Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE UK
Kiedy skończyłem 25 lat, musiałem się pogodzić z nieprzyjemnym faktem – prędzej czy później każdy musi zacząć chodzić na siłownię. Niestety prawda jest taka, że o ile nie jarasz się bieganiem (miłego zapalenia stawów), przynajmniej raz w tygodniu warto odwiedzać te tandetne świątynie zdrowia.
Videos by VICE
Może to lubisz i czerpiesz dużą satysfakcję z wysiłku fizycznego oraz towarzyszącemu mu zmęczeniu. Lub, co bardziej prawdopodobne, podobnie jak ja boisz się, że dostaniesz zawału w toalecie w pobliskim barze, a zrezygnowana kierowniczka będzie musiała podnieść cię jak pannę młodą i zanieść twoje żałosne, wiotkie ciało do karetki stojącej przed wejściem, więc postanawiasz poprawić swoją kondycję.
Zacząłem chodzić na siłownię rok temu i jak dotąd dowiedziałem się kilku rzeczy o tych smutnych kościołach stawianych na cześć muskulatury. Oto one.
SIŁOWNIE TO BARDZO NUDNE KLUBY
W ramach postępującej gentryfikacji, wiele niszowych klubów zostaje zamkniętych, a na ich miejscu pojawiają się kuriozalnie drogie kawiarnie, hipsterskie knajpy i siłownie.
Słuchajcie, w pewnych okolicznościach miło jest łyknąć pigułę i poskakać do Skrillexa. Kiedy jednak ćwiczysz na siłowni w poniedziałkowy poranek, gdzie rozpaczliwie starasz się udawać, że trwa jeszcze weekend i wcale nie musisz iść do pracy, słuchanie Skrillexa jest ostatnią rzeczą, na którą masz ochotę. Jednak aby przyciągnąć milenialsów, siłownie na całym świecie bombardują swoich członków muzyką elektroniczną – mimo że ci prawie zawsze przychodzą z własnym odtwarzaczem. Słuchanie muzyki tanecznej z samego rana uświadamia ci dwie rzeczy: po pierwsze, ta muzyka jest naprawdę gówniana. Po drugie, siłownia, za którą płacisz 150 złotych miesięcznie, to tak naprawdę bardzo nudny klub, w którym jedynymi dostępnymi używkami są koktajle białkowe.
OSOBIŚCI TRENERZY TO SĘPY
A więc udało ci się wygrzebać z łóżka w połowie mokrego snu, aby bladym świtem udać się na siłownię. Wciąż nie do końca przytomny niechętnie podnosisz hantle i zaczynasz powtarzać ćwiczenia, które zobaczyłeś w ostatnim numerze „Men’s Health”.
Nagle na swojej talii czujesz obce dłonie. „Jeśli nieodpowiednio wykonujesz ćwiczenia, możesz skończyć jako kaleka” – mówi mężczyzna z nażelowanymi włosami, ubrany od stóp do głów w lycrę. Ściska cię pod boczki, jednocześnie domagając się, żebyś uginał przy nim przedramiona. „Źle to robisz” – krzyczy. „No dawaj! Moja babcia potrafi zrobić więcej powtórzeń!”.
Jest coś dziwnego w reklamowaniu swoich usług poprzez obrażanie potencjalnych klientów, ale jak widać, działa to całkiem nieźle. Zaledwie dziesięć minut po tym, jak znienacka zaczął cię macać, robisz dla niego przysiady. „Tyłek do ziemi!” – krzyczy. „Nie bądź cipa!”. Każe ci biegać na sali, gdzie inni spokojnie ćwiczą i pogłaśnia Skrillexa. „Zepnij poślady” – wrzeszczy ci prosto w twarz. Ponownie przeżywasz koszmary z liceum, kiedy na WF-ie wszyscy mówili na ciebie „cyc” – tyle że tym razem płacisz za to kilka stówek miesięcznie.
PRZEZ INSTAGRAMA SIŁOWNIE SĄ NIE DO ZNIESIENIA
Każdy, kto ma konto na Instagramie, kojarzy te wszystkie nadęte fitnessowe hasztagi i zna chociaż jednego kolesia, który traktuje je zdecydowanie zbyt poważnie. Facet, z którym podczas wagarów z WF-u grałeś w Warcrafta, teraz publikuje zdjęcia swoich „mułów” z takimi podpisami jak „Bez pracy nie ma kołaczy! #instafit #siłka #targaćżelazo #tyraćbic”. A kiedy nie wrzuca fotek swoich mięśni, udostępnia zdjęcia, na których podnosi ciężary – zawsze opatrując je jakimiś górnolotnymi cytatami z Rocky’ego albo Szybkich i wściekłych.
W rezultacie dla wielu osób niezwykle ważnym elementem pobytu na siłowni jest walka o miejsce przed lustrem. Spotkasz facetów, którzy zajmują zdecydowanie za dużo miejsca, próbując znaleźć idealną pozę, oraz kolesi wrzeszczących na ciebie, że „psujesz mi film na Youtube’a”, gdy niechcący wejdziesz im w kadr. I kiedy w spokoju zaczynasz podnosić swoje hantle, cała masa amatorskich trenerów z Instagrama kipi obok ciebie ze złości, bo zająłeś miejsce z najlepszym oświetleniem.
CO NAJMNIEJ JEDEN TYP BĘDZIE SUSZYŁ SOBIE JAJA SUSZARKĄ
Jedynym miejscem gorszym niż sama siłownia jest szatnia. To odwieczna prawda. I chociaż właściciele dokładają coraz większych starań, by stały się one miejscami z klasą, zawsze znajdzie się jakiś facet, który będzie sobie suszył klejnoty suszarką. On nie ma żadnych zahamowań – robi to przy wszystkich, kiedy inni czekają na swoją kolej, bo chcą użyć suszarki zgodnie z jej przeznaczeniem – i nigdy się nie śpieszy. Po prostu stoi i masuje sobie jajka, jakby to była najnormalniejsza rzecz pod słońcem. „Już skończyłem, kolego” – powie ci, po czym doda: „Przy okazji, musisz zacząć jeść więcej białka, bo inaczej nigdy nie przerzucisz się na ciężary dla dużych chłopców”. (Wspomniałem, że tym facetem jest twój trener?).
NIE ŁUDŹ SIĘ, ŻE W PIĄTEK BĘDZIE PUSTO
Problem z siłowniami w dużych miastach polega na tym, że nigdy nie brakuje w nich osób, które chcą popracować nad swoim wyglądem – zarówno amatorów (patrz: ja), jak i profesjonalistów. Masz więc rząd dziesięciu bieżni, na których tłoczą się i normalne leniuszki i pewni siebie nadludzie z mięśniami ze stali. Chcesz poprawić swoją kondycję, ale wstydzisz się swojego ciała i nie chcesz, aby ktokolwiek cię przy tym oglądał, więc idziesz poćwiczyć w piątkowy wieczór. Przecież nikt nie siedzi wtedy na siłowni, prawda?
Mówimy jak jest. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
Nie, nie, kolego. Mylisz się. W piątek siłkę okupują uber-chujki, totalne nołlajfy, ludzie bez życia, dla których to miejsce jest drugich domem. Ludzie, którzy potrafią wykonać to przerażające ćwiczenie, gdzie podciągasz się na drążku i robisz skręty, jakby twoje ciało nic nie ważyło. Ludzie, którzy zapieprzają na maszynie do wiosłowania przez bite 30 minut i nie robią ani jednej przerwy, nawet po to, żeby napić się wody. Nie chcę przy nich ćwiczyć! Mógłbym być teraz w barze, ale zamiast tego próbuję ukryć się za bieżniami, żeby być jak najdalej od tych pieprzonych terminatorów.
SIŁOWNIA TO NAJMNIEJ SEKSOWNE MIEJSCE ŚWIATA, A I TAK MYŚLISZ O SEKSIE
Siłownia jest tak cholernie nieseksowna, że aż trudno w to uwierzyć. To pomieszczenie pełne postękujących typków w dziwnych ciuchach. A mimo to, może przez unoszące się w powietrzu feromony i wszechobecny swąd potu, połączone z dużą liczbą półnagich ciał w seksownie opinających się strojach, siłownia dziwnie wpływa na libido. To trochę jak kąpanie się nago w błocie – nie ma w tym nic seksownego, ale jednocześnie trudno się temu oprzeć.
Więcej na VICE: