Bohater narodowców i „ostatni żołnierz wyklęty”, który prawie rozpętał wojnę domową

Ilustracja: Stanisław Legus

„Nie chciałem strzelać w plecy, więc zawołałem: «Mister Hani!». Odwrócił się, a ja wyciągnąłem pistolet i strzeliłem w niego. Kiedy się przewracał, strzeliłem drugi raz. Tym razem w głowę. Kiedy upadł na ziemię, oddałem jeszcze dwa strzały w skroń”. To zeznania Janusza Walusia w sprawie zabójstwa Chrisa Haniego, które nieomal doprowadziło do wojny domowej w RPA.

Videos by VICE

Janusz Waluś nie był zwykłym ulicznym zbirem, a jego ofiara przypadkową osobą. Hani przewodził Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej oraz zbrojnej organizacji „Włócznia Narodu”. Oprócz tego, że był postacią niezwykle popularną pośród czarnej społeczności w RPA, reprezentował komunizm w jego najbardziej mrocznych odcieniach – co nie zmienia faktu, że wymieniano go jako następcę samego Nelsona Mandeli.

W wyniku zamieszek po zamachu, który miał miejsce 10 kwietnia 1993 r., zginęło przeszło 70 osób. Prawie zerwane zostały rozmowy pokojowe pomiędzy Partią Narodową, reprezentującą interesy białych, a Afrykańskim Kongresem Narodowym skupiającym w przeważającej większości czarnoskórą ludność RPA. Duchy apartheidu budziły się na nowo, choć nigdy na dobre nie zdążyły zasnąć.

Polski emigrant, przebywający w RPA od 1981 roku, szczerze nienawidził komunizmu i to ta nienawiść zaprowadziła go do więzienia, gdzie przebywa od 24 lat. Urodził się w Zakopanem w 1953 roku, jednak jego życie związane było głównie z Radomiem, gdzie mieszkał z żoną i córką. Z zawodu szlifierz szkła, przed emigracją pracował w hucie będącej rodzinnym interesem rodziny Walusiów. Do Afryki zawędrował w ślad za ojcem i bratem, którzy wyemigrowali tam jeszcze w połowie lat 70. Po przyjeździe do Afryki wciąż wykonywał zawód szlifierza w rodzinnej firmie i powoli angażował się w polityczną działalność.

Uzyskawszy obywatelstwo, wstąpił do lokalnej Partii Konserwatywnej i związał się z neonazistowskim Afrykanerskim Ruchem Oporu. W następstwie upadku rodzinnego interesu zaczął pracować jako kierowca ciężarówki, tym samym jeżdżąc po całym kraju. Z czasem stał się dzięki temu informatorem służb specjalnych, przekazującym wieści o sytuacji i nastrojach na terenie kraju. Coraz bardziej niepokoiło go rosnące poparcie dla władz komunistycznych. W Partii Konserwatywnej jego drogi skrzyżowały się z Clive’em Derby-Lewisem, wpływowym działaczem. To właśnie jego oskarżono o podżeganie do zabójstwa i dostarczenie broni, z której zastrzelony został Chris Hani.

„Ci, którzy nazywają go bohaterem walczącym z komunizmem, nie mają pojęcia o tym, co dzieje się w RPA”, mówi mi Fanie Olivier, południowoafrykański poeta i tłumacz (który przełożył na język afrikaans m.in. Hańbę autorstwa J.M. Coetzee, jeden z najbardziej sugestywnych portretów Południowej Afryki). „Chris Hani był liderem poważnej partii, która miała ważny głos w negocjacjach o podział władzy. Zabicie jednego człowieka ciężko opisać jako walkę i z pewnością nie czyni to Walusia bohaterem”.

Na stronach Obozu Narodowo-Radykalnego znalazłem bardzo pochlebną publikację pod tytułem Janusz Waluś – Bohater Wyklęty: „Jest idealistą, który swoje życie poświęcił walce z czerwoną zarazą i męczennikiem, który nie bał się sięgnąć po broń. Niewątpliwie jest bohaterem i symbolem idei walki z komunizmem, niezależnie od tego, gdzie i na jakich warunkach trzeba walczyć. Z tego powodu powinniśmy być z niego dumni”.

Polscy narodowcy wspierają Walusia jak mogą nie od dziś. Organizowali wysyłki świątecznych kartek do więzienia w RPA. Wydali płytę poświęcony jego pamięci pt. Trzymaj się bracie, na której usłyszeć możemy m.in. Olafa Jasińskiego, byłego członka skrajnie nacjonalistycznego zespołu Honor. Pod ambasadą RPA w Polsce ONR organizowało pikiety, mające przypominać o niedoli ich bohatera. Prawicowi działacze niejednokrotnie próbowali przekonać przedstawicieli polskiego rządu do wstawiennictwa za Januszem Walusiem u władz RPA. Bezskutecznie.

Mimo zabiegów nacjonalistów, wielu Polaków wciąż nie ma pojęcia, że Janusz Waluś to w RPA postać znana nie mniej niż Lech Wałęsa. W Polsce historia jego osoby i czynu znane są w niewielkim stopniu. By to zmienić, ONR postanowił uczynić go patronem jednej z ulic Radomia. „Tak, 22.02.2007 złożony został wniosek o nadanie jednej z ulic imienia Janusza Walusia. Komisja Kultury oceniła wniosek negatywnie, ulicy zostanie nadane imię osoby nieżyjącej” – usłyszałem w biurze prasowym radomskiego ratusza.


Dla prawaka i lewaka. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


ONR nie odpowiedział na moje prośby o kontakt, dlatego mogłem opierać się wyłącznie na ich oficjalnych publikacjach. Komórka organizacji z jego rodzinnego Podhala pisze o nim tak: „Media wydały na niego wyrok, określając go mianem «rasisty» i terrorysty. Polska opinia publiczna rzadko ma okazje usłyszeć o Walusiu, a jeśli już pojawiają się artykuły na jego temat są to zwykle schematyczne teksty opisujące go jako bezwzględnego rasistowskiego mordercę, którego należy się wstydzić”.

ONR Podhale samo potyka się jednak o swoją nacjonalistyczną ciupagę i nie pozwala na poważne i rzeczowe potraktowanie sprawy, pisząc o nim dalej: „Zakopiańczyk, najsłynniejszy zabójca w historii RPA, dla jednych jest mordercą, dla innych bohaterem. Idealista, kontrrewolucjonista wierzący w szczęśliwą przyszłość i supremację BIAŁEJ RASY”.

Nie jestem pewien czy sam p. Janusz jest świadom, że wierzy w supremację białej rasy, i tym bardziej czy podkreślałby to wielkimi literami. Podczas procesu jasno podkreślał, że zabójstwo człowieka nie jest w żadnym wypadku chwalebne: „Żałuję wzięcia ludzkiego życia, owdowienia kobiety, osierocenia dzieci. To był okres wojny domowej, a na niej zawsze giną ludzie”. Artur Zawisza, europoseł i wiceprezes Stowarzyszenia Chrześcijańsko-Narodowego twierdzi jednak, że Waluś był „człowiekiem, który nie na rozkaz państwa, ale w poczuciu obowiązku walczył z międzynarodowym komunizmem”.

Żałuję wzięcia ludzkiego życia, owdowienia kobiety, osierocenia dzieci. To był okres wojny domowej, a na niej zawsze giną ludzie

ONR przypomina, że Janusz Waluś był świadkiem wydarzeń radomskich i sympatyzował z „Solidarnością” sugerując niejako, że mamy tu do czynienia z politycznym uciekinierem. Jak wynika jednak z książki Zabić Haniego. Historia Janusza Walusia (autorstwa Michała Zichlarza, który osobiście zna p. Walusia i jest z nim w stałym kontakcie), polski emigrant podkreślał, że na żadną polityczną działalność na terenie kraju nigdy się nie zdobył, bo jako prywaciarz musiał uważać na swoje czyny i słowa.

Wybrałem się na spotkanie z autorem książki, zatytułowane „Czy Janusz Waluś jest ostatnim żołnierzem wyklętym?”, którego współgospodarzem był przewodniczący neopogańskiego stowarzyszenia Niklot dr Tomasz Szczepański, od wielu lat zaangażowany w propagowanie sprawy Walusia. Zanim doszło do rozpoczęcia spotkania, wśród obecnych (ok. 20 osób, głównie w wieku 50-60 lat) parę razy padły słowa „Żydzi” i „Smoleńsk”. Jeden z panów twierdził, że posiada jakieś tajne informację, ale nie może podzielić się nimi z grupą obcych. Kilkoro uczestników twierdziło, że mają silny kontakt ze środowiskami polonijnymi w RPA, które znają rodzinę Walusiów oraz całą sprawę zamachu w wielu jej odcieniach. Według nich Polski zamachowiec cieszy się wśród polskich emigrantów sporą sympatią.

Niestety tytuł spotkania w istocie okazał się jedynie pytaniem retorycznym stawianym przez jego organizatorów. Organizatorzy ograniczyli się jedynie do skrótowego opowiedzenia o swoich staraniach prowadzących do uwolnienia Janusza Walusia i propagowania jego sprawy. Sam Zichlarz, jeszcze w trakcie trwania spotkania musiał iść na pociąg do rodzinnych Katowic, więc nie udało mi się z nim porozmawiać. Nie odpisał też na moje maile, być może ze względu na wcześniejsze złe doświadczenia w kontaktach z mediami.

10 marca Nicoline Janse van Niewuwenhuizen, sędzia Sądu Najwyższego w Pretorii, zdecydowała przyznać warunkowe zwolnienie Walusiowi. Ta decyzja oburzyła rząd RPA – zaprotestowali członkowie Południowoafrykańskiej Partii Komunistycznej z Limpho Hani (wdową po Chrisie Hanim) na czele. Rząd złożył apelację, ale decyzja o wypuszczeniu p. Walusia z więzienia może zapaść jeszcze w tym roku.

Janusz Waluś do dziś wzbudza wiele emocji w RPA, zatem możliwe, że w obawie o swoje bezpieczeństwo powróci do Polski. Jednak czy będzie miał ochotę widnieć dalej na sztandarach prawicowych organizacji? Ciekaw jestem, co odpowie na pytanie o to, czy czuję się ostatnim żołnierzem wyklętym.