FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Tydzień miłości: siedem dni przed Walentynkami to napastliwe piekło?

Obserwowałam miłosne wykwity w rzeczywistości miejskiej i wirtualnej

Nie będę was oszukiwać, walentynki nie są świętem, które obchodzę. Nie dlatego, że jako rozromantyczniona dziewusia chciałabym, by święto miłości obchodzono bez tej całej tandety. Chciałabym tylko, by ludzie przestali lać się po twarzach i byli dla siebie dobrzy na co dzień. By się kochali i myśleli o sobie.

Zdecydowałam się pierwszy raz w życiu uważnie i świadomie spędzić nie tylko to święto, ale i cały tydzień je poprzedzający. Sprawdzić, czy faktycznie jest napastliwe i przytłaczające mnie lub moich bliskich. Nie wiem, czemu się za to wzięłam, ale chyba jak mawiała fałszywa prorokini naszego pokolenia Carrie Bradshaw „lubie się czasem emocjonalnie podziargać" (za użycie słowa odpowiedniego do tatuowania wińcie tłumacza, tak mówiła i już).

Reklama

Koniec użalanek, w tym roku to ja mam najgorzej, moje walentynki będą trwać siedem dni, mimo że nie mam z kim ich spędzić.

Dzień pierwszy / 7 dni do dnia V: Ja sama i świat bez dekoracji

Przeszłam się dziś po okolicy, mając nadzieję, że w witrynach napotkam jakieś świeże walentynkowe monstra. Nic z tego. Polacy ewidentnie nie kochają aż tak bardzo. W mięsnym brak serc z szynki, w meblarskim z tkanin tapicerskich, w spożywczych z ciastek i serów. Jestem rozczarowana. Wierzę w jutro.

Dzień drugi / 6 dni do dnia V: Administracja miejska a miłość

Niesparowani erotomani z Wrocławia donoszą, że miasto odgórnie stygmatyzuje siedzenia w komunikacji miejskiej. Poza tym wciąż nie dochodzą mnie słuchy, jakoby jakieś uczucie wyższe wisiało w powietrzu. Jeden kolega zwierzył mi się natomiast, że „ walentynki zamierza leczyć kaca". Nastroje raczej pochmurne.

Dzień trzeci / 5 dni przed dniem V: Konstruktywne rozpaczanie

Mam przyjaciela T., który bardzo przeżywa. Przeżywa miłość a głównie jej brak. Od zawsze.

Za każdym razem, kiedy kończy związek jest przekonany, że to już koniec i nic dobrego go nie czeka, „już tylko śmierć". Zawsze tęskni i analizuje, ale idzie mu to coraz lepiej bo analiza ta od paru lat stała się faktycznie konstruktywna. Parę dni temu odważył się wysłać mejla do swojej byłej ukochanej. Dziś otrzymał odpowiedź, ale jedyne co wie to, że e-mail jest długi.

Boi się go otworzyć.

W mieście wciąż marnie, chociaż widać odważne próby promocji miłości przez sklepy bieliźniane.

Reklama

Dzień czwarty / 4 dni przed dniem V: Miłość wolna

Mój kolega B. przebywa chwilowo w Atenach. Ten też przeżywa, ale trochę inaczej. Ostatnio głównie zajmuje się docenianiem uroków wolnej miłości. Pisze mi co chwila histeryczne sms-y, że pierwszy raz w życiu odważył się podejść do dziewczyny i tak bez parady wręczyć jej kartkę z zestawem kontaktów do siebie. Pisze, że to Wietnamka, stylowa i zgrabna.

Na ulicach tymczasem zaroiło się od plakatów o walentynkowych zniżkach na szampony i dezodoranty. Nie ma miłości bez higieny. Cukiernia też przypomniała sobie o celebrowaniu. Jest mrok.

Dzień piąty / 3 dni przed dniem V: Związki z rozsądku i dzieci z miłości

Oglądałam wieczorem bajkę z córką mojego przyjaciela O. (którą sama zaproponowała). Nie mieszkają razem od kiedy miała dwa lata, a bajka była m.in. o tym, że tata odszedł. Siedmiolatka skwitowała fabułę jako „bardzo wzruszającą".

Znajomy z internetów, z którym nigdy się nie spotkałam, wrzucił fragment filmu, który opisał „w kinie ta scena ma kilka razy większą dynamikę i naprawdę rozczula". Faktycznie rozczula.



Kolega z Aten donosi z wypiekami na twarzy, że Wietnamka się odezwała i nie dość, że jest Wietnamką w Atenach, to najbliższe pół roku ma spędzić na stypendium w Warszawie. Przeznaczenie istnieje. Z pewnością.

Dzień szósty / 2 dni przed dniem V: Wspólne mieszkanie

Publiczne gesty przybierają na sile. Wkraczają autentycznie zakochani ludzie. Mój kolega po długich, paroletnich poszukiwaniach w końcu, parę miesięcy temu poznał kobietę. On sam wyglądał zawsze jak działacz syjonistycznej organizacji robotniczej, żywcem wyjęty z przedwojennej Radziecji. Z nią wygląda jak połowa przedwojennego monidła. Ona wygląda jak druga połowa.

Reklama

Dziś upublicznili fakt, iż jedna z połówek obrazka sprowadza się do dzielnicy w której mieszka druga.

W Atenach coraz ciekawiej. Nastąpiła randka, daleko od centrum miasta. Metro przestało jeździć wcześnie, zupełnie niespodziewanie. On został na noc.

Dzień siódmy / 1 dzień przed dniem V. Miłość istnieje, otaczający mnie świat to potwierdził

Robi się hardo. Miasto jest czerwone, ale umiarkowanie, wedle marketingowych standardów „przyciągnąć wzrok ale nie oślepić". Dzień spędziłam na oglądaniu witrynowych arcydzieł i słuchając, jak w Atenach nastąpił fatalny krach na gruncie ideologicznym: „Ona uważa Polaków za fajnych bo są czyści i schludni, wywala dobre jedzenie do śmieci a biednych ludzi posądza o lenistwo".

Mój kolega szuka dziewczyny, która je do końca i wie dlaczego biedni są biedni. Seksu nie będzie. Miłości też.

Wracając do domu, wpadłam do nocnego. Pracuje tam Przemek. Przemek mówi, że w walentynki będzie się starał spędzić romantyczny wieczór z żoną.

Szybko schodzi na temat ich dziecka, które jako wcześniak potrzebuje dużo uwagi bo miewa bezdechy. „Właściwie to te moje walentynki będą trochę romantyczne a trochę z dzieckiem, które z dnia na dzień jest do mnie coraz bardziej podobne. Chociaż wszyscy wcześniej mówili, że bardziej przypomina żonę". Przemek uśmiecha się z dumą i wygląda na bardzo szczęśliwego.

Życzę wszystkim dużo miłości na co dzień.