Fotografowałem Prince'a, zanim został sławny

FYI.

This story is over 5 years old.

zdjęcia

Fotografowałem Prince'a, zanim został sławny

W 1977 roku Prince Rogers Nelson był jednym z wielu młodych, ambitnych muzyków z Minneapolis. Fotograf Robert Whitman opowiada, jak powstał jego niepowtarzalny album „Prince Pre Fame”

Artykuł pierwotnie ukazał się na Amuse

Trudno sobie wyobrazić Prince’a jako kogoś zupełnie nieznanego; kogoś, kto sam robi sobie pranie i potrzebuje nazwiska. Prince od zawsze był ikoną. A zdjęcia, które właśnie ukazały się w nowym, limitowanym albumie, tylko to potwierdzają.

W 1977 roku Prince Rogers Nelson był jednym z lokalnych muzyków z Minneapolis, który wzbudził zainteresowanie dwóch agentów muzycznych: Owena Husneya i Gary’ego Levinsona. Husney i Levinson naszli fotografa Roberta Whitmana w jego mieszkaniu, żeby puścić mu wczesne demo Soft and Wet na odtwarzaczu w ich samochodzie. Whitman nie potrzebował więcej argumentów, by zgodzić się na sesję prasowych zdjęć wschodzącej gwiazdy.

Reklama

Intymne fotografie z ulic Minneapolis i studio nagraniowego z pewnością wzbudzą bardzo głębokie emocje u każdego fana Prince’a. Ukazują młode i ujmująco wrażliwe oblicze młodego artysty, spod którego jednak już wtedy przebijał charakterystyczny dla niego magnetyzm. Wśród zdjęć pojawiają się ujęcia z profilu, niewykorzystane kadry, a nawet rzadkie, ulotne uśmiechy.

Album Prince Pre Fame (Prince u progu sławy) ma zgłębiać „narrację, strukturę i historię zmarłej ikony muzyki pop”. Zawiera również esej pióra Spike’a Lee. W sumie ma się ukazać tylko 1200 sygnowanych przez autora egzemplarzy, w tym 100 numerowanych i zawierających ściśle limitowane odbitki żelatynowo-srebrowe.


Polub fanpage VICE Polska i bądź na bieżąco


Amuse: Jak doszło do tego, że robiłeś zdjęcia Prince’owi?
Robert Whitman: Wszystko dzięki moim dwóm dawnym kolegom ze szkoły, którzy odkryli Prince’a. Zostali jego menadżerami i udało im się zapisać go do wytwórni Warner Bros wkrótce po naszej pierwszej sesji zdjęciowej. Poprosili, żebym zrobił mu zdjęcia do materiałów prasowych. Byłem wtedy młodym fotografem na początku kariery i fotografowałem wiele zespołów w tamtych szalonych latach w Minneapolis.

Co o nim pomyślałeś, gdy spotkałeś go po raz pierwszy?
Poszedłem do studia nagraniowego w Minneapolis na zaproszenie moich znajomych i jego menadżerów. Prince grał na wszystkich instrumentach. Oglądać go w akcji to było coś naprawdę niesamowitego. Już wtedy był genialnym artystą, choć bardzo cichym i wycofanym. Wolał, żeby muzyka mówiła za niego.

Reklama

Jakim był modelem?
Był strasznie nieśmiały, a ja szalałem! Był całkowicie otwarty na moje sugestie, a ja na jego! To była całkowita współpraca. Wtedy obaj byliśmy o wiele bardziej wyluzowani. To było, zanim wszystko się zaczęło. Z perspektywy czasu powiedziałbym, że wszystko było wtedy o wiele mniej skomplikowane. Jestem pewien, że nie udałoby mi się osiągnąć takiego efektu z żadnym innym artystą na początku jego kariery.

Masz jakieś ciekawe historie z sesji zdjęciowej?
Siedzieliśmy już dobrych kilka godzin w moim studio fotograficznym, aż tu nagle Prince ot tak zdjął koszulę i powiedział: „Spróbujmy czegoś innego z kryształami górskimi”. Nie mieliśmy stylisty, akcesoriów ani ubrań na zmianę. Pomyślałem, że to świetny pomysł, żeby spróbować czegoś nowego niż zwykłe studyjne ujęcia. Mogłem wykorzystać mój gwiaździsty filtr i lampę błyskową ustawioną na wprost ‒ nawet dziś, całe lata później, te zdjęcia wciąż są zachwycające.

Czy kiedyś jeszcze go spotkałeś albo robiłeś mu zdjęcia? Jeśli tak, to w jakich okolicznościach i jak było?
Pracowałem z nim tylko raz, właśnie przez te parę dni. Później nasze drogi się rozeszły. Ja podróżowałem po świecie, a on został gwiazdą. Kilka lat później dzwoniłem z budki telefonicznej na lotnisku LaGuardia, aż tu nagle obok przechodzi Prince i woła do mnie: „WHITMAN! JAK SIĘ MIEWASZ?”. W ciągu minuty otoczyła mnie cała chmara dzieciaków, które pytały: „Czy to był Prince? Załatwisz mi jego autograf?”.

Album Prince Pre Fame możesz nabyć za pośrednictwem aplikacji Vero.