Antykoncepcja ma skutki uboczne, ale wciąż o nich nie mówimy

Artykuł pierwotnie ukazał się na Broadly

We wrześniu 2016 roku w amerykańskim periodyku naukowym „JAMA Psychiatry” opublikowano duńskie badanie, które odkryło korelację pomiędzy stosowaniem antykoncepcji hormonalnej a kliniczną depresją. Przez ponad sześć lat obserwowano grupę ponad miliona kobiet oraz zażywane przez nie leki. Okazało się, że kobietom, które przyjmowały antykoncepcję hormonalną – niezależnie, czy w formie pigułki, wkładki domacicznej czy pierścienia antykoncepcyjnego – znacznie częściej przepisywano leki antydepresyjne.

Videos by VICE

Kiedy tylko informacja ta dotarła do mediów, wiele kobiet poczuło ulgę, że nauka w końcu znalazła wyjaśnienie ich doświadczeń z antykoncepcją. „Tabletki łykałam przez 10 lat” – powiedziała Holly Grigg-Spall, autorka książki Sweetening the Pill. „Jedna z nich, Yasmin, wywoływała potworne skutki uboczne: depresję, stany lękowe, ataki paniki. Dopiero po dwóch latach zrozumiałam, że za to, co się ze mną działo, odpowiadała pigułka”.

Badanie wykazało szczególnie silną korelację między stosowaniem antykoncepcji hormonalnej przez nastolatki a depresją: w ich wypadku istniało 80-procentowe ryzyko, że będą musiały brać antydepresanty. Ta statystyka szczególnie niepokoi, zważywszy na to, że w USA wielu nastolatkom przepisuje się tabletki antykoncepcyjne, zanim jeszcze są aktywne seksualnie – czasami w ramach leczenia trądziku czy przy zaburzeniach miesiączkowania, a niekiedy jako pewnego rodzaju środek zapobiegawczy. „Kiedyś uważano to za absolutnie konieczny krok” – powiedziała Grigg-Spall. „Stanowiło to pewnego rodzaju rytuał przejścia”.

Chociaż to dopiero pierwsze badanie, które wykazało związek między antykoncepcją hormonalną a depresją, już wcześniej pojawiło się wiele analiz wskazujących na to, że antykoncepcja może powodować wahania nastroju. Nie po raz pierwszy kobiety czują się oszukane przez lekarzy w kwestii antykoncepcji.

Na początku XX wieku w Ameryce (w której w latach 50. dokonano największych przełomów w tworzeniu hormonalnej tabletki antykoncepcyjnej), w lwiej części stanów wszelkie formy zabezpieczania się były nielegalne, a w 26 z nich samotne kobiety nie miały dostępu do antykoncepcji aż do lat 60. Były zdane na łaskę partnera i własnej macicy, przez co ciągle zachodziły w nieplanowane ciąże. Najpopularniejsze rozwiązanie stanowiła w tamtych czasach histerektomia, czyli usunięcie macicy. „Robiliśmy ją niedługo po porodzie, zazwyczaj jakieś sześć, siedem tygodni po narodzinach dziecka” – powiedział doktor Richard Hauskenecht w dokumencie American Experience: The Pill . „Przeprowadzając histerektomię pochwową u kogoś, kto urodził już trójkę lub czwórkę dzieci, z czego ostatnie niecałe sześć tygodni wcześniej, lekarz tak naprawdę ma dwie opcje: albo być szybkim jak błyskawica, albo przygotować się na olbrzymią utratę krwi u pacjentki. To były absolutnie prehistoryczne metody”.

Margaret Sanger z synem

Antykoncepcja hormonalna ma tak naprawdę czterech rodziców: aktywistkę i edukatorkę seksualną Margaret Sanger, która zwróciła się do amerykańskich eugeników, aby poparli ideę antykoncepcji; biologa Gregory’ego Pincusa; sufrażystkę i dziedziczkę pewnego milionera Katherine McCormick oraz katolickiego lekarza i ginekologa Johna Rocka. Pincus odkrył, że zwierzęta, którym wstrzyknięto progestageny, przestawały owulować. Jednak ponieważ częste zastrzyki nie stanowiły dobrego rozwiązania, skupili się na stworzeniu doustnej antykoncepcji. McCormick sfinansowała opracowanie pigułki z własnej kieszeni. Rock w latach 50. przeprowadził badanie, podczas którego podał pigułkę swoim pacjentkom w Massachusetts pod pozorem badania płodności. Nie poinformował ich o tym, że pigułka została zaprojektowana z myślą o tym, aby uniemożliwić im zajście w ciążę. Wiele kobiet wycofało się z testów, ponieważ nie były w stanie wytrzymać skutków ubocznych: opuchlizny, potencjalnie śmiertelnych skrzepów krwi i wahań nastroju.

Zespół miał trudności z rozpoczęciem badań klinicznych w Ameryce, częściowo dlatego, że w większości stanów antykoncepcja wciąż pozostawała niezgodna z prawem. Drugim powodem było to, że wiele kobiet wycofało się z poprzednich testów. Tak więc Pincus i Rock zainteresowali się Portoryko, gdzie obawy przed przeludnieniem (napędzane częściowo przez ruch eugeniczny) sprawiły, że zarówno aborcja, jak i wszelkie formy antykoncepcji były na wyspie legalne. Co więcej, wiele Portorykanek w tamtym okresie poddano sterylizacji, często bez ich zgody, a nawet wiedzy. Owe przymusowe zabiegi odbywały się w ramach tzw. „La Operacion”, którą przeprowadzono w Portoryko w latach 50. i 60. XX wieku. Pincus i Rock uznali Portorykanki za uległe kobiety, które świetnie odegrają rolę królików doświadczalnych. Uznali, że jeśli biedne, niewykształcone kobiety z Portoryko będą mogły używać pigułki, reszta świata również.

Na początku Rock i Pincus znowu mieli kłopoty ze znalezieniem kobiet, które byłyby w stanie znieść efekty uboczne pigułki. „Portorykanki również wycofywały się z badania, więc zaczęli szukać kobiet, które mogliby do tego zmusić, także i w swojej ojczyźnie” – napisała Ann Friedman z „The New Republic“. „Rozkazano wziąć w nim udział kobietom z zakładu psychiatrycznego w Massachusetts, a także uczennicom szkoły medycznej w San Juan. Tym drugim powiedziano, że albo się podporządkują, albo zostaną wyrzucone”. Tym razem kobietom również nie wyjawiono przeznaczenia pigułki; zamiast tego kazano im siedzieć cicho, grzecznie łykać proszki i poddawać się częstym oraz bardzo inwazyjnym badaniom lekarskim.

„Kobiety są świetnymi królikami doświadczalnymi. Nic nie kosztują, same się karmią, czyszczą własne klatki, a do tego płacą za pigułki i okazują wdzięczność”.

Ostatecznie doktor Edris Rice-Wray, dyrektor medyczny Portorykańskiego Stowarzyszenia Planowania Rodzin wymyślił nową strategię: poinformowanie kobiet, czym dokładnie jest ten lek. Pracownicy socjalni zaczęli chodzić od drzwi do drzwi w biedniejszych dzielnicach San Juan i mówić kobietom, że przyjmowana codziennie, tabletka będzie zapobiegać ciąży. Kiedy tylko kobiety się tego dowiedziały, do programu zgłosiły się setki z nich. Jednak nie powiedziano im, że biorą udział w eksperymencie medycznym, a one same stanowią króliki doświadczalne.

Po zakończeniu badań doktor Rice-Wray powiedział Rockowi i Pincusowi, że pigułka ze 100-procentową skutecznością zapobiega ciąży. Jednak 17 procent uczestniczek doświadczyło wielu efektów ubocznych, w tym „nudności, zawrotów głowy, migren, bóli brzucha i wymiotów“.

W trakcie badania zmarły trzy kobiety, ale nigdy nie przeprowadzono autopsji, aby sprawdzić, czy to właśnie uczestnictwo w testach doprowadziło do ich śmierci. Doktor Rice-Wray w końcu ogłosił, że pigułka – przynajmniej w formie i dawce, jaką dostawały Portorykanki – miała „zbyt wiele efektów ubocznych, aby można było z niej korzystać”.

To nie powstrzymało firmy G.D. Searle & Co. przed wypuszczeniem pierwszej wersji pigułki antykoncepcyjnej. Miała ona dokładnie taki sam skład co lek, który wywoływał efekty uboczne u prawie jednej piątej uczestniczek badania klinicznego. Proszek o nazwie Enovid zawierał dziesięciokrotnie więcej hormonów, niż jest to potrzebne do zapobiegania ciąży.

Fiolka Enovidu

Nawiasem mówiąc, Pincus i jego współpracownicy pierwotnie chcieli stworzyć antykoncepcję hormonalną dla mężczyzn. „Została ona jednak odrzucona ze względu na dużą liczbę efektów ubocznych, w tym kurczenie się jąder” – powiedziała Grigg-Spall. Uważano, że kobiety będą lepiej tolerować efekty uboczne niż mężczyźni, ponieważ ci drudzy domagają się lepszej jakości życia.

W 1970 roku dziennikarka Barbara Seaman napisała książkę The Doctors’ Case Against the Pill. Opisała w niej wiele efektów ubocznych Enovidu, z których lekarze zdawali sobie sprawę, ale nie informowali o nich pacjentek. Książka wzbudziła zainteresowanie senatora Gaylorda Nelsona z Wisconsin.

„Senator Nelson chciał stworzyć ustawę gwarantującą pacjentom prawo do informacji” – wyjaśniła Cindy Pearson, dyrektorka wykonawcza Krajowej Rady ds. Zdrowia Kobiet. To właśnie ową pigułkę antykoncepcyjną podawał jako jeden z głównych przykładów, dlaczego przemysł medyczny musi być przejrzysty dla konsumentów. W styczniu 1970 roku Nelson rozpoczął przesłuchania przed komisją Senatu w celu zbadania związku między używaniem pigułki a zmniejszeniem libido, depresji oraz zakrzepów krwi. Żadna kobieta nie została poproszona o zabranie głosu podczas przesłuchań, co sprawiło, że członkowie Ruchu Wyzwolenia Kobiet, na którego czele stała Alice Wolfson, zaczęli protestować na ulicach Waszyngtonu. „Trzeba przyznać, że kobiety są świetnymi królikami doświadczalnymi” – powiedziała wtedy Wolfson. „Nic nie kosztują, same się karmią, czyszczą własne klatki, a do tego płacą za pigułki i okazują wdzięczność. Nie będziemy już dłużej tolerować terroru bożków w białych kitlach, którzy z daleka sterują naszym życiem”.

Przesłuchania zwołane przez Nelsona doprowadziły do znacznego zmniejszenia ilości hormonów w doustnych środkach antykoncepcyjnych, a także wprowadzenia obowiązku dołączania do każdego opakowania leku informacji na 100 słów, w której miały być wypisane potencjalne skutki uboczne.

„Ryzyko wystąpienia depresji było znane od momentu, kiedy tylko kobiety uzyskały dostęp do antykoncepcji doustnej”

Chociaż łatwo jest się teraz śmiać z długiej listy możliwych działań niepożądanych wyświetlanej drobnym druczkiem podczas reklam telewizyjnych leków, to właśnie ludzie walczący o dostęp do informacji na temat działania tabletki antykoncepcyjnej sprawili, że obecnie mamy prawo znać wszystkie zagrożenia związanie z zażywaniem poszczególnych lekarstw. Co więcej, etycznie naganne i rasistowskie badania kliniczne prowadzone na Portorykankach doprowadziły do powstania przepisów wymagających przez pacjenta zgody na wszelkie procedury. Obecnie muszą ich przestrzegać wszystkie badania kliniczne.

Barbara Seaman i Alice Wolfson, które spotkały się w trakcie przesłuchań w Senacie, później założyły razem Krajową Radę ds. Zdrowia Kobiet.

Pearson opowiedziała mi, w jaki sposób antykoncepcja hormonalna wpłynęła na ich organizację oraz ukształtowała wspólną misję. „Antykoncepcja to tylko jedna z rzeczy, przy których uważamy, że kobiety powinny mieć zagwarantowany dostęp do wszystkich istniejących informacji” – wyjaśniła. Duńskie badanie z 2016 roku nie zmieniło jej opinii na temat antykoncepcji hormonalnej.

„Ryzyko wystąpienia depresji było znane od momentu, kiedy tylko kobiety uzyskały dostęp do antykoncepcji doustnej” – stwierdziła. Zmianie uległo jedynie to, że teraz istnieją dane, które potwierdzają doświadczenie wielu kobiet. „Ma to sens z biologicznego punku widzenia” – powiedziała. „Kobiety skarżą się na to już od ponad pół wieku”.


Sprawy, o których nie wolno milczeć. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Ale jeśli kobiety już od ponad 50 lat zgłaszają, że depresja jest jednym z efektów ubocznych antykoncepcji hormonalnej, dlaczego dopiero teraz dostajemy na ten temat pierwsze rzetelne dane? „W dużej mierze wynika to z braku zainteresowania kobiecym zdrowiem jako takim” – powiedziała Grigg-Spall i dodała, że badanie nastroju jest bardzo skomplikowane „ponieważ ma na niego wpływ mnóstwo czynników”.

Duńskie badanie krytykowano za pomijanie innych zmiennych występujących w okresie poprzedzającym depresję. Niektórzy twierdzą, że spory odsetek depresji wśród nastolatek wynika raczej z zawodów miłosnych, a nie ze zmiany równowagi hormonalnej wywołanej przez antykoncepcję.

Inni wskazują na to, że niektóre media błędnie zinterpretowały odkrytą korelację i znacznie ją wyolbrzymiły. Grigg-Spall pochwaliła dane zgromadzone przez duńskich naukowców, zwłaszcza dlatego, że w badaniu za miarę depresji uznano recepty na leki przeciwdepresyjne. „Patrzono na suche dane, a nie na ocenę samopoczucia dokonaną przez pacjentkę”.

Pearson również była zachwycona duńskimi danymi. „Niech Bóg błogosławi Skandynawów za posiadanie powszechnej opieki zdrowotnej i tworzenie na jej podstawie tak świetnych statystyk!” – powiedziała. „Dzięki temu uzyskaliśmy naprawdę ciekawe tropy, które mogą zostać dokładniej zbadane”. To prawda, z pewnością warto by zrozumieć, dlaczego kobiety stosujące relatywnie ubogie w hormony wkładki domacicznie i pierścienie antykoncepcyjne częściej biorą leki na depresję niż osoby przyjmujące pigułki antykoncepcyjne ze znacznie większą ilością hormonów.

Według Pearson w takich badaniach tak naprawdę chodzi o to, aby umożliwić kobietom dostęp do informacji, których potrzebują do podejmowania świadomych decyzji o swoim zdrowiu i ciele. „Takich danych nie powinno się ukrywać przed kobietami z powodu lęku, że kierując się nimi, mogą popełnić jakiś błąd” – wyjaśniła. „Należy zaufać kobietom, że podejmą dobre decyzje, jeśli będą miały zapewniony dostęp do wiarygodnych informacji”.


Więcej na VICE: