Reklama
Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco
Takimi pytaniami można się narazić na oskarżenie o gruboskórność, o brak szacunku do ofiar, o trollowanie. Zazwyczaj stawia je twój jeden znajomek na Fejsie, ten który studiuje bałkanistykę, ma przedwojennych socjalistów na zdjęciu w tle i dziwnie pachnie. Brak reakcji. Oczywiście nikt nie oczekuje od ciebie, że będziesz się wzruszać każdą tragedią, która wydarza się na świecie, a nawet o niej wiedział. Jednak patrząc na czołówki gazet i internetowych portali, możemy dojść do wniosku, że żyjemy w oblężonej twierdzy, nękanym bastionie, który złowrogi islam chce zetrzeć z powierzchni ziemi. Statystyki mówią jednak, że o ile – owszem – za najtragiczniejsze w skutkach ataki odpowiadają radykalni wyznawcy islamu, to ich ofiarami padają nie chrześcijańscy czy laiccy mieszkańcy Zachodu, a współwyznawcy w wierze. Z pierwszych stron gazet czy stron głównych portali raczej się o tym nie dowiemy. No, chyba że wśród ofiar byli też Europejczycy lub Amerykanie.Jak można się spodziewać, media nie robią tego z jakiejś szczególnej złej woli, tylko odpowiadają na zainteresowanie swoich odbiorców (dziś wyrażane w „klikalności" i udostępnieniach). W 1974 roku politolog Elisabeth Noelle-Neumann zaproponowała teorię „spirali milczenia", wedle której świadomość poparcia dla określonych komunikatów czy idei sprzyja ich wyrażaniu. Działa to też w mediach, gdzie redakcję chętniej biorą się za tematy, o których już się w jakiś sposób mówi – stąd artykuły o tweetach piłkarskich działaczy na temat Nicei i relatywny brak informacji o tragediach w innych miejscach świata.„Odbiorca interesuje się tym, co dostaje" – mówi mi Paweł Wieczorek, medioznawca z Uniwersytetu SWPS. „Z kolei media obserwują to, co dzieje się w innych mediach. Polskie gazety raczej nie nadają globalnego tonu, piszą o tym, co w światowych mediach wydrukowane jest czerwonymi literami". Dlaczego w takim razie media światowe poświęcają więcej miejsca tragedii w Nicei, niż porównywalnie tragicznemu zamachowi w Bagdadzie? „Są miejsca, które ludzie znają, w których byli, w których potencjalnie mogą być. Do tego, jeśli w danym miejscu często zdarzają się zamachy, media zaczynają głuchnąć na takie informacje, przestaje to być interesujące. Istotna jest też możliwość zdobycia materiałów, obecność reporterów. Do Bagdadu można wysłać reportera, w Nicei ekipy są już na miejscu lub łatwo mogą tam dotrzeć. Gdyby w np. Bagdadzie przeprowadzić taką relację, jaką przeprowadza się z Europy, to bardzo ciekawe, jak odebraliby to odbiorcy, czy byliby tak samo zainteresowani. Nie wykluczam, że mogliby być".Sama obecność reporterów może jednak nie wystarczyć. W Widoku cudzego cierpienia Susan Sontag zauważyła, że wojnę o Chaco (1932-35) między Boliwią a Paragwajem, która pochłonęła życie 100 tys. żołnierzy „relacjonował niemiecki fotoreporter Willi Ruge, którego wspaniałe zdjęcia z pola bitwy są równie zapomniane, jak i sam konflikt". „Aby wojna wyrwała się z lokalnego kontekstu i stała się przedmiotem międzynarodowej uwagi, musi być wyjątkowa jak na wojnę i reprezentować więcej niż starcie interesów dwóch wojujących stron" – pisze Sontag. Takimi wojnami były według niej hiszpańska wojna domowa (jako przykład zmagania z faszyzmem), wojna w Bośni (kiedy mały kraj chciał zachować niepodległość i wielokulturowość wobec dominującej siły w regionie i jej neofaszystowskiego programu czystek etnicznych) czy konflikt izraelsko-palestyński. Wniosek: traktujemy te tragedie jako element większej opowieści o świecie. Można pokusić się o stwierdzenie, że ataki w Nicei czy Brukseli mogą w ten sposób reprezentować zmagania laickiej, tolerancyjnej Europy z religijnym fanatyzmem terrorystów czy rzekomą „wojnę cywilizacji" , w którą zaangażowane są Zachód i świat islamu.Wieczorek nie uważa jednak, że sposób relacjonowania i wybór tragedii wpływa na nasze uprzedzenia czy błędne postrzeganie zjawiska terroryzmu. „W trakcie relacjonowania wydarzeń w Nicei, media pokazywały przede wszystkim ludzi: muzułmankę, której 4-letnia córka trafiła do szpitala czy Egipcjanina, który próbował powstrzymać zamachowca. O tym, kto stoi za zamachami, media mówią raczej jako o fakcie. Kto chce, wyciąga z tego wnioski" – mówi. „Katastrofy, które dzieją się w Europie były i są relacjonowane. Nie uważam, żeby wydarzenia traktowano wybiórczo. Problem pojawia się, kiedy trzeba zrelacjonować coś, co jest dalej. Wtedy pojawiają się pytania, dlaczego nie mówi się o zamachach w miejscach takich jak Irak".