FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

​Byłem opiekunem ortodoksyjnych Żydów

Szedłem przez duży pokój, wypełniony wózkami, na których siedzieli, leżeli lub z których spadali penitencjariusze. Na twarzy miałem głupi uśmiech mówiący: to się nie może dziać naprawdę!

Rozmowa o pracę przypadła w deszczowy, londyński, zimny dzień. Nie chciało mi się tam iść jak cholera. Dom stał jednak niedaleko więc się zebrałem, zadzwoniłem do drzwi i wszedłem do środka.

W zasadzie nie było tam zbyt wiele sprzętów. Budynek wyglądał jak szpital i tak samo pachniał. Było to miejsce pełne ciężaru czegoś, co opada na ciebie stopniowo. Równoległy świat do tego na ulicy, parę metrów dalej. Dzieliła nas od niego tylko grubość muru. Zamknięty kosmos, w którym dokonywało się masowe, powolne konanie. Cykl życia i śmierci na paruset metrach kwadratowych.

Reklama

Szedłem przez duży pokój, wypełniony wózkami, na których siedzieli, leżeli lub z których spadali penitencjariusze. Na twarzy miałem głupi uśmiech mówiący: to się nie może dziać naprawdę! Wsadzone na krzesła, poprzebierane i pozostawione tutaj ludzkie zwłoki mające udawać ludzi, którymi kiedyś byli?! Nikt tego nie widzi, nie reaguje?! Z częścią z nich nie było już żadnego kontaktu. Mimowolnie obnażali bliską śmierć i rozkład. Języki, ślinę kapiącą na klapy marynarek i kobiece dekolty, przekrzywione peruki w geście karykaturalnej zawadiackości. Jakby chcieli powiedzieć: „hej stary, my się tutaj dobrze bawimy ześlizgując się na podłogę z naszych wózków, dawaj tu to do nas".

Światło zgaszone. Na łóżku widać skręcony kawał skóry z kośćmi. Pacjent jest chudy. Kurczy się na nasz widok. Pan Wielki z trzeciego piętra. Wysoki, kiedyś pewnie postawny mężczyzna, były wojskowy. Chcąc go ubrać musieliśmy rozprostowywać każdą jego kończynę osobno. Ręce, nogi, całe ciało było jak kawał przegniłego drewna, które łatwo można złamać. Trzeba było bardzo uważać, tak samo jak na to by nie upuścić żadnego z nich na podłogę, gdy wyciągaliśmy ich z łóżek. Upadliby na wznak jak ciężkie, powalone drzewa, nie zdając sobie nawet z tego sprawy. Część z nich by już tego nie przeżyła. Stary coś mówił, a raczej mamrotał do nas. Podszedłem do niego, ten patrzył na mnie błagająco. Chwycił mnie z całej siły dłońmi za moje ręce. Był bardzo kościsty, jego wyschnięte, twarde, ręce ściskały mnie jak imadło. Musiałem pomóc sobie drugą dłonią, aby się oswobodzić.

Reklama

Moje gówno jest dobre, bo dzięki niemu Polacy mają gdzie pracować

Powiedział Pan Pornogłowa, mały, gruby, niepełnosprawny fizycznie, ale umysłowo w pełni świadomy mieszkaniec ośrodka. Żył zupełnie sam w pokoju. Inny pracownik powiedział mi, że lubi oglądać pornosy na swoim laptopie. Jako jeden z nielicznych miał swój komputer i siedział przy nim przez większość czasu. Zresztą nie dziwię mu się; żyjąc tam też bym z niego nie wychodził. Nie wiesz co jest straszniejsze; przesiadywanie w pokoju całymi dniami, czy wyjście i asymilowanie się z tym co jeszcze żyje i wydarza się; przewalającego się dogorywającego rozkładu i zaniku twoich towarzyszy w umieraniu.

Tylko ty i twój monitor z wylewającymi się na ciebie cyckami, hulającym młodym, jędrnym cielskiem tym czy innym, bez znaczenia jakim, ważne, że młodym i sprawnym. Takim jakiego Pornogłowa nigdy nie posiadał będąc od maleńkości kaleką. Jeżdżącym na wózku, małym facecikiem ze zniekształceniem głowy, lecz w pełni zdrowym mózgiem.

Wkładają cię do małego pokoju z ludźmi, którzy na twoich oczach rozkładają się i co możesz zrobić jeżeli nie włączyć pornosa? Myślenie o życiu siedząc sam ze sobą w pokoju mogłoby doprowadzić cię do niebezpiecznych i za daleko idących wniosków i nie mówię tutaj o nowatorskiej idei z teorii fizyki kwantowej.

Jednym z moich ulubieńców był Gruby - mały, gruby, pocieszny gość koło sześćdziesiątki. Właściwie nie wiem co było z nim nie tak. Miał dość dobrą skórę i ciało. Najczęstszymi jego słowami było; zesrałem się, zesrałem się, zesrałem się. Trzeba go było podnieść z łóżka, lub fotela co w pojedynkę było bardzo trudne – był bardzo gruby.

Reklama

Zachowywał się jak skrzyżowanie dziecka ze starcem. Siedział w fotelu z długą brodą, przekrzywionymi na bok okularami i trzęsącą się dłonią. Czasami przychodziła do niego jego żona, którą wyzywał od głupich kurew i kazał spierdalać. Zostawiała mu wtedy pieniądze i słodycze. Kasę wciskał nam. Choć nikt nie chciał jej brać.

'trzymaj moją rękę, trzymaj moją rękę'. Jego cała dłoń ruszała się wtedy w nerwowych spazmach. Łapało się go wtedy za nią, ale dłoń uspokajała się tylko na chwilę po czym Gruby przypominał sobie, że ma z nią problem i trzęsła się jeszcze bardziej, a raczej on siłą całego swojego ramienia trząsł nią jeszcze bardziej.

Prawdziwym zakałą był natomiast pan Zwyrol. Miał coś z kręgosłupem i cały czas nosił kaszkiet na szyi. Jego ciało pokryte było guzami wielkości piłeczek do ping ponga.Zwyrol wrzeszczał na wszystkich. Niektórych wyrywał swoim krzykiem na parę sekund z ich starczego transu. Raz, podczas karmienia pewnego osiemdziesięcioletniego, byłego, nowojorskiego reportera pan Zwyrol zaczął go wyzywać.

Ty pierdolony leniu, mógłbyś zrobić coś ze sobą, dobrze wiem, że potrafisz sam jeść, weź się za siebie ofermo!

Żuli kęsy pożywienia bardzo powoli i nie mogąc ich połknąć zasypiali z nimi w ustach. Powszechnym widokiem na stołówce byli śpiący ludzie na wózkach ze sterczącymi lub wylewającymi się resztkami jedzenia z ich ust. Gdyby głowa któregoś z nich odchyliła się za bardzo do tyłu podczas spania taki jegomość mógłby udusić się własnym nie połkniętym jedzeniem zalegającym w gardle.

Reklama

Mało to jednak obchodziło Moora i wyzywał starego przez cały czas. Ten nieznacznie podnosił wtedy głowę i gdy chciał coś powiedzieć z ust wydobywał mu się jedynie ledwie słyszalny jęk i kapiąca na brodę ślina z resztkami jedzenia. To wszystko co był w stanie zrobić.

Byli tam ortodoksyjni Żydzi z całego świata; dziennikarz, wojskowy z Londynu, jakiś ortodoks z Węgier itd.

Jednym z moich ulubieńców był Profesor. Kiedy tu trafił był jeszcze normalnym facetem i prawdziwym profesorem. Potem dostał wylewu i przez większość czasu się uśmiechał, tak jak uśmiechają się niemowlęta. Ci ludzie zaczynali przypominać 'stare dzieci'. Ich skóra stawała się tak samo delikatna jak skóra dziecka, ich ciała zaczynały przyjmować pozycje embrionalne, tak jakby chciały się skulić i wrócić do łona matki. Starcy zmieniali się stopniowo w czyste, nieskażone myśleniem, kulturą i cywilizacją istoty. Historia życia, rasa - byli jak przybysze z innej planety, bez tożsamości i związków ze światem zewnętrznym. Na siłę podtrzymywała je rodzina oraz pracownicy. Wstawiając rodzinne zdjęcia do pokoju, pamiątki. Rytuały codziennego mycia, ubierania, malowania kobiet.

Rabin - kiedyś wysoki, postawny gość, który faktycznie był rabinem. Teraz siedział wykrzywiony na wózku inwalidzkim. Miał ciemne włosy i długą siwo-czarną brodę. Zazwyczaj siedział osobno ponieważ bluzgał na innych mieszkańców ośrodka - a ja za to go właśnie lubiłem. Nie mógł się już sam poruszać i siedział wyłącznie na wózku. Została mu jednak umiejętność samodzielnego jedzenia - tylko niekiedy musiałem mu w tym pomagać. Był to dla mnie najlepszy czas na świetlicy

Reklama

Popatrz na te jebane niedołęgi, nie są w stanie nawet trafić łyżką do swoich ust. Pierdoleni idioci. Chuja wiedzą co się tu naprawdę dzieje.

Mówił ze spadającą w dół głową i brodą ubabraną obiadem. Stałem tak przy nim i w środku pokładałem się ze śmiechu, choć nie mogłem dać po sobie tego poznać. Od razu wyrzucili by mnie z pracy.

Większość ludzi tutaj należała właśnie do kategorii niepokazywalnych. Był to zamknięty dom gdzie starość i rozkład mogły rozpościerać swoje nakremowane wazeliną skrzydła.

Karmienie profesora było czystą przyjemnością, zupełnie jak karmienie piersią złaknionego dziecka. Profesor patrzył tylko czasem na ciebie z uśmiechem i z rozkoszą otwierał usta. Miał tą wadę, że wsadzał sobie rękę do buzi i wyjmował jedzenie, rzucając je na przykład na ziemie, lub wycierając w oparcie fotela. Pan Wielki z kolei lubił zasypiać w czasie karmienia i dławić się jedzeniem. Gdy zaczynał zasypiać z głową odchyloną do tyłu, trzeba było natychmiast go budzić. Otwierał wtedy na moment oczy jak gdyby się budził z dwudziestoletniej śpiączki. Przez parę sekund miał taką minę jakby wszystko rozumiał. Na chwile jego oczy stawały się zupełnie klarowne i skoncentrowane.

Zaraz jednak zaczynały gasnąć i zapadać się w coś na kształt półsnu, w którym przebywał przez większość czasu.

Kapraljak go nazywaliśmy - eks wojskowy był jednym z najtrudniejszych pacjentów. Był już bardzo stary i nie potrafił sam się poruszać, jednak cały czas miał świadomość tego co się wokół niego dzieje. Czasami ku zdziwieniu pracowników był w stanie coś komentować bardzo celnie paroma zdaniami. Najgorszą czynnością jaką musieliśmy z nim robić było przebieranie. Bardzo tego nie lubił, przez cały czas wyrywał się gdy tylko chcieliśmy rozebrać go do naga. Czasem musiało go trzymać aż czterech ludzi tak, żeby nikomu nie zrobił krzywdy. Łapał nas wtedy za ręce, wykręcał nadgarstki, wyrywał się, gryzł, skomlał etc.

Wykorzystywałem różne triki aby go nakarmić: od pochlebiania staremu do terroru emocjonalnego. Przez groźby do przymilania się i grania na jego sentymentach. Kapral miał to w dupie. Jego umysł działał nadzwyczaj sprawnie i nie nabierał się na te bzdury; chciał jeść tylko to co mu smakuje, a my zazwyczaj tego właśnie nie mieliśmy. Trzeba było udawać, że traktuje się go jak niewinne dziecko w momencie gdy oblewał cię publicznie potokiem najgorszych obelg. Stary nie chciał nic jeść, ja jednak nie dawałem za wygraną i stwierdziłem, że nie będę ułatwiać życia temu pierdzielowi i nakarmię go tym co aktualnie jest na stoliku, a nie tym co sobie wymyślił. Zacząłem to robić a on po prostu wziął swoją drżącą ręką butelkę z kompotem i wylał go na mnie, mówiąc, że ma nadzieję, że mnie to czegoś nauczy. Gdy po angielsku krzyknąłem „Jezus Maria!" cała sala zamarła i spojrzała w moim kierunku.

Po paru dniach dostałem list informujący, że jestem zwolniony. Nikt nie podawał przyczyny.