Kobiety opowiadają o swoich fobiach

Ilustracje: Stanisław Legus

Według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), fobie to zespół zaburzeń, które wywołują lęk wyłącznie lub przede wszystkim w ściśle określonych sytuacjach, które nie wiążą się z bezpośrednim niebezpieczeństwem. „W rezultacie te sytuacje są przez pacjenta unikane lub przeżywane z poczuciem grozy” – czytamy w klasyfikacji WHO. Jako że mechanizm fobii miał spory udział w tym, jak nasi przodkowie unikali potencjalnie zabójczych zagrożeń, zaburzenia fobiczne dotykają znacznej części naszego społeczeństwa – szacuje się, że na konkretny rodzaj fobii (np. strach przed otwartymi przestrzeniami lub strach przed wodą) cierpi 4-8% społeczeństwa. Oznacza to, że gros z nas musi żyć z delikatnym niepokojem i unikać sytuacji, które ten niepokój zamieniają w paraliżujący lęk.

Videos by VICE

Poprosiłem niedawno znajomych facetów, żeby zwierzyli mi się ze swoich fobii (ja sam panicznie boję się motyli). Zastanawiałem się, czy kobiety przeżywają lęk podobnie – popkultura nauczyła nas przecież, że to one wskakują na stołek, kiedy w pokoju pojawia się mysz. Chciałem sprawdzić, jak jest naprawę.

Małgorzata, boi się węgorzy

Moje uczucie wobec węgorzy to obrzydzenie pomieszane z fascynacją, coś jak patrzenie na przerażającą scenę w filmie przez rozcapierzone palce. Kiedy mówię ludziom o swojej fobii, zazwyczaj pytają, czy to dlatego, że węgorz żywi się padliną. Odpowiedź brzmi „nie”. Fobia jest ewidentnie wynikiem tego, że to zwierzę jest jakimś stadium przejściowym, między gadem a rybą, mieszka w głębinach, wije się. Wąż jest suchy, można go spotkać na drodze, węgorz występuje w odmętach.

To uczucie niespecjalnie mi przeszkadza. Najczęściej zresztą widzę węgorze w sklepach rybnych (uwędzone w formie sztywnych lasek) i wtedy, nie ukrywam, dokonuję jakiejś transgresywnej obserwacji. W sensie: nie mogę oderwać od nich wzroku, a jednocześnie jest mi od tego niedobrze. Im większy węgorz, tym większe obrzydzenie.

Dominika, boi się nabiału

Zdążyłam się już do tego przyzwyczaić, bo od urodzenia mam obrzydzenie do kilku produktów. Dziś już w ogóle mi to nie przeszkadza oraz nie odczuwam przez to jakichkolwiek poważnych utrudnień. Poza tym ja nie obawiam się całego nabiału: toleruję jajka, mleko (ale tylko do kawy), oraz lody.

W kontakcie z nabiałem dostaję ciarek i chce mi się wymiotować. Ser, twaróg, kefir, maślanka, śmietana, jogurt są dla mnie na równi z rozwodnioną kupą. Przepraszam, że tak ostro obrazowo to przedstawiam, ale to najlepsze porównanie. Nie mam zielonego pojęcia, skąd wzięła się ta obawa.

Już nie odchodzę od stołu, kiedy pojawia się na nim nabiał. Najczęściej proszę osoby jedzące „to coś” obok mnie, by tym nie bryzgały za bardzo oraz pilnuję, by nie używać tych samych sztućców, które są oblepione tymi obrzydliwymi sprawami. Omijam śmierdzące miejsca w sklepach spożywczych z daleka. Swoich partnerów proszę, by się umyli po zjedzeniu nabiału, szczególnie po twarogu, maślance czy kefirze… fuj.

Nie walczę ze swoim strachem. Nie zależy mi na tym, by pokochać ser – nigdy tego nie wezmę do ust! Jest mi z tym ok. Nie patrzę w stronę tych produktów lub odchodzę na bezpieczną odległość. Kiedy mówię ludziom o swojej fobii, zawsze reagują tak samo: najpierw zainteresowanie, a później mało śmieszne docinki typu „Yes sir!” czy „Podać ci SER-wetkę”?

Raz dostałam „z liścia” serem w twarz – w ramach mało śmiesznego żartu. Do dziś to pamiętam, musiałam wyszorować policzek. W domu mnie oszukiwano: np. sernik był moim ulubionym ciastem, dopóki nie zaczęłam kojarzyć, że nazwy typu mak-owiec, jabłe-cznik no i ser-nik nie biorą się znikąd. Kochałam też pierogi ruskie, bo oszukiwano mnie, że są z samymi ziemniakami. Prawdy dowiedziałam się dopiero w liceum od koleżanek. Właściwie szkoda, bo były pyszne!

Magdalena, boi się piecyków gazowych

Od dziecka panicznie boję się piecyków gazowych. Po pierwsze, mogą wybuchnąć. Po drugie mogą cię po cichu załatwić czadem. Kiedy wybieram mieszkanie to pierwsza rzecz o którą pytam.

Zawsze jestem pewna, że źle działają, są uszkodzone i dosłownie sekundy dzielą mnie od tragedii. Koleżanka, z którą mieszkałam kiedyś, przypomniała mi ostatnio, że zabraniałam jej się kąpać, bo bałam się, że takie wylegiwanie się w wannie może się źle skończyć (przepraszam Maria). Samej zdarzyło mi się kilka razt wziąć prysznic w lodowatej wodzie, żeby uniknąć piecyka. Uważam że piecyki i instalacje gazowe powinny być wycofane.


Nie tylko dla odważnych. Polub fanpage VICE Polska, żeby być z nami na bieżąco


Monika, boi się węży

Jestem archeolożką śródziemnomorską i pierwsze zdanie, którego nauczyłam się po włosku to „aiuto, serpente!” czyli „pomocy, wąż!”. Bywają takie dni podczas ekspedycji, że kiedy patrze na nasłonecznioną część wykopu, w której tego dnia mam pracować SAMA, to odczuwam lęk, którego nie potrafię uzasadnić. Jeśli wiem o tym wcześniej, to z reguły zakładam bardziej zakryty strój niż szorty i trampki, a także staram się mieć „oczy wokół głowy”. Jednak strach przed wężami zasadniczo nie ma wpływu na moje wyprawy. Na wykopaliskach z reguły staram się „parować” do pracy z osobami, które boją się pajaków.

Lek przed wężami nie jest niczym szczególnym. Konsultowałam to podczas seminarium doktoranckiego z profesorem psychologiem ewolucyjnym. Zgodnie z badaniami, boimy się stworów bez nóg, zwierząt o blisko osadzonych oczach, pełzających, pozbawionych futra. Lek przed wężami odzwierciedla się w końcu już w Biblii. Dlaczego stwór, który podaje jabłko ma postać węża? Bo to odraza prawie wszystkich.

Staram się wszystko racjonalizować i nie myśleć o tym, ze węże wychodzą z warszawskich kanalizacji. I z antycznych murów. Chociaż antyczne mury są bardziej prawdopodobne.