Surferzy na falach Bałtyku
Fot. Surf Paweł

FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

Surferzy na falach Bałtyku

Co z tego, że biednie? Polak potrafi. Teraz będziemy surferami i zrobimy dla tej chwili wszystko. Najlepsze fale nad Bałtykiem łapie się w okresie zimowym. Jesteśmy wykończeni, totalnie zmarznięci i totalnie szczęśliwi

Znacie te filmy rodem z Kalifornii: blond surferzy pomykają przez bulwar Zachodzącego Słońca z deskami pod pachą, surferki w bikini zdobywają fale na australijskich wybrzeżach albo wytatuowani Polinezyjczycy z burzą czarnych loków prują Teahupoo – fale podrzucające żaglówki niczym dziecięce zabawki. Bałtycka bestia już tak potężna nie jest, ale to nie znaczy, że nie istnieje! Są bowiem śmiałkowie, którzy ujarzmiają fale polskiego morza.

Reklama

To nie Santa Monica, to Swarzędz pod Poznaniem. Nad Bałtyk mamy paręset kilometrów, startujemy w nocy dzień przed. Fale złapiemy na max 2-3 godziny, zatem musimy warować na plaży od samego świtu. Najlepsze fale nad Bałtykiem polski surfer złapie w okresie zimowym, dlatego moja historia zaczyna się, kiedy pierwsze płatki śniegu nieśmiało osiadają na plaży, mieszając się z ciemno-karmelową barwą mokrego piasku.


Nie mówimy szeptem, gdy pytają skąd jesteśmy. Polub fanpage VICE Polska


Na dobry warun warowaliśmy od dwóch tygodni, sprawdzając codziennie w internecie siłę wiatru i kierunek – to sto razy istotniejsze niż kolejne kretyńskie aktualności z kraju. Pogoda jest bardzo kapryśna i szybko może się okazać, że nici z fal. Strzałka z kierunkiem wiatru na mapie meteorologicznej zmienia swój kierunek. Cholera.

Nie mamy ogórka, jest Ford. Na szczęście ma na dachu relingi – gorzej, że nie ma stelaża do desek. Między deski kładziemy gąbkę tapicerską i obklejamy taśmą i prowizorycznie przytwierdzamy połączone deski mocną linką do rozwieszania prania. Co z tego, że biednie? Polak potrafi. Co z tego, że bez kasy? Teraz będziemy surferami i zrobimy dla tej chwili wszystko.

Wybrzeże jest puste, mamy cel. Dojeżdżamy do Chałup o godzinie 21. Według mapy meteorologicznej w tych właśnie okolicach będzie najlepszy warun na całym wybrzeżu. Musimy się naładować, na YouTube oglądamy cały świat. Podziwiamy Teahupoo-Tahiti. Obczajamy najlepsze edity, odrzucamy te słoneczne klimaty, musimy się nastawić. Chłopaki pocinające w Kornwalii, parę dobrych partów z Islandii no i oczywiście Nowa Zelandia. Patrzymy na siebie, dzieląc te same myśli: Nowa Zelandia, człowieku. Jest tu dwóch lekarzy, inżynier robotyki, fizjoterapeutka i jeden filmowiec. Nie, wróć. Po prostu pięciu surferów i nic więcej.

Reklama

Dopijamy piwo i czas spać, bo pobudka o 5 rano. Zapomnieliśmy o czymś? No jasne, szybki rzut oka na jutrzejszą pogodę. Czeka nas średni znośny Bałtycki warun.



Wstajemy o 5, raczej zaspani i jeszcze milczący. Walka z falami wysysa energię szybciej, niż sądzisz. Śniadanie musi być porządne, ale bez przesady — potrzebujemy lekkości, zatem miska płatków z ciepłym mlekiem, banan i batonik. Pięć termosów, jeden z kawą, drugi z herbatą, trzy z wrzątkiem do ogrzewania pianki do tego parę bananów, gorzka czekolada, zwykłe kanapki suto obłożone wędliną. Białko i magnez.

Słońce nieśmiało wychodzi zza horyzontu, rozpoczyna się nasz dzień. Dobra fala może przyjść za chwilę albo za kilka godzin, nie wiesz tego. Kojarzysz te nagrania wysokich kilkunastometrowych fal pochłaniających nagle całą plażę – niestety u nas wygląda to trochę skromnej, ale wciąż.

Fala będzie miała coś w okolicach dwóch metrów, ale spokojnie wystarczy, żeby się na niej ogarnąć. Gorącą wodę z termosów wlewamy w pianki i szybko wskakujemy w nasze neoprenowe skóry. Bałtyk w tym okresie to nie żarty, temperatura wody to zawsze coś w okolicach trzech stopni Celsjusza, dlatego potrzebujesz pianki z kapturem, butów i rękawic.

Fale zdają się coraz lepsze, bywają nieregularne i o bardzo zróżnicowanej długości, ale dobry Boże… mamy warun! Niektórzy z nas przywieźli wodoszczelne mp3 ze specjalnymi słuchawkami, które jakby stykają się z mózgiem. Nakładamy kaptury, mp3 w folii zawieszona na szyi. Uwierz mi, nurkując nie przełączysz tracku, więc dobierz listę dobrze. Surf, eat, sleep!

Reklama


Fale są świetne, to nie Napier w Nowej Zelandii, którą znam tylko z YouTube ani nie Biarritz gdzie przeżyłem swój mały chrzest. Najmodniejsza miejscówka we Francji – moje pierwsze konkretne fale, pierwsza równowaga na desce i połamany fisz. To nic, byłem wtedy z siebie dumny.

Po godzinie w Bałtyckim lodzie musimy odsapnąć – biada ci, jeśli masz słabo wyrzeźbione motyle. Ręce odpadają, ale mamy wciąż fale, dlatego ponarzekamy innym razem. Szybka herbata, kanapka, czekolada i mięso, żeby uzupełnić siły. Wylewamy na siebie wzajemnie wrzątek z termosów i wracamy do boju. Zamieniamy się deskami dla różnorodności: kompletnie inna bajka na wąskiej ślicznej, profilowanej do zwrotnej jazdy niż na szerszej, przeszło dwumetrowej. Wychodzi słońce.

Po trzech godzinach fale ustają, teraz plaża nadaję się wyłącznie na spacer z gofrem. Jesteśmy wykończeni, totalnie zmarznięci, totalnie szczęśliwi. Ja nie ogarnąłem przypływu, kompletnie straciłem rachubę terenu i mocno wryłem się w płyciznę dłonią, ale dopiero po wyjściu z mrozu boli. Czuję, że dziś byliśmy w Napier, poskromiliśmy Teahupoo, a na koniec dnia doszlusowaliśmy się w hiszpańskim Hossegor. Tyle że to był tylko Bałtyk.