż bałkańskiego szlaku, kryzys migracyjny to sprawa zarówno osobista, jak i polityczna

Spośród ok. miliona uchodźców i migrantów, którzy przybyli do Europy w 2015, setki tysięcy przeszło przez szlak bałkański, sieć dróg przecinającą północny wschód od Grecji, Macedonii i Bułgarii przez Serbię i Chorwację, do Słowenii, Austrii oraz Niemiec.

Na stacjach postojowych rozmieszczonych wzdłuż bałkańskich dróg i torowisk, pomoc uchodźcom zapewniały nie międzynarodowe organizacje, takie jak ONZ czy Czerwony Krzyż – lecz miejscowi ludzie. Kiedy fala migracji przechodziła z jednego miejsca do drugiego, ocierając się o płoty, kierując się ku schronieniom i dworcom kolejowym, grupa wolontariuszy i aktywistów przechodziła wzdłuż niej.

Reklama

Udział kobiet w takich akcjach wsparcia jest ogromny. Zapewniając informacje, jedzenie i ciepłe ubrania, mają na oku najbardziej bezbronnych przybyszów – kobiety, dziewczęta i dzieci podróżujące samotnie.

W Belgradzie i Zagrzebiu, znaczących organizacyjnych punktach na szlaku bałkańskim, ludzie pomagający masom uchodźców doskonale rozumieją, co skłania człowieka do opuszczenia swojego domu. Wielu z nich również było uchodźcami, mniej niż pokolenie temu, kiedy dawna Jugosławia rozpadła się podczas konfliktu na Bałkanach w latach 90. ubiegłego wieku.

Pomiędzy nimi a Syryjczykami, Irakijczykami, Afganami i Irańczykami tworzy się więź empatii i zrozumienia; uciekają przed wojną, korupcją i przemocą, widząc w europie nadzieje na lepsze życie. W szczególności kobiety są świadome ryzyka przemocy na tle seksualnym w tym ogromnym, chaotycznym ruchu ludzi. Podczas relacjonowania tej historii, aktywista po aktywiście powtarzał to samo: „To jest dla nas bardzo osobiste. Też przez to przechodziliśmy".

W Belgradzie, prowadzona przez kobiety światowa organizacja społeczna o nazwie Atina – stworzona w 2004, by zwalczać nielegalny handel ludźmi spowodowany konfliktem na Bałkanach – przejęła dowodzenie w zapewnianiu bezpieczeństwa kobietom i dzieciom na uchodźstwie. Ich zadanie jest niesamowicie trudne i zniechęcające. Menedżer programu, pani Jelena Hrnjak, stwierdziła, że polityka serbskiego rządu, która ma ułatwiać przejście przez granice kraju bez organizowania formalnych, prowadzonych przez rząd interwencji, pozostawiła ten problem niszowym organizacjom.

Reklama

„Kiedy nasze państwo w jakiś sposób zalegalizowało nielegalne przeprawy, był to sygnał dla uchodźców, że mogą tu przyjeżdżać", stwierdziła w wypowiedzi dla Broadly.

Oskarżyła ona rząd o nieumiejętność zorganizowania się, żeby obserwować warunki i pomóc w zaspokajaniu podstawowych potrzeb uchodźców, spowodowaną strachem przed byciem wplątanym w projekt humanitarny, na który nie było ich stać. Konsekwencją tego było, że pracownicy Atiny – trzy mobilne drużyny w Sid, serbskim miasteczku niedaleko granicy z Chorwacją, i dwie przy południowej granicy z Macedonią – były zniechęcane, a nawet powstrzymywane przed udzielaniem pomocy potrzebującym, tak według nich potrzebnej.

Stolik z jedzeniem rozdawanym uchodźcom w Chorwacji. Wszystkie zdjęcia wykonał Igor Pavicevic.

„Jeśli rząd wie, że ktoś jest w potrzebie, jest pewne, że wezwą Atinę", powiedziała. Ale bez pełnego dostępu od uchodźców, Hrnjak twierdzi, że jej organizacja utknęła w fazie reaktywnej.

Pod koniec listopada Hrnjak powiedziała, że pracownicy Atiny spotkali się z dwiema Afgankami, które zostały zgwałcone w Serbii, niedaleko węgierskiej granicy. O dziewczynach dowiedzieli się przez przypadek – Hrnjak zastanawia się nad tym, ile takich przypadków nie zgłoszono.

„Myślę, że jeśli stworzylibyśmy dobry system, mielibyśmy ogrom informacji o tym, co się dzieje, ale nasz rząd nie jest do tego przygotowany", mówi.

Pani Anja Stefanovic z Belgradzkiego Centrum Praw Człowieka zgadza się z Atiną, że powinno się wprowadzić system monitorujący i zgłaszający wykroczenia. Gospodarka wojenna, pełna spekulanctwa i przemytnictwa, niedostatek informacji dla uchodźców wzdłuż szlaku – to wszystko naraża ich na wykorzystanie.

Reklama

„Nie da się przełamać lodów z Belgradem i udowodnić, gdzie i jak doszło do wypadków", powiedziała Stefanovic na spotkaniu dla cywilnych grup społecznych w Belgradzie. Jak mówiła, nadzieje na zmiany są nikłe: „Dział naszego prawa dotyczący uchodźców ustanawiano w celu liberalizacji wymaganej przez Unię Europejską. Od początku było wiadomo, że to nie zadziała".

Na takich stołach z zapasami można znaleźć buty na różną pogodę dla uchodźców, którzy bardzo często zużywają kilka par butów, idąc na północ.

Niedaleko biura Atiny w Miksalište, grupa lokalnych aktywistów, zagranicznych podróżników i pomocnych obywateli pracuje w magazynach z zapasami. Uchodźcy mogą tu otrzymać ciepłe ubrania na zmianę, pieluszki, podpaski i posiłek. Centrum rozwinęło się przez ostatnie kilka miesięcy – organizacje pozarządowe zapewniają tam pomoc medyczną oraz organizują strefę przyjazną dzieciom. Miejscowi przychodzą tu w ciągu dnia z datkami.

Podobne placówki rozmieszczone są w całej Serbii i Chorwacji. Aktywiści i wolontariusze, którzy je wybudowali, mówią, że coraz częstsza obecność w regionie Wysokiej Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców utrudnia im pracę. Niszowe organizacje cechują się elastycznością. Komunikacja jest łatwa, nie ma w nich żadnej ustalonej hierarchii.

Inaczej wygląda to w przypadku dobrze finansowanej agencji ONZ – według aktywistów, pieniądze nie przekładają się na działania.

Aktywistka z Belgradu, Olga Kikolic Kia, stwierdziła, że zdruzgotało ją, kiedy Komisja przyjechała i „zdeptała" lokalnych aktywistów, imponując wielkim budżetem i możliwościami, a nie niosąc zbyt wiele pomocy.

Reklama

„Siedzą tutaj jak marionetki", powiedziała Broadly.

Wolontariuszka rozdaje wodę uchodźcom przechodzącym przez Chorwację latem 2015.

Na odprawie w Belgradzie, Hans Schodder, reprezentant Belgradu w Wysokiej Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Uchodźców stwierdził, że organizacja znacząco poprawiła sytuację uchodźców – na przykład udostępnione zostały trasy kolejowe, co uchroniło ludzi przed wędrówką przez błotniste pola. Ale kiedy rząd Serbii musi się borykać z planem oszczędnościowym i zamrożeniem budżetówki, Schodder musiał się zadowolić niewielkim budżetem (przynajmniej jak na warunki Komisji): zaledwie osiem milionów euro na rok 2015, z czego pięć milionów miało być wydane w dwóch ostatnich miesiącach roku. Różnica leży w perspektywie: dla niszowych organizacji, polegających na wolontariuszach i nisko opłacanych pracownikach, ta suma wydaje się ogromna.

Nawet część pracowników ONZ przyznaje, że organizacja nie robi wystarczająco dużo. Jeden z inspektorów ochrony w centrum transportu w Adaveci niedaleko Sid, który widuje do kilku tysięcy uchodźców dziennie, powiedział, że można i powinno się zrobić więcej jeśli chodzi o finanse organizacji.

„Ta pomoc to kłamstwo, widać ją wtedy, kiedy kamery zaczynają kręcić", mówi. Broadly poprosiło Komisję o komentarz.

Wolontariusze z niszowych grup sprzątają po przechodzących przez szlaki uchodźcach.

Duża część budżetu Komisji przeznaczona jest na sprawdzanie, kto przechodzi przez kraj. Schodder powiedział, że wśród 335 tys. ludzi, którzy zarejestrowali się w Komisji w 2015 (począwszy od końca listopada ), wzrastała liczba kobiet i dziewcząt: 24,5% we wrześniu, 26,4% w październiku i 29% w listopadzie.

Pomimo zwiększającej się ilości kobiet i dziewcząt wśród uchodźców, „Seks za usługi [odbycie stosunku seksualnego w zamian za dobra lub przysługi] nie zdarza się tak często", powiedziała rzeczniczka Komisji, Melita Sunjic. Według niej, dzieje się tak, ponieważ ludzie przemieszczający się w dużych grupach chronią znajdujące się w nich kobiety – ale przyznaje też, że trudno wykryć uraz w tak krótkim czasie.

Podczas spotkań cywilnych grup społecznych w Belgradzie i Zagrzebiu aktywistki mówiły, że niewielki wzrost liczby kobiet i dziewcząt na szlaku i ich własne, anegdotyczne dowody zagrożeń, którym musiały stawić czoła, zmusiły je do refleksji. Zaledwie 20 lat temu, masowe gwałty, czystka etniczna i ludobójstwo prawie zniszczyły całe pokolenie. Znaki ostrzegawcze wydają się niesamowicie podobne: niedoinformowana i zdesperowana populacja w ruchu; nastolatkowie podróżujący samotnie; spekulacje wojenne i prawie całkowite ignorowanie przestępstw wymierzonych w uchodźców, którzy ich nie zgłaszają lub nie potrafią zgłosić.

Podsumowując, wyjąwszy chroniczny brak dofinansowania, zmniejszająca się dostępność i spadające temperatury – Serbki i Chorwatki nadal sprawdzają stan uchodźców, rozdają jedzenie i ubrania, edukują i ostrzegają grupy migrantów, jakie niebezpieczeństwa czkają ich w dalszej drodze na szlaku. Jak wiele z nich mówi, to dla nich bardzo osobista sprawa i nie potrafią tylko biernie się temu wszystkiemu przypatrywać.