Artykuł pierwotnie ukazała się na Broadly
Za dużo przyjemności – i za mało lubrykantu – może mieć naprawdę nieprzyjemne konsekwencje. Jeżeli nie wierzycie, zapytajcie jakiegokolwiek kolesia, który tak się przyzwyczaił do swojego żelaznego uścisku podczas masturbacji, że teraz nie potrafi dojść w trakcie normalnego stosunku (taki problem doczekał się nawet własnej nazwy: death grip syndrome).
Videos by VICE
Nic dziwnego, że wiele z nas się zastanawia, czy zbyt częste korzystanie z wibratora może mieć podobne konsekwencje. Kobiecy orgazm to dziwna i potężna sprawa. Wiadomo, że potrafimy go osiągnąć pod wpływem najróżniejszych i najdziwniejszych bodźców, poczynając od roślin z rodziny dyniowatych, a kończąc na mitycznej nucie, która rzekomo ma wywołać u nas natychmiastowy orgazm. Jednak czy ciągłe stymulowanie łechtaczki wibracjami może ją znieczulić do tego stopnia, że gadżety przestaną być jedynie przyjemnym dodatkiem i staną się elementem niezbędnym do osiągnięcia orgazmu?
„Używanie wibratora nie uszkodzi twojej pochwy” – mówi seksuolożka Sarah Berry, po czym dodaje: „ale może ją trochę uniewrażliwić, zwłaszcza jeśli zafundowałaś sobie dłuższą sesję”. Wspomina też, że wiele pacjentek przychodzi do niej z podobnymi obawami. Jak na Brytyjkę przystało, w takiej sytuacji Berry doradza im wypicie filiżanki herbaty.
„Jeżeli twoja łechtaczka stała się już nieczuła na dotyk, najlepiej po prostu chwilę poczekać, napić się herbaty i dopiero potem znowu zacząć” – wyjaśnia. Nie należy się jednak niczego obawiać: po pewnym czasie łechtaczka wróci do żywych. Wystarczy, że na trochę dasz sobie spokój z wibratorem, a szybko odzyskasz w niej czucie.
Tylko dobre rady. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco
„Jeżeli za każdym razem używasz najintensywniejszego ustawienia w wibratorze, po pewnym czasie rzeczywiście możesz odkryć, że potrzebujesz bardzo silnej stymulacji, żeby dojść, zarówno podczas masturbacji, jak i stosunku” – ostrzega Berry. „Trzeba jednak zaznaczyć, że możesz na nowo wytrenować swoje ciało tak, aby reagowało na delikatniejszy dotyk”.
Reasumując: przede wszystkim przestań katować swoją łechtaczkę tak intensywnymi wibracjami albo wręcz rozważ przerzucenie się na jazdę na ręcznym. Jeżeli wybierzesz drugą opcję, pamiętaj, żeby używać lubrykantu. (Każdy edukator seksualny, z którym rozmawiałam, uwielbia lubrykanty za to, że znacząco potęgują doznania). Na pewien czas zapomnij w ogóle o dochodzeniu.
„Odpręż się trochę i poznaj swoją waginę” – doradziła Berry. „Istnieje tam wiele miejsc, których stymulacja wywołuje dużą przyjemność. Jeżeli za szybko osiągasz orgazm, może nawet bez fazy plateau, albo odnosisz wrażenie, że dojście wymaga od ciebie bardzo dużo skupienia (a jakakolwiek chwila nieuwagi skutkuje powrotem do punktu wyjścia), spróbuj trochę zwolnić. Popieść okolice łechtaczki, pomyśl o czymś seksownym. Może się okazać, że taki orgazm, a nawet sama droga do niego, będą znacznie przyjemniejszym i bardziej odprężającym doświadczeniem niż twoja normalna rutyna”.
Ogólnie rzecz biorąc, weź na wstrzymanie i przestań fiksować się na błyskawicznym orgazmie. Pamiętaj, że podobnie jak w związkach, pokonanie psychologicznego przywiązania bywa znacznie trudniejsze, niż poradzenie sobie z fizycznym uzależnieniem (tyle że w tym wypadku chodzi o wibrator, a nie o partnera lub partnerkę).
„Jeżeli wmówisz sobie, że bez pomocy wibracji nie uda ci się osiągnąć orgazmu, rzeczywiście poczujesz się przytłoczona koniecznością zabawy bez gadżetu” – tłumaczy doradczyni psychoseksualna Kate Moyle. „Musisz uwierzyć, że możesz dojść bez swojego wibratora”.
Moyle próbuje ci powiedzieć, że nie potrzebujesz kawałka plastiku na baterie. „Z fizycznego punktu widzenia nie ma żadnego powodu, żebyś nie mogła dojść w ten sposób. Jedynie twój brak wiary może temu przeszkodzić – podobnie jak w innych sytuacjach, wiara we własne możliwości to postawa. Bez niej będziesz się sama podświadomie sabotować”.
Tłumaczenie: Zuzanna Krasowska
Więcej na VICE: