FYI.

This story is over 5 years old.

Info z Polski

Quebo rzuca do nas "Bumerangiem" z samych Antypodów

Tym razem Quebonafide nadaje ze stóp Góry Kościuszki.

Gdyby "Egzotyka" Quebonafide wyszła wtedy, kiedy byłem małym, ciekawym świata gnojkiem z miejsca olałbym "MikiGeo", moje ówczesne najważniejsze źródło geograficznej wiedzy. Chociaż podróżowanie po różnych zakątkach świata z Myszką Miki było niemal tak satysfakcjonujące jak niespodziewane wkomponowanie globusa w twarz mojego młodszego brata, to jednak brakowało mu tej warstwy muzycznej, na którą odkąd pamiętam były wrażliwe moje krótkie, tupiące nóżki. "Egzotyka" Quebo posiada natomiast wszystkie interesujące mnie cechy, a zatem krążek młodego, bardziej podziaranego Tony'ego Halika będzie jedną z pierwszych rzeczy, które przy omawianiu mapy usłyszy moje przyszłe dziecko. Szach-mat Czarny Piotrusiu!

Reklama

Po "Arabskiej nocy", "Między słowami" czy melancholijnej "Zorzy", Quebonafide zabrał nas do Australii. W "Bumerangu" "jedyny raper, co ma wszystkie wizy" wytyka białym ludziom ich nikczemność, objawiającą się porywaniem aborygeńskich dzieci z plemiennych chat. Podczas swej "przedostatniej podróży" Quebo na transowym, hipnotycznym bicie podkreśla wartość ulotnego życia, siedząc pośród najpiękniejszych okazów australijskiej fauny i flory.