FYI.

This story is over 5 years old.

Newsy

​Dlaczego życie Europejczyków jest ważniejsze niż ofiar innych zamachów?

Kiedy w Bagdadzie wybucha bomba, nikt nie zmienia profilowego zdjęcia

Wyrazy solidarności Polaków z Francuzami po zamachach w Paryżu w listopadzie 2015 r. Fot. Wikipedia

Czwartkowy zamach w Nicei był naprawdę tragicznym wydarzeniem. Zginęły 84 niewinne osoby, setki innych straciły swoje dzieci, partnerów, przyjaciół czy rodziców. Polskie media relacjonowały wydarzenie w drobnych szczegółach – jeśli tylko chcieliśmy, mogliśmy się dowiedzieć, kiedy siostry zmarłych Polek wróciły do kraju, co o zamachach napisali polscy celebryci oraz poznać ksenofobiczny komentarz szefa PZPN Zbigniewa Bońka.

Reklama

W ubiegłych dniach wydarzyły się jednak akty przemocy, o których nie przeczytamy na głównej stronie żadnego medium. 11 lipca dżihadyści z organizacji Asz-Szabab wysadzili się w somalijskiej bazie wojskowej, zabijając co najmniej 10 osób, dzień później Państwo Islamskie dokonało kilku zamachów i egzekucji w Iraku, mordując dziesiątki cywili (a takie ataki zdarzają się niemal każdego dnia), 17 lipca 5 osób straciło życie w terrorystycznym ostrzale syryjskiego Aleppo. Co kilka dni (nie) dowiadujemy się o ludziach rannych na wschodzie Ukrainy. Owszem, te ataki są o wiele mniej krwawe niż tragedia we Francji. Ale czy słyszałeś o ataku Boko Haram na wioskę Valori w Nigerii (30 stycznia, 86 ofiar, setki rannych)? Talibskim zamachowcu-samobójcy, który wysadzłl bombę w zatłoczonym parku w Lahore, drugim co do wielkości mieście Pakistanu (27 marca, 72 zabitych, z czego 29 dzieci). Czy kiedy Talibowie zaatakowali w centrum Kabulu, ktoś w twojej pracy kusił się na geopolityczne analizy przy ekspresie do kawy (19 kwietnia, 64 osoby zabite, ponad 300 rannych)? Czy ktoś zmieniał sobie kolor profilowego zdjęcia albo publikował wyrazy poparcia dla rodaków ofiar?


Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Takimi pytaniami można się narazić na oskarżenie o gruboskórność, o brak szacunku do ofiar, o trollowanie. Zazwyczaj stawia je twój jeden znajomek na Fejsie, ten który studiuje bałkanistykę, ma przedwojennych socjalistów na zdjęciu w tle i dziwnie pachnie. Brak reakcji. Oczywiście nikt nie oczekuje od ciebie, że będziesz się wzruszać każdą tragedią, która wydarza się na świecie, a nawet o niej wiedział. Jednak patrząc na czołówki gazet i internetowych portali, możemy dojść do wniosku, że żyjemy w oblężonej twierdzy, nękanym bastionie, który złowrogi islam chce zetrzeć z powierzchni ziemi. Statystyki mówią jednak, że o ile – owszem – za najtragiczniejsze w skutkach ataki odpowiadają radykalni wyznawcy islamu, to ich ofiarami padają nie chrześcijańscy czy laiccy mieszkańcy Zachodu, a współwyznawcy w wierze. Z pierwszych stron gazet czy stron głównych portali raczej się o tym nie dowiemy. No, chyba że wśród ofiar byli też Europejczycy lub Amerykanie.

Jak można się spodziewać, media nie robią tego z jakiejś szczególnej złej woli, tylko odpowiadają na zainteresowanie swoich odbiorców (dziś wyrażane w „klikalności" i udostępnieniach). W 1974 roku politolog Elisabeth Noelle-Neumann zaproponowała teorię „spirali milczenia", wedle której świadomość poparcia dla określonych komunikatów czy idei sprzyja ich wyrażaniu. Działa to też w mediach, gdzie redakcję chętniej biorą się za tematy, o których już się w jakiś sposób mówi – stąd artykuły o tweetach piłkarskich działaczy na temat Nicei i relatywny brak informacji o tragediach w innych miejscach świata.

„Odbiorca interesuje się tym, co dostaje" – mówi mi Paweł Wieczorek, medioznawca z Uniwersytetu SWPS. „Z kolei media obserwują to, co dzieje się w innych mediach. Polskie gazety raczej nie nadają globalnego tonu, piszą o tym, co w światowych mediach wydrukowane jest czerwonymi literami". Dlaczego w takim razie media światowe poświęcają więcej miejsca tragedii w Nicei, niż porównywalnie tragicznemu zamachowi w Bagdadzie? „Są miejsca, które ludzie znają, w których byli, w których potencjalnie mogą być. Do tego, jeśli w danym miejscu często zdarzają się zamachy, media zaczynają głuchnąć na takie informacje, przestaje to być interesujące. Istotna jest też możliwość zdobycia materiałów, obecność reporterów. Do Bagdadu można wysłać reportera, w Nicei ekipy są już na miejscu lub łatwo mogą tam dotrzeć. Gdyby w np. Bagdadzie przeprowadzić taką relację, jaką przeprowadza się z Europy, to bardzo ciekawe, jak odebraliby to odbiorcy, czy byliby tak samo zainteresowani. Nie wykluczam, że mogliby być".

Sama obecność reporterów może jednak nie wystarczyć. W Widoku cudzego cierpienia Susan Sontag zauważyła, że wojnę o Chaco (1932-35) między Boliwią a Paragwajem, która pochłonęła życie 100 tys. żołnierzy „relacjonował niemiecki fotoreporter Willi Ruge, którego wspaniałe zdjęcia z pola bitwy są równie zapomniane, jak i sam konflikt". „Aby wojna wyrwała się z lokalnego kontekstu i stała się przedmiotem międzynarodowej uwagi, musi być wyjątkowa jak na wojnę i reprezentować więcej niż starcie interesów dwóch wojujących stron" – pisze Sontag. Takimi wojnami były według niej hiszpańska wojna domowa (jako przykład zmagania z faszyzmem), wojna w Bośni (kiedy mały kraj chciał zachować niepodległość i wielokulturowość wobec dominującej siły w regionie i jej neofaszystowskiego programu czystek etnicznych) czy konflikt izraelsko-palestyński. Wniosek: traktujemy te tragedie jako element większej opowieści o świecie. Można pokusić się o stwierdzenie, że ataki w Nicei czy Brukseli mogą w ten sposób reprezentować zmagania laickiej, tolerancyjnej Europy z religijnym fanatyzmem terrorystów czy rzekomą „wojnę cywilizacji" , w którą zaangażowane są Zachód i świat islamu.

Wieczorek nie uważa jednak, że sposób relacjonowania i wybór tragedii wpływa na nasze uprzedzenia czy błędne postrzeganie zjawiska terroryzmu. „W trakcie relacjonowania wydarzeń w Nicei, media pokazywały przede wszystkim ludzi: muzułmankę, której 4-letnia córka trafiła do szpitala czy Egipcjanina, który próbował powstrzymać zamachowca. O tym, kto stoi za zamachami, media mówią raczej jako o fakcie. Kto chce, wyciąga z tego wnioski" – mówi. „Katastrofy, które dzieją się w Europie były i są relacjonowane. Nie uważam, żeby wydarzenia traktowano wybiórczo. Problem pojawia się, kiedy trzeba zrelacjonować coś, co jest dalej. Wtedy pojawiają się pytania, dlaczego nie mówi się o zamachach w miejscach takich jak Irak".