FYI.

This story is over 5 years old.

Technologia

​Dlaczego nie powinieneś podniecać się „polskim supersamochodem” Arrinera Hussarya

Czy naprawdę mamy być z czego dumni?
Fot. Wikimedia Commons

Prezentacja Arrinery na Motor Show Poznań 2015.  Fot. Wikimedia Commons.JPG)

Newsy ze świata motoryzacyjnego rzadko przechodzą do mainstreamu, jednak prezentacja pierwszego polskiego supersamochodu Arrinera Hussarya GT pod budynkiem Ministerstwa Rozwoju odbiła się szerokim echem. Portal dziennik.pl pokusił się nawet o efektowny nagłówek z osobą wicepremiera: „Mateusz Morawiecki zadał szyku za kierownicą Arrinery Hussarya". Według ministerstwa „to całkowicie polski projekt, zrealizowany z polskich funduszy, z wykorzystaniem polskiej myśli technicznej, w którym większość elementów pojazdu, w tym nadwozie z włókna węglowego, powstaje w Polsce". Stężenie patriotycznego zadęcia jest naprawdę wysokie. Czy jednak naprawdę mamy być z czego dumni? Czy widok polskiego ministra finansów pozującego przed paliwożerczą wyścigówką w roku 2016 nie jest śmieszny na tle polityki innych krajów, które starają się wprowadzać coraz większe ograniczenia dla pojazdów spalinowych?

Reklama

Zaprezentowany egzemplarz to wersja torowa, a więc samochód wyścigowy, który nie jest dopuszczony do normalnego ruchu drogowego. Tego typu wyścigówek powstaje na całym świecie sporo, a sam proces jest mniej złożony i wymagający niż zaprojektowanie choćby Fiata Pandy. Realia codziennego użytkowania auta w mieście zdecydowanie różnią się od cyklicznych startów na torze, dlatego o wiele trudniej osiągnąć wyśrubowane normy homologacyjne. Wyścigi to w końcu sport, ale też i zabawa, bez udziału pieszych i z wyspecjalizowanym teamem mechaników. Auta cywilne (nawet te ze sportowym rodowodem) to w dużej mierze woły robocze, które mają wozić ludzi z punktu A do punktu B – oczywiście przy okazji mogą i mają dawać przyjemność. O cywilnej wersji Arrinery na razie nic nie wiadomo.

Skoro nie będzie funkcjonować poza torem, to czy Arrinerę można chociaż uznać za tryumf polskiej myśli technicznej? Silnik pochodzi od General Motors, a za wiele innych podzespołów odpowiadają międzynarodowe firmy, m.in. Bosch. W projekcie brali udział polscy inżynierowie, chociażby pracownicy Politechniki Warszawskiej, ale najbardziej polski w tym momencie wydaje się bombastyczny PR, za który zresztą odpowiada legendarny i kontrowersyjny dziennikarz motoryzacyjny Piotr R. Frankowski (były naczelny „Top Gear Polska" ma doskonałe pióro oraz nieortodoksyjne poglądy: pomimo że miał okazję jeździć masą samochodów – w tym naprawdę wyjątkowymi prototypami – przez pewien czas użytkował zwykłą Dacię Logan).

Pomysł nazwania samochodu „Hussarya" pachnie sarmacką megalomanią, gdy jednak dorzucimy do tego nowe malowanie w kolorze „Zborowski Green" (ekstra płatne), robi się trochę jak u Barei. Kto to Zborowski? Hrabia Louis Zborowski był brytyjskim konstruktorem i kierowcą wyścigowym polskiego pochodzenia, który uratował od upadku firmę Aston Martin, a zginął w roku 1924 reprezentując ją na torze Monza we Włoszech. Co zabawne, wspomniana barwa tak naprawdę jeszcze nie istnieje, na razie jest to okleina symulująca przyszły wygląd „zborowskiej zieleni".

Zainteresowanie ministra finansów Hussaryą może nie wynikać jedynie z pobudek merytorycznych. Jednym ze znaczących udziałowców Arrinery jest Tomasz Swadkowski, który wcześniej pracował dla Banku Zachodniego WBK, gdzie podlegał Morawieckiemu. Spółka ogłosiła, że zamierza pozyskać od inwestorów 10 mln złotych, więc Morawiecki angażując się w promocję „polskiego supersamochodu" jednocześnie wpisuje się w strategię prywatnej firmy związanej z byłym współpracownikiem. Nie powinno dziwić więc jego stwierdzenie, że „od czasów dwudziestolecia międzywojennego w dziedzinie przemysłu samochodowego nie zrealizowano w Polsce niczego na tak wysokim poziomie".

Mimo entuzjazmu ministra, anonimowy rozmówca portalu forsal.pl („osoba dobrze znająca spółkę") twierdzi: „Nie postawię pieniędzy na to, że uda im się sprzedać choć jeden samochód". Zbiega się to z opiniami użytkowników racingforum.pl: „Ponieważ chłopaki nie wiedzą co dalej i jak dalej, to wracają do starych i sprawdzonych metod – ładnie pomalowali i będą wozić po jarmarkach". Jednocześnie spółka 12 grudnia zawiesiła ofertę akcji i zwraca pieniądze potencjalnym inwestorom. Specjaliści rynku motoryzacyjnego od dawna twierdzili, że Arrinera miała być formą spekulacji na rynku NewConnect. Udział profesjonalistów w tym projekcie sprawia, że całość nabiera realnych kształtów, niemniej jednak na razie bardziej w formie medialnej bańki. To taki kolejny „miś na nasze możliwości", miś w niespotykanej dotąd barwie Zborowski Green.