Skrajna prawica kompletnie przejęła rocznicę Powstania Warszawskiego

FYI.

This story is over 5 years old.

Powstanie Warszawskie

Skrajna prawica kompletnie przejęła rocznicę Powstania Warszawskiego

Narodowcy mają genialną strategię: przejmują daty, które dla Polaków już wcześniej były ważne i od dawna stanowią okazje do wyjścia na ulice. Po Święcie Niepodległości przejęli „Godzinę W”

Trudno powiedzieć, kiedy zaczęła się tradycja, by 1 sierpnia w Warszawie masowo zbierać się pod Rotundą, aby w dokładną godzinę ogłoszenia Powstania Warszawskiego oddać hołd ofiarom ostatniego z polskich narodowych zrywów. W 1996 r. o zwyczaju pisała „Gazeta Stołeczna": „Na dźwięk syren tylko niektórzy (zwykle ludzie starsi) spoglądają na zegarki. Przystają. Młodsi pędzą przed siebie. Zatrzymuje się parę aut i kilka autobusów". Po latach zapomnienia Powstanie dopiero stopniowo zdobywało czołowe miejsce w naszej świadomości. Z roku na rok na skrzyżowaniu dwóch arterii Warszawy jest o „Godzinie W" coraz tłoczniej. Race i huk motocyklowych silników to już stały element obchodów.

Reklama

Od kilku lat niezmiennie można też pod Rotundą spotkać organizacje narodowców. Ciężarówka otoczona flagami Młodzieży Wszechpolskiej, Obozu-Narodowo Radykalnego, wizerunkami Miecza Chrobrego czy emblematami partii politycznej Ruch Narodowy znów wybijała się w tłumie – i znów zaraz po głównych obchodach usłyszeliśmy z niej zaproszenie na „Marsz Powstania Warszawskiego".

Demonstrację legitymizował jeden z uczestników Powstania, który pozdrawiał z paki ciężarówki. Wielu z zebranych potraktowało to jako zachętę do kontynuacji patriotycznego świętowania – w czym oczywiście nie ma nic złego, nie ważne, kto to świętowanie organizuje. „Cześć i chwała bohaterom" – rozległ się okrzyk z głośników, prędko podchwycony przez tłum.

Jednak następne były już (coraz mniej robiące wrażenie) slogany: „Raz sierpem, raz młotem, czerwoną hołotę" czy „A na drzewach zamiast liści będą wisieć komuniści". Nie to, żebym identyfikował się z bolszewikami, ale można się domyślać, pod zbiór czerwonej hołoty jest całkiem łatwo trafić. „Nie czerwona, nie tęczowa, tylko Polska narodowa" – słyszeliśmy. Masz kolegę geja? Troszczysz się o prawa pracownicze? Będziesz wisieć zamiast liści.

Główne, powtarzane wielokrotnie hasło, które eksponowane było też na boku furgonetki narodowców, brzmiało „Jeden pocisk, jeden Niemiec". To oczywiście hasło z Powstania, nawiązujące do nierównej walki prowadzonej przeciwko niemieckim okupantom i konieczności oszczędzania amunicji. Organizatorzy podkreślali, że chcą przypomnieć, iż w 1939 r. nie zaatakowali pozbawieni tożsamości naziści, lecz Niemcy, przed którymi „bronili nas nacjonaliści" (nieważne już, że nacjonaliści – tyle że niemieccy – byli właśnie tymi nazistami). Jednak w ustach zdeklarowanych przeciwników Unii Europejskiej nabrało to dodatkowego, złowrogiego wymiaru.

Reklama

I w tym właśnie leży geniusz narodowców. Umieć przemycić swoją polityczną agendę w tak niby niewinny sposób, to coś niezwykłego. Przejęcie dwóch z trzech najważniejszych patriotycznych dat (to samo było przecież ze Świętem Niepodległości 11 listopada) to doskonała strategia. Większość z osób, które krzyczały o wieszaniu komunistów, to nie jacyś zajadli neofaszyści. To zwykli ludzie, którzy dali się wciągnąć w polityczny przemarsz.

Ale nawet to narodowcy zrobili elegancko. Podczas marszu nie przemawiał żaden gwiazdor nacjonalizmu, nie widać było Roberta Winnickiego ani Krzysztofa Bosaka. Nie padła ani jedna nazwa organizacji. W pobliżu pl. Krasińskich, gdzie stoi monument upamiętniający Powstańców, z głośników padła prośba o ciszę. Demonstracja doszła do celu w akompaniamencie marszu żałobnego Fryderyka Chopina.

Dopiero pod koniec przyjazny kamuflaż został uchylony. Jedyną osobą, jaka przemawiała pod pomnikiem był przedstawiciel Brygady Mazowieckiej ONR (organizacji nawiązującej do przedwojennych inspiratorów tzw. getta ławkowego dla Żydów). „To jest kraj, gdzie codziennie się kręci, kombinuje, gdzie ludzie mówią, że nienawidzą Chrystusa, ośmieszają go, gdzie matki oddają swoje własne dzieci na rzeź pod skalpel, gdzie można przyjmować pieniądze od obcych mocarstw, gdzie można szerzyć bolszewizm" – mówił do tłumu, ubrany na czarno, z zieloną opaską falangi na ramieniu. „Polska jest nie tylko tu, ta wielka, ta wspaniała. Jest jeszcze ta druga, chora Polska. My nie mamy jej nienawidzić. My mamy ją wyleczyć i uzdrowić. Musimy z nimi walczyć, ale musimy ich zmienić". Kogo mieli na myśli? Kto jest tą „chorą Polską"?

Nie zostałem na koncertach „patriotycznego hip-hopu". Wyszedłem zaraz po złożeniu wieńców pod pomnikiem i ogłoszeniu zbiórki na Marsz Niepodległości, z której „50 procent" miało iść na organizacje powstańcze. Narodowcy odnieśli sukces. 1 sierpnia jest ich, a ludzie będą kojarzyć ich hasła z pamięcią o Powstaniu. Bo ludzie są ufni i często umkną im symboliczne niuanse. Przekonałem się o tym bardzo szybko – zauważając chłopca w tiszercie „patriotycznym", który zrywał nawiązujące do powstańczej kotwicy feministyczne symbole „Polek walczących". „Ty lewaku" – krzyknął za nim starszy pan w opasce Wojska Polskiego. „Co ci przeszkadza ten symbol?".

Śledź autora na Facebooku i Twitterze