FYI.

This story is over 5 years old.

Varials

Patriotyzm made in Polska

Modnie jest być teraz patriotą, chwalić się tym nosząc ubrania z godłem, kotwicą lub polskimi barwami – czy upodabniamy się do Amerykanów, bezrefleksyjnie powtarzając, że jesteśmy najfajniejsi?
„Ikona" fot. Michał Matraszek

Jeżeli przyjmiemy, że kraj, w którym mieszkamy to nasz dom – to jestem domatorem. Rzadko kiedy stąd wyjeżdżam, nie jara mnie perspektywa wakacyjnych wojaży za granicę. Jestem u siebie. Sprawa się jednak komplikuję, jeżeliby mnie zapytać, czy czuję się patriotą – jako że coraz trudniej teraz określić, co to słowo właściwie oznacza. Zaczynam odnosić wrażenie, że dla każdego jest to czymś innym. Sama miłość do ojczyzny się zdewaluowała, stała się dodatkiem do szpanu „Jestem Polakiem, prawdziwym Polakiem", a co za tym idzie – także wymówką, by nienawidzić: innej orientacji, koloru skóry, narodowości; innej Polski, niż „nasza własna".

Reklama

A modnie jest być teraz patriotą, chwalić się tym nosząc ubrania z naszym godłem, powstańczą kotwicą lub polskimi barwami – mówić o Wielkiej Polsce, nierzadko dodając też, że „białej". Często więc widzę na ulicach łebków, którzy ubiorem epatują swoją polskością – ale nie czuję dumy, że oto minął mnie „prawdziwy patriota". Prędzej niepokój (i odnoszę wrażenie, że nie jestem w tym jedyny). Bo to trochę urasta do rangi kultu, to oddanie w jedyną słuszną koncepcję homogenicznego kraju – ciągle gotowego do walki. Patriotyczne ubrania, patriotyczna pościel, niedawno widziałem w sieci zdjęcie stoiska z hot-dogami, oblepionego obrazkiem pędzącej husarii. Zachodzę w głowę, czy w swoim narodowym onanizmie upodabniamy się do Amerykanów? Na przykład tych, którzy chcą, by ich kraj był „ponownie wielki".

Dokładnie tydzień temu Amerykanie obchodzili Dzień Niepodległości. I nie znam drugiego takiego kraju, gdzie obywatele z taką pompą celebrowaliby swoją narodowość. Nie tylko 4 lipca, każdego innego dnia także. Jako obserwator zza wielkiej wody wyraźnie widzę, jak Amerykanie kochają Amerykę. Jakkolwiek tworzy to ładny obrazek, zastanawiam się jednak, jak bardzo jest on nieprawdziwy? Skoro prawie codziennie słyszymy o ich kolejnych strzelaninach, a Donald Trump jest realnym kandydatem na zwycięzcę w wyścigu po fotel prezydencki? Na fali wiejącej radykalizmem powstał filmik promujący patriotyzm, od którego w nim nawet nasi lokalni nacjonaliści mogliby dostać zawału. Że ludzie tworzą naród, a ich zróżnicowanie nadaje wszystkiemu kształt. A ci, którzy osądzają innych i krzywdzą przyszywając im różne łatki – nie są tak naprawdę patriotami.

Reklama

W roli głównej wystąpił jeden z najpopularniejszych amerykańskich wrestlerów – John Cena. Facet, który nie tylko jest twarzą federacji WWE, ale także uosobieniem amerykańskiego patriotyzmu, z aparycją figurki G.I.Joe. Napisałem do mojego amerykańskiego kolegi Stephena pytając, czym dla niego jest patriotyzm made in USA – czy to coś unikalnego?

„Amerykański patriotyzm" jest raczej bez znaczenia – odpisał Stephen. Cały czas mówimy sobie, że to my jesteśmy najlepsi, chociaż wciąż nie doszliśmy do porozumienia, kim są ci „my". Nie widziałem klipu z Ceną, dopóki mi go nie wysłałeś, ale nie utożsamiam się z nim, bo patriotyzm nie jest dla mnie czynnikiem motywującym do kochania bliźniego swego.

Myślę, że to wideo pełni funkcję symboliczną wobec faktu, że ludzie próbują zmienić amerykańską koncepcję patriotyzmu, bazującą na akceptacji i tolerancji w ksenofobiczny, nacechowany przemocą etos egoizmu. Kiedy byłem młody i wydarzył się 9/11, wszystko wtedy kręciło się wokół strachu i wroga, którego musimy zniszczyć itp. Teraz tok myślenia skoncentrował się na Trumpie, dlatego ludzie chcą to zmienić.

Przy okazji dowiedziałem się też, że w trakcie obchodów 4 lipca, w Nowym Jorku przebywał mój znajomy – Mateusz Kubik, którego poznałem przy okazji pisania o feministach. Chętnie zdał mi sprawozdanie z przebiegu święta Amerykanów:

Znaleźć się w Stanach Zjednoczonych 4 lipca, to niewątpliwe przeżycie. Zwłaszcza gdy dzień zaczynasz od zdawania relacji z dorocznych, największych i najbardziej prestiżowych zawodów z serii – competitive eating, czyli wyczynowego jedzenia. Odbywają się na Coney Island, a ich organizatorem jest Nathan's Famous – kiedyś niewielka restauracja polskiego emigranta z Galicji, a dziś wielka amerykańska korporacja. Jedno się nie zmieniło – jej specjalnością są hot dogi…

Reklama

Fot. Mateusz Kubik

Mateusz szczegółowo opisał mi ogrom wydarzenia, które możecie sobie tylko wyobrazić, patrząc na zdjęcie powyżej. Przyznam, że urzekła mnie przaśność tych zawodów jedzenia hot dogów, jako formy uczczenia swojego kraju. Tak odległa od naszego rodzimego kultu siły, powstań, poległych i wyklętych.

Z punktu widzenia przybysza z Polski to święto wydaje się przeładowane, trudne do ogarnięcia, zanurzone w nadmiernej konsumpcji, ale zauważam też, że przez cały dzień nie przestawałem się uśmiechać. Że ta atmosfera radosnego opychania się wszystkim połączona z owijaniem się amerykańską flagą, fajerwerkami i może nie nazbyt głęboką, ale szczerą radością jest czymś, za czym będę tęsknił. Nie obchodzę 11 listopada w Polsce. Nie mam ochoty wychodzić na ulicę, żeby kontemplować polskie ruchy narodowe maszerujące z zaciętymi, agresywnymi minami. I w Ameryce i w Polsce poziom przyswojenia, czym naprawdę jest to wydarzenie jest podobny – po wierzchu. Ale wolę tę nieskrępowaną, nawet w złym guście, zabawę, niż to, czym u nas objawia się patriotyzm.

Zapytałem więc Mateusza, czy czuje się patriotą:

Nie jestem patriotą. Tak mi się przynajmniej zawsze wydawało, kiedy patrzyłem kto gra pierwsze skrzypce w naszych dorocznych fetach. Posługuję się językiem polskim, mam tu przyjaciół, których kocham, rodzinę, miejsca, do których wracam, swój krajobraz, bagaż emocjonalny nagromadzony przez lata. Ale kiedy patrzę na to, z czym i z kim kojarzy się w Polsce patriotyzm, to staję po przeciwnej stronie. A chętnie bym zamienił nasz narodowy smutek, rozpamiętywanie i maszerowanie w glanach po ulicy na takie samo święto. Flagi, uśmiechy, watę cukrową, rodziny z dziećmi, imprezy w domach. Chętnie bym zobaczył radość i świętowanie po każdej stronie.

Po rozmowach z chłopakami na temat istoty patriotyzmu i szukaniu wspólnych mianowników w jego ekspresji – nie dawało mi spokoju, jak naszą dyskusję skwitował Stephen, kiedy spytałem go, czy obecnie nastroje Amerykanów się pogorszyły, mimo tak częstego powtarzania o swojej wielkości:

Mówimy dużo rzeczy bez większego zastanowienia się, co one tak naprawdę znaczą. Mówimy, że jesteśmy super i oczekujemy wielkich rzeczy, ale to zdradza tylko, że jesteśmy naiwni i wychowani pod kloszem.

Ale powinieneś wiedzieć, że Ameryka zawsze taka była, a Donald Trump sprawia jedynie, że takie postawy stają się bardziej akceptowalne publicznie. Mamy bardzo mroczną historię, z którą nigdy się nie pogodziliśmy – myślę, że pod tym względem jedziemy z Polakami na tym samym wózku.

Tak więc, kiedy zapytasz mnie, czy jestem patriotą – powiedz mi też, co przez to rozumiesz. Bo chyba nie ma teraz w Polsce jednej definicji, a wszystko powinno się sprowadzać do tego, że kochasz swój dom – i chcesz jak najlepiej, dla siebie i dla innych.

Zdjęcie otwierające „Ikona". Fot. Michał Matraszek