Reklama
A po cholerę wspierać czyjeś imprezowanie – ktoś mógłby zapytać, i słusznie. Nie mówię tu o finansowaniu pierwszej lepszej dyskoteki z remiksami przebojów Beyonce i Rihanny, zresztą one i tak na siebie całkiem nieźle zarabiają. O wiele gorzej idzie tym, dla których muzyka jest pasją, a nie biznesem. Skompletowanie sprzętu dla zespołu czy zdobycie dziwacznych sprzętów dla producenta eksperymentalnego techno to kwestia wielu wyrzeczeń. Wbrew pozorom hajs z biletów na występ to nie czysty zysk dla organizatorów DIY-owych wydarzeń – trzeba z tego opłacić transport dla artysty (jeżeli jest z innego miasta albo wręcz kraju – koszty rosną), zapłacić akustykowi, człowiekowi na bramce, czasem ochroniarzom… W najlepszym wypadku muzycy i organizatorzy (często te same osoby) wychodzą nieco powyżej zera, co po dzieleniu przez włożony czas daje stawkę godzinową poniżej pensji ulotkarza. Nic dziwnego, że z czasem, często po pierwszej wtopie, młodzi organizatorzy dają sobie spokój. Miasto traci – znika ognisko fermentu, który nadaje charakter miastu.Staram się unikać „kompleksu Zachodu" jak ognia, ale jednak czasem się nie da.
Konkurs: Mamy dla Was 100 podwójnych zaproszeń na dobrze zapowiadający się melanż. Zadanie jest proste: pokaż nam jak bardzo odpowiedzialnie się bawisz. Wrzuć zdjęcie na Instagram, otaguj #nocnamasaimprezowa oraz #vicepolska. Fotę i swoje dane teleadresowe (imię, nazwisko, adres) prześlij na nasz adres mailowy nmi@viceland.pl . Na Wasze zgłoszenia czekamy od czwartku 3.09.2015 do środy 9.09.2015. Więcej o imprezie dowiesz się tutaj. Regulamin konkursu jest tu.
Reklama
Pisałem do Ratusza, chcąc spotkać się i poznać opinię z ich strony – dowiedzieć się, jakie działania podejmują, żeby oddolnych organizatorów, tym bez dużych funduszy i zaplecze organizacji pozarządowych, zachęcać do kontynuowania tego, co robią. Niestety, nie było odzewu. To trochę znamienne – przez lata obserwowania, jak bliżsi i dalsi znajomi pocą się nad organizacją kolejnego koncertu, nie widziałem, by odczuwali jakiekolwiek wsparcie (są konkursy biura kultury, tzw. małe granty i stypendia miasta – jednak trafiają do nielicznych).A przecież w przypadku małych wydarzeń, nawet kilkaset złotych przeznaczone na pomoc zrobiłoby różnice. Potem ludzie pytają, dlaczego muzycy jeżdżący w trasy zawsze zawracają po koncercie w Berlinie. Odpowiedź jest prosta: w Polsce nie ma komu zorganizować im występu. Brakuje lokalnych artystów, którzy mogą zagrać support (sprzedali wzmacniacz, żeby mieć na czynsz). Klubom bardziej opłaca się wziąć na wieczór kogoś, kto puści z laptopa jakieś średnie umpaumpa. Kiedy kolega z Danii zapytał mnie, czemu w takim razie nie bierzemy od miasta pieniędzy za organizowanie koncertów, jak rzadko nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Staram się unikać „kompleksu Zachodu" jak ognia, ale jednak czasem się nie da.