FYI.

This story is over 5 years old.

Sport

Poznaj Pedro, który zebrał 500 maskotek z igrzysk olimpijskich

„Od dzieciństwa kolekcjonuję olimpijskie gadżety. Jeden powie, że to kicz, drugiemu się to spodoba, a trzeci może się nawet wystraszyć. Ja się w nich zakochałem"

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Spain

Pierwszą oficjalną olimpijską maskotką był jamnik Waldi, który pojawił się na Letnich Igrzyskach Olimpijskich w Monachium w 1972 roku. Od tamtej pory żadna olimpiada nie może się obejść bez maskotki, w jakiś sposób nawiązującej do kulturowej spuścizny miasta, w którym odbywają się zawody. Bo przecież nie ma sensu wydawać milionów, by powyrzucać biednych ludzi na bruk, jeśli przy okazji nie da się zarobić trochę grosza na pluszakach, przypinkach i koszulkach.

Reklama

Pedro Luis Martínez ma w swojej kolekcji ponad 500 olimpijskich gadżetów – większość z nich przedstawia Cobiego, owczarka katalońskiego, maskotkę letniej olimpiady w Barcelonie w 1992 roku. Spotkałem się z Pedro, żeby zapytać: dlaczego?

VICE: Cześć Pedro. Kiedy zacząłeś zbierać te fanty?
Pedro: Dokładnie nie pamiętam, ale pewnie jakoś w połowie lat 90. Podczas Igrzysk w Barcelonie wszystkie dzieciaki, w tym ja, były wystawione na zabójczą dawkę gadżetów reklamujących olimpiadę. Wiele marek rozdawało małe promocyjne podarki: temperówki, gumki do wycierania, łańcuszki na klucze… Jedno z moich najmilszych wspomnień to lody Cobi od Frigo (hiszpański odpowienik Algidy). Jako dziecko uwielbiałem udawać, że organizuję ceremonię otwarcia, używając opakowania od tych lodów.

Muszę tu dodać, że nikt nigdy mnie nie zabrał na igrzyska. Może nawyk zbierania tych zabawek wypłynął z dziecięcej frustracji, która z czasem mi przeszła – a przynajmniej tak mi się wydaje.

Wszystkie zdjęcia dzięki Ana Boyero/Unfollow Magazine

Ile przedmiotów liczy twoja kolekcja?
Nie robiłem nigdy dokładnej inwentaryzacji, ale w przybliżeniu będzie około 500 sztuk. Niektóre są dość małe, więc zajmują mało miejsca, jeśli dokładnie poukładam je w pudełka. Na szczęście kolekcja powiększa się tylko co dwa lub cztery lata, podczas letnich i zimowych igrzysk.

Sądząc po zdjęciach twojej kolekcji, główny bohaterem jest zdecydowanie Cobi. Czy dlatego, że to maskotka igrzysk, które odbyły się w twoim rodzinnym mieście, czy może jest jeszcze coś, co czyni go wyjątkowym?
Cobi, którego stworzył Javier Mariscal, stanowi niezwykły projekt. Został narysowany w duchu kubizmu, na podstawie obrazu Velazqueza Las Meninas w interpretacji Picassa. Myślę, że to niezła inspiracja.

Reklama

Czy wszystkie z eksponatów trudno było dostać?
Nie. Maskotki łatwo znaleźć, jeśli wiesz, gdzie szukać: jest eBay, pchle targi i sklepy ze starociami, na których można trafić na bardzo ciekawe olimpijskie gadżety. Zazwyczaj najdroższe są te najrzadsze. Całe wieki polowałem na sówki z Zimowych Igrzysk w Nagano w 1998 roku i Magique'a z Albertville (z Zimowych Igrzysk w 1992 roku).

Które z przedmiotów w twojej kolekcji są najdroższe i najrzadsze?
Mam pięciokilogramowego Cobiego, który trzyma jogurt Danone. Przez pewien czas nie mogłem się skupić na pracy, tak bardzo chciałem go mieć.

Niektórzy uważają, że olimpijskie maskotki to kicz i absurd. Jak się z tym czujesz?
Ludzie naprawdę tak myślą? Nie wiem co powiedzieć… pewnie rzeczywiście idea maskotki jest dość kiczowata, ale wystarczy przejść się po Muzeum Olimpijskim w Barcelonie, żeby zobaczyć całą tę wielką „rodzinę" maskotek razem, wszystkie z permanentnym uśmiechem na twarzy. Jeden powie, że to kicz, drugiemu się to spodoba, a trzeci może się nawet wystraszyć. Ja się w nich zakochałem.

Część twojej kolekcji była pokazywana na wystawie w Chinach. Jak do tego doszło?
Tak, podczas wystawy światowej w Szanghaju w 2010 roku skontaktowali się ze mną organizatorzy hiszpańskiego pawilonu i zapytali, czy nie mógłbym i pożyczyć kilku maskotek. Wtedy właśnie zdałem sobie sprawę, że moja kolekcja to coś więcej niż tylko ekscentryczne hobby. Cobi na rok pojechał do Chin. Sam chętnie bym się wybrał w taką podróż.

Reklama

Bądź na bieżąco. Polub nasz fanpage VICE Polska


Później, z okazji dwudziestych urodzin Cobiego, w szkole artystycznej Dudua w Barcelonie zorganizowano wystawę, na której pokazywałem kilka z moich eksponatów, a różni artyści tworzyli własne interpretacje pieska. Pamiętam też dobrze, jak się denerwowałem, gdy musiałem powiedzieć kilka słów o historii tych maskotek na festiwalu Ilu·station.

Dzięki, Pedro.