FYI.

This story is over 5 years old.

Kultura

Dlaczego lepiej być miłym?

Wyjeżdżamy z rodzinnych miast, coraz mniej z nas pracuje dłużej w jednym miejscu – dawny podział na "swoich" i "obcych" przestaje mieć rację bytu. Jak sobie radzić w tej nowej, przytłaczającej rzeczywistości?

Ilustracja: Katarzyna Piasecka

Postanowiłem, że będę się rzadziej przeprowadzać. Podczas ostatniej przeprowadzki, bardziej z konieczności niż z wyboru, bardzo żałowałem rozstania z wesołymi paniami z zieleniaka, z panem z rybnego, nawet za dosć anonimową ekipą z lokalnego supermarketu francuskiej sieci. Mimo posiadania na koncie ponad 20 przeprowadzek, te rozstania przychodzą mi najtrudniej – bo przecież znajomych z opuszczanego miasta można zawsze odwiedzić, ulubioną ławkę też, mamę mam na Skajpie. Ale przecież nie będę jechał na drugi koniec miasta, żeby kupić sobie szprotki wędzone i dwie kajzerki! Każda przeprowadzka to konieczność znajdowania sobie nowych ludzi.

Reklama

Każdy z nas będzie miał takich sytuacji coraz więcej. Rozpadają się stabilne relacje. W jednym mieszkaniu mieszkamy nie przez pół życia, ale prędzej przez pół studiów. Wyjeżdżamy z rodzinnych miast, czy to za edukacją, czy za pracą – dla moich znajomych urodzonych 10 lat wcześniej, wyjazd na studia za granicę wydawał się szaleńczą przygodą, dziś to norma. Coraz mniej z nas pracuje dłużej w jednym miejscu – nawet jeśli ma szczęście zarabiać u stałego pracodawcy, to ów pracodawca też coraz częściej zmienia adres (już mało kto pamięta, że kiedyś firmy budowały własne okazałe siedziby, a nie wynajmowały biura tam, gdzie najbardziej się opłaca). Dawny podział na swoich (dla których jesteśmy mili) i obcych (wobec których jesteśmy co najmniej podejrzliwi) przestaje mieć rację bytu.


Obejrzyj film o miłych sowach:


Stałą, ograniczoną liczbę osób, z którymi obcuje się na co dzień, mogą dziś posiadać dwie grupy: ci uprzywilejowani na tyle, że nie muszą zawracać sobie głowy prozaicznymi sprawami w rodzaju pracy czy miejsca zamieszkania – oraz ci z jakichś powodów wykluczeni z ekonomicznego wyścigu współczesności (pojedź kiedyś do dzielnicy swojego miasta uważanej za gorszą, albo do okolicznego miasteczka „bez przyszłości" – ludzie się znają, gaworzą w sklepie… zawsze trochę zazdroszczę im tych drobnych radości, pomijając wszystko inne). A jednak liczba ludzi, z którymi jesteśmy w stanie wchodzić w prawdziwie ludzkie, empatyczne relacje dla większości z nas pozostaje podobna: w latach 90. brytyjski antropolog Robin Dunbar ustalił, że idealna uśredniona społeczność składa się z 148 osób. Liczba ta nazywana bywa małpiosferą, ponieważ odnosi się też do innych naczelnych – w przypadku większości małp, tworzone przez nich społeczności nie są w stanie przetrwać, gdy liczba członków przekracza 50 osób… znaczy ten, małpek. Gdy limit zostanie osiągnięty, narastają stadne konflikty, jakaś część odłącza się, tworząc nową społeczność. Małpi mózg nie daje sobie rady z tym, żeby utrzymać relację z 50 osobnikami. No, ale jak wiadomo człowiek jest koroną wszelkiego stworzenia, władcą przyrody – dlatego w naszym przypadku liczba ta jest aż trzy razy większa!

No dobra, ale co jeśli nie jesteś dzieciakiem naftowego potentata, życie na zasiłku chcesz zostawić tym, których doświadczył gorzej niż ciebie, a liczba 150 to nawet nie połowa twoich znajomych na Feju? Jak sobie radzić w tej nowej, przytłaczającej rzeczywistości? Oczywiście, możesz wziąć przykład z małp: srożyć zęby, pokrzykiwać głośno, bić słabszych od siebie jakąś zaimprowizowaną pałką. Możesz tratować ludzi z bara, kiedy planujesz wyjść z pociągu, warczeć na sprzedawców i nie zostawiać napiwków barmanom, trollować w internetowych komentarzach, puszczać swoje ulubione numery Behemotha bardzo głośno i bardzo późno, bo tak masz kurwa ochotę. Tylko że na tym etapie rozwoju naszej cywilizacji, takie podejście donikąd nas nie zaprowadzi – ludzkie społeczeństwa zbudowane są na zasadzie wzajemności, a każdy z nas postępuje nie zgodnie z obowiązującymi normami, ale raczej zgodnie z tym, jak wyobraża sobie postępowanie innych (dlatego łatwiej ci usprawiedliwić kradzież albo obchodzenie podatków, jeśli jesteś przekonany, że przecież wszyscy tak robią). A prościej: kiedy jesteś kutasem dla innych, inni będą kutasami wobec ciebie – choć niekoniecznie działa to zawsze w drugą stronę, bo nie będąc kutasem spotkasz na swej drodze kutasów, ale o tym za chwilę.

Tak się składa, że ciągła gotowość do obrony pożera masę energii, która może zostać spożytkowana inaczej. Pamiętasz takie państwo, Polska Rzeczpospolita Ludowa? Wielotysięczne i stosunkowo dobrze wyposażone wojo (gotowe w każdej chwili spacyfikować jakąś demonstrację w Czechosłowacji), nowoczesne myśliwce, flota i brak papieru toaletowego w sklepach. Zwolennicy demilitaryzacji używają porównania małp bonobo i szympansów: blisko spokrewnione genetycznie, zwierzęta te tworzą jednak zupełnie inne społeczności. Szympansy nastawione są na rywalizację, wewnątrzgrupowe walki, nierzadko aspirujący osobnik zabija potomstwo swojego konkurenta, samice nie potrafią ze sobą współpracować w wychowaniu młodych. Z kolei u bonobo mordowanie potomstwa prawie w ogóle nie występuje, samice wychowują potomstwo wspólnie, sporów o ojcostwo raczej nie ma, bo małpy te wykształciły coś na kształt wolnej miłości – dzięki temu społeczności są stabilniejsze, a samice (które nie muszą obawiać się gwałtów ani tego, że ktoś zaraz zamorduje im bobasa) bardziej płodne. Nie jest to jednak wyraz jakiejś szczególnej moralnej czy kulturowej wyższości bonobo, tylko kwestia ewolucji. Problem trochę w tym, że ludzki temperament zbliżony jest raczej do szympansów, niż bonobo. Światełko w tunelu: od tysięcy lat całkiem nieźle używamy naszych mózgów, żeby jako tako sprzeciwiać się ograniczeniom zapisanym w naszych genach.

Tylko spójrz na te napalone małpki! Fot. Rob Bixby.

Pytanie tylko, jak tego mózgu używać? Odpowiedź jest prosta: bądź miły dla innych, włącznie z zupełnie obcymi ludźmi. Nie zakładaj z góry, że osoba z którą obcujesz jest bucem, a ty jesteś fajniejsza. Co zrobić, jeżeli masz do czynienia z prawdziwym bucem? Bądź miły. Eskalacja agresji zwykle nie prowadzi do żadnych rozwiązań, a bycie miłym zazwyczaj rozbraja nawet największych kozaków. Tu ważna uwaga: nie bądź frajerem – to, że jesteś miły nie znaczy, że dajesz sobie wchodzić na głowę jak jakaś Siłaczka z młodopolskiej powieści albo mówisz, że pada kiedy na ciebie plują. Takie sytuacje będą się zdarzać, nie masz na to wpływu. Ale im więcej osób będzie miłych dla innych, tym mniej takich sytuacji. Nie wyeliminujemy ich – jesteśmy ludźmi. Ale możemy być lepszymi ludźmi. A przynajmniej, kurwa, milszymi dla innych. I wiecie, te bardziej płodne samice i w ogóle.