FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Jak zastraszać ludzi

Życie jest jak tetris - chodzi o rozwalanie cegiełek

Zdjęcie - Bruno Bayley

Wszystko zaczyna się już na placu zabaw, gdy pewien spocony tyran obrzuca cię obelgami, co sprawia, że czujesz się jak frajer. Mijają lata, a ty nadal jesteś zastraszany: nocą na ulicy, w czasie rozmowy kwalifikacyjnej, podczas meczu koszykówki czy gdy ktoś zaczepia cię w barze. W tych wszystkich sytuacjach uzyskujesz status ofiary, która ma się wycofać, podczas gdy twój oprawca z perfidnym uśmiechem na twarzy miesza cię z błotem. Czy nie chciałbyś znaleźć sposobu, aby potencjalny agresor się zamknął? Zmusić tego klauna do upokarzającego odwrotu? Rozwiązania nie przyniesie próba wyprowadzenia w jego kierunku ciosu, ponieważ sam możesz oberwać, a w najgorszym wypadku wylądować w celi i tam zostać pobity. Musisz wygrać tę walkę, nim się w ogóle rozpocznie.

Reklama

Problem jest taki, że nie każdy ma naturalne predyspozycje do odpierania ataku. Trening czyni mistrza, ale już pierwsze osobiste doświadczenia na tym polu mogą okazać się ryzykowne niczym gra na loterii. Pomyślałem więc, że najlepszą metodą jest obserwacja osób doświadczonych w odpieraniu chamskich zaczepek, które w swym codziennym życiu potrafią stanowczo zastosować krótkie słowo: spierdalaj.

VICE nie popiera stosowania przemocy i nielegalnej działalności oraz jest przeciwne powodowaniu sytuacji zagrożenia.

Jimmy Tippett junior (po prawej), Dave Courtney (po lewej) i Jimmy Tippett senior (w środku)

GANGSTER

Członek rodziny gangsterskiej Jimmy Tippett junior jest uznawany przez swoich koleżków za jeden z największych czarnych charakterów w Wielkiej Brytanii. Jego ojciec Jimmy Tippett senior był gubernatorem londyńskiej dzielnicy Lewisham od lat 60. do 80. Jimmy junior wyszedł z więzienia w zeszłym roku po odbyciu kary za kradzież biżuterii o wartości ponad 1 mln zł. Obecnie stroni od broni, pieniędzy, narkotyków i przestępstw, które cechowały jego dotychczasowe życie.

Czy wiesz, jak obecnie radzę sobie z groźbami? Jest to związane z byciem miłym. Jeśli będę chciał kogoś zastraszyć, będę miły do granic możliwości, ponieważ im bardziej chcesz być przerażający, tym mniej to działa. Wyśmiewam tych, którzy wrzeszczą i wykrzykują pogróżki typu: „Zabiję cię", Połamię ci nogi". W takich przypadkach staram się być najbardziej czarującym i przyjaznym gościem. A takie osoby wrócą do domu, wygooglują mnie oraz ludzi z mojego otoczenia i dowiedzą się o mojej ciemnej przeszłości.

Reklama

Kiedy byłem nastolatkiem, zachowywałem się jak złośliwy wstrętny drań. Nie zastanawiałbym się wtedy dwa razy nad wsadzeniem komuś noża w żebra lub pocięciem go. Jeśli chciałem wzbudzić w kimś grozę, brałem się za największego twardziela w okolicy i spuszczałem mu największy łomot - dzięki temu wszyscy wiedzieli, kim jestem. Teraz bym tak nie postąpił, ale w przeszłości takie incydenty były u mnie na porządku dziennym.

NIE LICZY SIĘ MASA, ALE PEWNOŚĆ SIEBIE

Na to, kim jestem, dziś złożyły się wszystkie złe rzeczy, których dokonałem. Jestem bardzo pewny siebie, niczego ani nikogo się nie boję. Nie liczy się masa, lecz pewność siebie. Cokolwiek robię, dobrze się z tym czuję. Życiowe doświadczenia kształtują charakter. Zamiast komuś grozić, wolę szczerze przedstawić sytuację.

Życie jest jak tetris - chodzi o rozwalanie cegiełek. Zawsze kończyłem z dobrym rezultatem i nigdy nie zawiodłem. Życie to gra. Każdego dnia budzisz się, wychodzisz na życiową scenę i działasz w celu samoulepszenia.

Jestem bardzo uparty. Nie przyjmuję przegranej. Idę na całość. Nikt mnie nigdy mnie pokona. Jeśli zaatakujesz mnie wręcz, wrócę i zaatakuję cię batem, jeśli odpowiesz batem, powrócę i… no cóż, już nie robię takich rzeczy, skończyłem z tym.

DETEKTYW I NEGOCJATOR

Bob Bridgestock był bohaterskim policjantem, który negocjował z samobójcami stojącymi na szczycie budynku i przekonywał szaleńców, by nie strzelali do zakładników. Przez 30 lat przeprowadził 26 dochodzeń w sprawach porwań, wymuszeń i morderstw, a także przestępstw z użyciem broni.

Reklama

Złotą zasadą jest traktowanie ludzi tak, jak sam chciałbyś być traktowany. Ale czasem trzeba przejąć kontrolę. Pomimo władzy i autorytetu niektórzy nie będą cię słuchać niezależnie od tego, czy mają rację, czy nie. Zaczną od sprawdzenia twojej reakcji. Czy zrobisz wtedy krok w tył? Czy postawisz na swoim? Jeśli tak, będą mieli problem. To nie pogaduszki, tu trzeba być stanowczym.

Negocjacje z porywaczami to zupełnie inny poziom. Groźba zabicia kogoś nie jest niczym innym niż chęć popełnienia samobójstwa. Miewałem rozmaite przypadki, np. półnagi człowiek z bandaną na głowie, który opierał się o miecz samurajski, ostrzegał: „Jeśli wejdziesz do środka, przebiję się tym mieczem na wylot". A ja na to: „Słuchaj, na zewnątrz stoi karetka, jeśli to zrobisz, czeka cię ogromny ból i niekoniecznie musisz zginąć. A jeśli jednak to zrobisz i tak wejdę do środka. Nigdzie się nie wybieram".

ON MA BROŃ, KRZYCZY, ŻE ODKRĘCI KURKI Z GAZEM, ZABIJE SIEBIE I WSZYSTKICH DOOKOŁA

Nieraz podjeżdżaliśmy wozem pancernym pod czyjeś okna. On ma broń, krzyczy, że odkręci kurki z gazem, zabije siebie i wszystkich dookoła. Mógłbyś się wtedy poddać, ale tego nie robisz. To sprawa typu: „Zrozum, my się nigdzie nie wybieramy. Nie zrobisz tego ‒ gaz został odcięty w całej okolicy, więc ci się to nie uda. Pojazd jest opancerzony, nikomu nie zrobisz krzywdy".

Na szczęście, nigdy nie byłem w sytuacji, w której kogoś straciłem. Ani w przypadku próby samobójczej, ani porwania lub czegoś podobnego. Nie wiem, jak bym sobie z tym poradził.

Reklama

Prowadzenie przesłuchań to całkiem inna sprawa. Ważną techniką jest wtedy cisza ‒ wprawia ludzi w zakłopotanie. Miałem do czynienia z prawnikami, którzy kopali pod stołem swoich klientów, żeby ich uciszyć, gdy ci starali się sobie coś przypomnieć.

Ilustracja ‒ Cei Willis

OCHRONIARZ-KIBOL

Niepełnoetatowy ochroniarz i były kibol Phil mówi, że wiek, urazy i potrzeba utrzymania stałej pracy nauczyły go, jak postępować w sytuacjach konfliktowych bez uciekania się do rękoczynów.

Musisz sprawiać wrażenie nieustraszonego i udawać, że na niczym ci nie zależy. Parę lat temu podczas nocnego wypadu natknąłem się na kolesia, który uchodził za niezłego twardziela. Byłem naćpany kokainą, więc chciałem mu dowalić.

Na jego oczach zacząłem bajerować mu dziewczynę i gdy zaczął się wkurzać, zapytałem, co zamierza z tym zrobić. Odpuścił… Więc chwilę potem, gdy był przy barze, popchnąłem go, zabrałem mu drinka i oblałem nim jego buty. Po czym uśmiechnięty stanąłem na wprost niego.

Facet po raz kolejny ustąpił, a ja czułem się bardzo zadowolony z siebie ‒ dopóki nie roztrzaskał mi na głowie stołka barowego, gdy już sobie spokojnie siedziałem. Nim zdążyłem go dorwać, został wyrzucony z klubu. Krzyczałem do tej pizdy, że dowiem się, gdzie mieszka.

[W tym momencie historii Phila wytknąłem mu, że jego taktyka jednak się nie powiodła. Ale on twierdził, że ten facet bał się walczyć z nim twarzą w twarz, że powinienem się zamknąć i pozwolić mu kontynuować opowieść.]

Reklama

Kilka tygodni później wpadłem na niego na mieście, tym razem nie byłem naćpany. Zamiast wszczynać bójkę, kazałem mu postawić mi piwo, co rzeczywiście zrobił. Kiedy mi je przyniósł, ucieszyłem się, że potrafimy być znajomymi ‒ było mi jednak trochę głupio.

Jeśli stoisz na bramce w klubie, powinieneś wybrać się na siłownię, by porządnie przypakować. Lepiej wyglądać na dużego typa i mieć trochę siły w zanadrzu. Naucz się kilku obaleń i ćwicz sparingi ‒ nabierzesz więcej pewności siebie. Polecam MMA. Nie bój się stanąć komuś na drodze i wkroczyć w czyjąś przestrzeń osobistą.

Wyprowadzanie ludzi z równowagi głupimi pytaniami w stylu: „Jak dużego masz kutasa?" może okazać się pomocne, gdy ktoś wszczyna kłótnię.

Ktokolwiek zajmował się ochroną Lidla w Woolwich w 2007 roku, odwalał kawał dobrej roboty.

OCHRONIARZ Z SUPERMARKETU

Danny przyjechał do Anglii z Nigerii dzięki wizie studenckiej, by poprawić swój życiowy status. Teraz pracuje w supermarkecie w przeludnionej i ubogiej części Londynu, gdzie kradzieże nie są na szczycie listy priorytetów funkcjonariuszy policji. Praca ta niestety znacznie odbiega od oczekiwań, którymi się sugerował, opuszczając Lagos. Po krótkim czasie zdał sobie jednak sprawę, że musi zacząć wymierzać sprawiedliwość na własną rękę.

Pewien złodziejaszek miał w zwyczaju wpadać, łapać parę rzeczy i uciekać. Któregoś dnia, by zachować pozory, wrzucił coś do koszyka, a butelkę whisky wsadził w gacie. Obserwowałem go na monitoringu i gdy podszedł do kasy, chciałem go złapać, ale było już za późno ‒ zwiał. Wszystkie produkty zostawił przy kasie, z wyjątkiem butelki whisky. Mój menedżer strasznie się wściekł, ale ja wiedziałem, że on tu jeszcze wróci.

Reklama

Po kilku tygodniach, tak jak się spodziewałem, znów się pokazał. Kolejny raz złapał za whisky. Tym razem długo się nie zastanawiałem i gdy tylko zaczął chować butelkę w spodnie, podszedłem do niego, mówiąc: „Wyciągaj to!", a on: „Odłożę to na półkę". „Nie, nie, nie! Czy masz w ogóle pieniądze, żeby zapłacić za poprzednią?" - zapytałem.

Razem z drugim ochroniarzem zabraliśmy go do biura menedżera. Przeszukaliśmy go, lecz miał przy sobie zaledwie trochę drobnych. Zapytałem, jak zamierza zapłacić za butelkę whisky. Pomyślałem też, że zabierzemy mu coś i jeśli przyniesie pieniądze, odzyska tę rzecz. Spodobały mi się jego buty, ale że był z niego wyjątkowy dupek, kazałem mu oddać jeszcze spodnie z paskiem i zagroziłem, że spuszczę mu łomot, jeśli mi ich nie da. Skarpetki też chciałem mu zabrać, ale nie były w moim typie. Zdjął rzeczy i obiecał, że niedługo wróci z pieniędzmi. Rozkazałem mu tylko: „W drogę!". A to był styczeń i na dworze panował okropny ziąb.

Kolejny cwaniak kradnący rzeczy i grożący ludziom pojawił się dosyć szybko. Złapałem go i poprosiłem o okazanie rachunku, którego oczywiście nie posiadał. Po dokładnym przeszukaniu okazało się, że jedyne, co ma przy sobie, to paszport, więc odebrałem mu go. Nigdy więcej nie zobaczyłem tego gościa, a jego paszport nadal czeka w biurze menedżera.

Zdjęcie ‒ Giorgi Nieberidze

DILER

Przez 30 lat Marlon handlował narkotykami, zastraszanie było więc dla niego na porządku dziennym. Zaczął sprzedawać trawę w 1990 roku przy brzegu londyńskiego Grand Union Canal.

Reklama

Handel narkotykami na ulicy daje pewną moc ‒ możliwość panowania nad ludźmi uzależnionymi od przyjmowania dragów.

W większości odzyskiwanie należności od dłużników polega raczej na groźbie przemocy niż na stricte przemocy. Zależy, kto jest celem. Miałem wścibskich sąsiadów, którzy non stop obserwowali mnie przez okno zza zasłony. Łatwo się z nimi uporałem ‒ kazałem im w końcu wypierdalać.

Mój biznes zależy od kontrolowania linii kredytowych moich klientów. Używam w stosunku do nich różnych gróźb. Jestem jak dobry bank lub komornik. Moja praca polega na ciągłych rozmowach telefonicznych i esemesach ‒ przypominam im o płatnościach. Jeśli to nie działa, grożę tym skurwielom przemocą ‒ to zawsze skutkuje.

JEŻELI DILER WISI MI KASĘ I NIE CHCE ZAPŁACIĆ, CZEKA GO POLICZEK

Użycie przemocy z zimną krwią paraliżuje większość osób. Wystarczy policzek, by sytuacja stała się niekomfortowa. Prędkość i siła wymierzonego ciosu automatycznie z przyjaciela przemienia cię we wroga. Niejeden dorosły facet w takiej sytuacji był przepełniony strachem.

Jeżeli diler wisi mi kasę i nie chce zapłacić, czeka go policzek. Jeśli ktoś mnie okrada, może spodziewać się ostrego łomotu. To jednak w ogóle nie równa się z tym, jak obchodzę się z konkurentami, którzy chcą działać na moim terytorium. Tu nie chodzi o siłę, tylko o reputację. Potrzebujesz elementu zaskoczenia i pewności siebie, by móc stanowić zagrożenie dla innych.

Reklama

Moją siłą jest wzbudzanie w ludziach świadomości, że nie ustąpię. Ktoś ostatnio próbował sforsować zasady mojej gry i skończyło się to wojną. W ciągu kilku godzin uprowadziliśmy tych, co nam podpadli, zrujnowaliśmy ich siedzibę i męczyliśmy ich, dopóki się nie poddali.

Zastraszanie nie polega tylko na stricte przemocy. Jeżeli jesteś w posiadaniu cennych informacji, możesz pociągać za sznurki. Ta gra polega na szantażowaniu, że dane te zostaną ujawnione policji czy urzędowi imigracyjnemu. Wszyscy wiemy, że to nieczysta gra.

DRAG QUEEN

Za dnia Mercedes Bends nadzoruje pracowników budowlanych. W nocy ma do czynienia z pożądliwym wzrokiem pijanych i napalonych facetów, jako że należy do grupy Brighton Drag Scene. Zarówno w klubie, jak i w pracy zaciekle walczy z nienawiścią i nietolerancją w stosunku do osób, których grono reprezentuje.

Drag queen może być naprawdę niebezpieczna. Jest mieszanką kobiety i mężczyzny. Potrafi doskonale torturować psychicznie, ale nie brak jej też krzepy, by komuś przywalić. Ta kombinacja może dawać piorunujący efekt.

Pracowałam kiedyś w barze w Brighton, który specjalizował się w organizacji wieczorów panieńskich i kawalerskich. Choć przychodzili tam mężczyźni hetero, którzy mogli w jakiś sposób zagrażać gejom, mój strój sceniczny był moim pancerzem ochronnym, dawał mi przewagę.

ZMIAŻDŻĘ WAS, SŁODZIAKI

Na placach budowy może występować duża agresja. Większość pracowników fizycznych bardzo łatwo potrafi sprowokować kłótnię, ciągle chcą udowodnić, kto jest mocniejszy. Radzę sobie z tym dzięki mojej elokwencji i ripoście - gaszę to w zarodku, a oni czują się mentalnie zastraszeni.

Chodzi o znalezienie rozwiązania. Na początku w klubie nie dawałam sobie rady z uszczypliwymi komentarzami, lecz bardzo szybko nauczyłam się kontratakować, zaskakując ich moim poczuciem humoru.

Jeżeli ktoś próbuje mnie zaczepić, co często ma miejsce, obracam to przeciwko niemu, rzucając prowokujący tekst - nigdy nie przestaje mnie to nudzić: „Zmiażdżę was, słodziaki". Wielcy mężczyźni zamieniają się wtedy w małych nerwowych chłopców. Był taki przypadek, że pewien Murzyn zaszedł mnie od tyłu i zaczął obmacywać. Odwróciłam się do niego i powiedziałam: „Jeszcze nigdy nie byłam z czarnoskórym facetem, masz na to ochotę?".

Sprowokowałam wiele bójek w klubie ‒ powodem było zastraszanie na tle seksualnym. Pewnego razu z grupką kumpli przyszedł koleś, któremu wpadłam w oko. Następną rzeczą, jaką pamiętam, była już bójka. Brat mojego adoratora wkurzył się, że poświęca mi on zbyt wiele uwagi. Krzyczał, że jego brat nie wróci do domu z „kutasem w staniku". Nawet barman zaangażował się w walkę. Ja również dołączyłam, w pełnym przebraniu - jako dumna drag queen.