rekin rozkłada się w formalinie

FYI.

This story is over 5 years old.

urbex

Główna atrakcja tego opuszczonego rezerwatu to ogromny gnijący rekin

Żarłacz biały pływa sobie w zbiorniku pełnym nadpsutej formaliny jak jakieś pokręcone, samorodne dzieło sztuki nowoczesnej
Jan Bogdaniuk
tłumaczenie Jan Bogdaniuk

Niedawno usłyszałem coś ciekawego przy piwie. Otóż według mojego znajomego mogłem zobaczyć mierzącego cztery metry żarłacza białego, pływającego w zbiorniku z formaliną w opuszczonym rezerwacie przyrody, oddalonym o półtorej godziny jazdy. Dostałem też dokładny adres.

Zanim zebrałem się do podróży, minęło kilka tygodni, ale tuż przed wyjazdem przez mój feed przemknęło nagranie od kogoś, kto go widział. Wideo promowane przez YouTube jako „polecane” w kilka dni zebrało miliony odtworzeń, co oczywiście dla rekina oznaczało prawdziwą katastrofę.

Reklama

Na nagraniu zobaczyłem, że ktoś podważył pokrywę akwarium, co pozwoliło jakiemuś kretynowi wrzucić do środka zepsuty telewizor. W dodatku na szklanych ścianach zbiornika pojawiła się sieć pęknięć w miejscu, gdzie ktoś zaatakował go młotkiem lub innym tępym narzędziem. Wygląda na to, że w pewnym stopniu każdy z nas lubi psuć innym zabawę, choć niektórzy lepiej panują nad sobą niż inni. Najwyraźniej ogromnie popularne nagranie uwolniło najniższe ludzkie instynkty — jak również naprawdę niebezpieczne opary formaldehydu.

Przezorny zawsze ubezpieczony, więc z kolegą wykosztowaliśmy się na koszmarnie drogie maski przeciwgazowe oraz kilka nieco tańszych przekąsek, po czym wyruszyliśmy w drogę.

1549852398185-_MG_2686

Budynek z rekinem był pierwszą rzeczą, na jaką natrafiliśmy po zaledwie dwóch minutach piechotą od głównego wejścia. Podnieśliśmy metalową roletę i naszym oczom ukazał się wielki mroczny zbiornik otoczony rupieciami. Z uwagi na uszkodzenia akwarium roztwór formaldehydu zmienił barwę na mętną zieleń, więc z początku trudno było dostrzec rekina. Po chwili jednak nasze oczy przywykły do mroku i ze zgniłozielonych odmętów wyłoniła się sylwetka, podświetlana promieniami wpadającymi przez dziurę w dachu. Zwierzę było duże i dziwne, a całość wrażenia idealnie dopełniał szum wiatru. Napis na ścianie głosił: „tajemniczy rekin”.

Rekin z Melbourne nigdy nie miał zostać dziełem sztuki. Złapany w sieć rybacką u południowych wybrzeży Australii w 1998 roku żarłacz biały został zakonserwowany z myślą o wystawie w centrum ekoturystycznym w Stanie Victoria poświęconemu kotikom. Biorąc pod uwagę, że kotiki, uchatki i foki w ogóle stanowią znaczną część diety żarłaczy, nietrudno zrozumieć taki pomysł.

Reklama

Sprawy zaczęły się sypać na początku lat 2000., gdy centrum zaangażowało się w rozbudowę swojej podwodnej ekspozycji, ale nie udało mu się wypełnić warunków umowy z władzami stanowymi, przez co rekin i jego akwarium zostali bez odpowiedniej siedziby. Jego ówczesny właściciel przeniósł go potem do niewielkiego rezerwatu przyrody, mającego na celu ochronę dżdżownicy australijskiej. W tym przypadku związek nie jest już tak oczywisty.

1549852582303-001

W 2003 roku rezerwat dżdżownic sprzedano razem z rekinem, który miał tam się znajdować tylko „tymczasowo”. Pierwotny właściciel zasugerował, że można by go przekazać do Muzeum w Melbourne, ale ponieważ żarłacz stanowił już własność nowego zarządu rezerwatu, nic z tego nie wyszło.

Minęło kilka lat, a stanowe władze przekształciły pobliską szosę w dwujezdniową drogę szybkiego ruchu bez zjazdu, co przełożyło się na gwałtowny upadek „tymczasowego” domu rekina. Szereg właścicieli i zarządców parku podchodziło z bardzo różnym entuzjazmem do utrzymania i dokumentacji rezerwatu. W rezultacie w 2012 roku cały park został zamknięty za ekspozycję dzikiej przyrody bez zezwolenia.

1549852710109-_MG_2706-2

Co ciekawe, rekina — wraz z resztą nieżywych lub nieożywionych atrakcji parku — pozostawiono samemu sobie. Najwyraźniej zainteresowanie kuratorów z Muzeum w Melbourne również ostygło, a bestia zaczęła się brzydko starzeć w swoim zapomnianym akwarium. I tak przez następne siedem lat o ile nie miałeś bliskich kontaktów w lokalnym środowisku miejskich odkrywców, nie miałeś szans, żeby się dowiedzieć, że półtorej godziny od centrum Melbourne czeka na ciebie samorodne dzieło sztuki nowoczesnej.

Reklama

Teraz, w zaledwie kilka chwil, chyba się to zmieniło. Rekin, dotąd pozostawiony w spokoju, stał się gwiazdą internetu. Biorąc pod uwagę, że kolejni wandale dewastują go coraz bardziej niemal każdego tygodnia, to tylko kwestia czasu, zanim ten osobliwy eksponat do reszty zniszczeje.

By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Australia


Więcej na VICE: