FYI.

This story is over 5 years old.

praca

Ludzie opowiadają o swoich najdziwniejszych dorywczych pracach

„Przez rok opiekowałem się telewizyjnymi wróżbitami w Budapeszcie”

Ach, prace dorywcze. Pieniądze za mycie naczyń w pobliskiej knajpie dostawałeś do ręki, a do tego bez problemu mogłeś zakosić flaszkę wódki i zabrać ją na domówkę kolegi. Zostałeś zwolniony z posady kelnera, bo zapomniałeś, że klient chciał, żeby jego pikantne skrzydełka zrobić dodatkowo pikantne, ale nie nazbyt dodatkowo pikantne, bo był „uczulony na bardzo, bardzo pikantne". Na własnej skórze przekonałeś się, że niezależnie od tego, ile będziesz zarabiał, dziewczynom i tak nie spodoba się facet, który przez cały dzień stoi przebrany za olbrzymią kanapkę i rozdaje ulotki.

Reklama

Jednak kiedy ostatnim razem potrzebowałeś trochę dodatkowej gotówki, zapewne nie przyszło ci na myśl, że równie dobrze mógłbyś zająć się czymś ciekawym, na przykład dzierganiem sweterków z logiem Supermana dla pingwinów albo robieniem makijażu krowom. Porozmawialiśmy z kilkoma osobami z całego świata, które stanowią żywy dowód na to, że dorywcze fuchy wcale nie muszą być nudne.

Karmen*, 25 lat, pracownica opieki społecznej z Niemiec, stylizowała krowy podczas sesji zdjęciowych

Zdjęcie dzięki uprzejmości Karmen

VICE: Co sprawiło, że w wolnym czasie zajęłaś się stylizacją krów?
Karmen: Moja siostra już wcześniej pracowała w tej „branży" i kiedyś potrzebowała pomocy. Uznałam, że to będzie łatwizna, ponieważ dorastałam na farmie i wiem, jak obchodzić się z krowami.

W jaki sposób upiększa się krowy?
Podróżujemy całym zespołem, razem z fotografem, po różnych farmach w naszym regionie i szukamy krowich modelek. Kiedy krowa zostaje wybrana – przy różnych zleceniach mamy inne standardy i wytyczne – czyścimy ją, wybielamy białe plamy na jej ciele mąką oraz przycinamy i czeszemy włosy z ogona. Ogólnie robimy wszystko, żeby była jeszcze ładniejsza. Wiele z sesji przeprowadzamy dla kalendarzy specjalizujących się w zdjęciach krów. Szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, co czyni krowę piękną. Dla mnie krowa to po prostu krowa, ale istnieją ludzie, których praca polega właśnie na tym, żeby dostrzec tę różnicę.

Bałaś się krów?
Nie, bo wychowałam się na wsi. Jednak każda krowa może inaczej zareagować na ludzi; niektóre kopią, gdy są zdenerwowane. Zarobiłam w ten sposób kilka siniaków, ale to najgorsze, co się stało.
– wysłuchała Nora Kolhoff

Reklama

Lyn, 60 lat, recepcjonistka z Australii, robi na drutach swetry dla pingwinów, które ucierpiały w wyniku wycieków ropy naftowej

Zdjęcie dzięki uprzejmości Lyn

VICE: Cześć Lyn, a więc dziergasz swetry dla pingwinów?
Lyn: Dokładnie tak. Wszystko zaczęło się 17 lat temu. Pracuję jako recepcjonistka Phillip Island Nature Park w Wiktorii w południowo-wschodniej Australii, gdzie opiekujemy się chorymi pingwinami i je leczymy. W 2000 roku nastąpił szereg naprawdę poważnych wycieków ropy. Nawet niewielka kropla ropy potrafi przedostać się przez wodoodporne pióra ptaka i sprawić, że lodowata woda wejdzie w bezpośredni kontakt z ich skórą. Mogą się utopić albo umrzeć z zimna. Do tego w takiej sytuacji panikują, nie jedzą, a jeśli uda im się dostać na wybrzeże, toksyczna ropa trafia do ich organizmów, bo próbują oczyścić pióra swoim dziobem.

Próbowaliśmy różnych sposób, by powstrzymać je przed czyszczeniem piórek i jednocześnie zapewnić im ciepło podczas powrotu do zdrowia, ale problem dotyczył setek ptaków. Wtedy jedna z lekarek zobaczyła w gazecie wzór, który wymyślono dla innych ptaków wodnych. Wraz z przyjaciółką tak go przerobiły, że zaczął pasować na malutkie pingwinki.

Ile swetrów już zrobiłaś?
Prawdopodobnie około 300. Ponieważ był to tak genialny pomysł, nie musieliśmy się nawet szczególnie starać, aby wieść się rozeszła – dosyć szybko dostaliśmy tysiące wiadomości od chętnych, którzy chcieli nam pomóc. Potrzebowaliśmy wielu lat, aby przejrzeć wszystkie swetry, które przysłano nam pocztą. Od 2001 roku nie mieliśmy żadnego poważnego wycieku ropy, ale zachowaliśmy wszystkie kubraczki, jako że na wybrzeże do dzisiaj od czasu do czasu przypływa pingwin pokryty ropą.

Reklama

Jak długo robi się jeden sweter?
Zazwyczaj zajmuje mi to kilka wieczorów po pracy. Jednego dnia robię na drutach przód, drugiego tył, a potem to zszywam. Im więcej wzorów, tym lepiej; bardzo słodko wtedy wyglądają. Wyszyłam kiedyś strój Supermana, a także koszulki z nazwami różnych drużyn piłkarskich. Kiedyś nawet udało mi się zrobić Elvisa: strój miał postawiony kołnierzyk i pelerynę. Był przeuroczy.

– rozmawiała Liberty Lawson

Ana, 24 lat, pisarka z Serbii, była instruktorką seksu

Zdjęcie dzięki uprzejmości Any

VICE: Jak zostałaś instruktorką seksu na pół etatu?
Ana: Pracowałam w Belgradzie z paroma australijskimi „artystami uwodzenia". Wspólnie uczyliśmy wstydliwych i nieprzystosowanych społecznie facetów, jak porozmawiać z kobietami. Kilka tygodni później poprosili mnie, abym prowadziły warsztaty o seksie w „seksualnym lochu", który wynajęli w Barcelonie.

Czy musiałaś uprawiać seks z uczniami? Ilu trenerów tam było?
Nie, nie musiałam. W sumie były tam cztery trenerki, dwie osoby pokazujące tajniki BDSM i dwóch artystów uwodzenia, a to wszystko tylko dla czterech uczniów. Uczyliśmy facetów, jak dominować w łóżku: w jaki sposób odgrywać role w sypialni, a także jak dawać klapsy i biczować kobiety podczas seksu. Uczestniczyli również w zajęciach poświęconych terapeutycznym i zmysłowym masażom oraz seksowi tantrycznemu. To było niezwykle intensywne doświadczenie, ale sprawiało mi to wtedy dużo frajdy.

Co najważniejsze, organizatorzy zadbali o to, aby ciągle przypominać uczestnikom, że na seks muszą wyrazić zgodę wszystkie zainteresowane osoby. Uczniowie przed każdym ćwiczeniem obowiązkowo upewniali się, że ją dostali, a do tego ćwiczyli, jak pytać o nią w trakcie różnych potencjalnych sytuacjach. Wszyscy ustalaliśmy sobie jakieś hasło bezpieczeństwa i sygnały ostrzegawcze, ale nigdy nie musiałam ich użyć.

Reklama

Jacy byli ci tamci faceci?
Zdecydowanie nie przypominali nieśmiałych kolesi, z którymi wcześniej pracowałam – świetnie odnajdywali się w towarzystwie i zdawali się nie mieć żadnych problemów z uwodzeniem kobiet. Po prostu chcieli nauczyć się kilku sztuczek, które poprawiłyby ich życie erotyczne.

– VICE Serbia

Tage, 20 lat, student z Danii, pracował jako striptizer specjalizujący się pokazach o tematyce śniadaniowej

Zdjęcie dzięki uprzejmości Tagego

VICE: Ile miałeś lat, kiedy zająłeś się striptizem?
Tage: Zacząłem pracować jako striptizer do wynajęcia w wieku 18 lat. Występowałem przede wszystkim na wieczorach panieńskich, ale również na większych przyjęciach dla sporych grup kobiet. Zawsze starałem się, aby było to niezwykłe doświadczenie dla przyszłej panny młodej, ale jednocześnie upewniałem się, że reszta również się dobrze bawiła.

Tematyka twoich pokazów była nieco… dziwna.
Ha, to prawda. Po duńsku „Bolle" oznacza i „bułkę" i „jebać się", więc mój pseudonim artystyczny – Morgenbollefyr, czyli zarówno poranna bułeczka, jak i poranny jebaka – był zabawną dwuznacznością. Pokaz polegał na tym, że po striptizie piekłem z kobietami pieczywo na śniadanie, więc zazwyczaj wynajmowano mnie w godzinach porannych. Całość zajmowała około godziny, więc mogłem mieć jedną rezerwację na 9, potem kolejną na 11, a czasem udawało mi się nawet kogoś wcisnąć na 13. Za jedną godzinę brałem 1200 koron duńskich (prawie 700 złotych).

Reklama

Tylko ciekawe historie. Polub fanpage VICE Polska i bądź z nami na bieżąco


Używałeś rekwizytów?
Oczywiście, wszelkiego rodzaju. Zlizywałem Nutellę i zjadałem owoce z ciał gości. Zasadniczo próbowałem troszeczkę nagiąć zasady, jednocześnie nie łamiąc prawa. Kiedy kończyliśmy piec, oddzielałem pannę młodą od grupy i zabierałem ją do kuchni. Stawałem za nią i myłem jej ręce, jednocześnie szepcząc do ucha różne pikantne rzeczy. Najbardziej zależało mi na tym, żeby stworzyć nastrojowy moment.

Czy zdarzyła się kiedyś jakaś kłopotliwa sytuacja? Czy kiedykolwiek byłeś napastowany seksualnie?
Tak, pamiętam to bardzo wyraźnie. Nie bez powodu był to mój ostatni pokaz. Kiedy dotarłem do tamtego mieszkania w Kopenhadze, stanąłem naprzeciwko siedmiu czy ośmiu kobiet po pięćdziesiątce. Kiedy tylko przekroczyłem próg, zażądały, żebym chodził jedynie w fartuchu. Dopiero co skończyłem 18 lat i myślałem, że sobie żartowały, więc się roześmiałem. Okazało się jednak, że mówiły na poważnie. Musiałem im wyjaśnić, że nie tak to działa. Przez resztę pokazu matka panny młodej, która miała jakieś 70 lat, cały czas łapała mnie za ramię i proponowała, żebym poszedł z nią do łazienki. To była najdłuższa godzina mojego życia.

– wysłuchał Alfred Maddox

Maciek Piasecki, 28 lat, redaktor VICE Poland, opiekował się telewizyjnymi wróżbitami

Zdjęcie dzięki uprzejmości Maćka

VICE: Na czym polegała twoja fucha?
Maciek: Kojarzysz te programy telewizyjne, w których ludzie dzwonią do studia, żeby ktoś im przepowiedział przyszłość? Cóż, ja zajmowałem się wróżbitami. Robiłem wszystko: zatrudniałem ich, uczyłem, jak mówić przed kamerą, a nawet pilnowałem, żeby się w ciągu dnia nie upijali. Nie miałem pewności, czy naprawdę wierzyli, że mają dar, czy po prostu kłamali, żeby zarobić trochę kasy. Większość z nich zdawała się raczej prostymi ludźmi, więc lubię myśleć, że naprawdę chcieli pomagać innym.

Reklama

Co sprawiło, że zacząłeś tam pracować?
Miałem 19 lat i właśnie straciłem pracę w lokalnej, warszawskiej stacji telewizyjnej. Czułem, że moje studia daleko mnie nie zaprowadzą, a jednocześnie moją wymarzoną karierę dziennikarza mogłem realizować praktycznie z dowolnego miejsca. Dlatego też, kiedy zaoferowano mi pracę dla firmy telewizyjnej w Budapeszcie, przyjąłem ją od razu, bez pełnej świadomości tego, co dokładnie będzie ona obejmować.

Jakie były najlepsze i najgorsze rzeczy w tamtej robocie?
Dobrze zarabiałem i do tego miałem możliwość mieszkania w niesamowitym mieście, ale sama praca była beznadziejna. Później zatrudniono mnie przy grach telewizyjnych, które okazały się kompletnymi oszustwami – okradali naiwnych ludzi z ich pieniędzy. Z dumą mogę powiedzieć, że byłem w tym beznadziejny i najprawdopodobniej ocaliłem kilka osób przed sporymi stratami. Poczułem olbrzymią ulgę, kiedy mnie zwolniono.

wysłuchał Paweł Mączewski

Inga*, 23 lata, studentka z Niemiec, w wolne dni biegała na bieżniach podczas targów fitness

VICE: Jak długo musiałaś biegać podczas jednego dnia?
Inga: Pracowałam osiem godzin dziennie, a podczas bardziej ruchliwych okresów miałam co 10 minut sprintować. Wraz z upływem czasu targi się wyludniały, więc po południu nie musiałam się już tak dużo ruszać.

Jak szybko trzeba było biegać?
Nieustannie sprintowałam, ponieważ klienci musieli zobaczyć, jaką szybkość pozwalała osiągnąć bieżnia. Aczkolwiek pojawiali się ludzie, którzy kazali mi szybko biegać tylko dlatego, że uważali to za zabawne.

Reklama

Zrobiłabyś to jeszcze raz?
Zdecydowanie. Chociaż spędzenie dnia na bieganiu i rozmawianiu z klientami jest dosyć męczące, poznałam wtedy mnóstwo fajnych osób.

wysłuchała Nora Kolhoff

Claire*, 21 lat, studentka z Wielkiej Brytanii, od czasu do czasu pracuje jako modelka Shibari

Zdjęcie dzięki uprzejmości Claire

VICE: Kim jest modelka Shibari?
Claire: Shibari to japońska sztuka wiązania, dosyć niszowa, ale pozostaje bardzo popularna w londyńskich kręgach BDSM i pośród osób, które interesują się erotyką. W moim przypadku instruktor używa mnie jako modelki podczas nauki prawidłowych technik wiązania. Grupy mają po 10-30 osób. To ceniony profesjonalista, który zajmuje się różnymi metodami krępowania, ale Shibari to jego specjalność. Mówimy tutaj o niezwykle skomplikowanej formie sztuki; nie wystarczy kupić sznura w supermarkecie i związać partnera. To drogie i czasochłonne hobby, nie wspominając o tym, że bardzo niebezpieczne. Łatwo uszkodzić nerwy albo złamać kość, jeśli nie robi się tego prawidłowo, więc wszyscy traktują to bardzo poważnie.

Gdzie organizuje się zajęcia z Shibari?
Każde wydarzenie odbywa się w prywatnym mieszkaniu. Wszyscy, którzy biorą udział w warsztatach, mają doświadczenie z różnymi formami erotyki, więc panuje bardzo niezobowiązująca atmosfera. W domu znajduje się specjalnie przystosowany do tego pokój, w którym na suficie zamontowano haki, a podłogę wyłożono materacami na wypadek, gdybym spadła. Zajęcia zajmują czasem nawet pięć godzin, ale dostaję 30 funtów (140 złotych) za godzinę, więc nie narzekam. Nigdy nie wiszę więcej niż 15 minut bez przerwy, bo inaczej pojawiłyby się problemy z krążeniem. Biorę w tym udział już od roku. Czasem mam kilka zajęć tygodniowo, a czasem między sesjami mija miesiąc.

Reklama

Jak zaczęła się twoja przygoda?
Spędzałam wieczór w klubie, który przyciąga tzw. kink scene, czyli ludzi zainteresowanych różnymi praktykami erotycznymi i seksualnymi. Nagle zaczęłam gadać o tym z jakimś facetem. Na początku brzmiał trochę dziwnie, ale szybko zdałam sobie sprawę, że uważał to za formę sztuki, co mi się bardzo spodobało.

Pociąga mnie seksualny aspekt Shibari, ale nasze pokazy nie mają takiego charakteru – na zajęcia atmosfera jest wręcz kliniczna. To równie seksowne, co kurs szydełkowania.

– wysłuchał Patrick Heardman

*Imię zostało zmienione, aby chronić prywatność rozmówcy


Więcej na VICE: