Wszystko czego słuchasz to syf

FYI.

This story is over 5 years old.

muzyka

Wszystko czego słuchasz to syf

Udowodnię ci, że wszystko to marność

Zdjęcie: Flick/Dan Markeye

Kiedy nie tak dawno po raz kolejny pogubiłem się w meandrach internetu, moim oczom ukazał się krótki wywiad z Coreyem Taylorem. To wokalista kompletnie przebrzmiałego Slipknota i pieśniarz w kapeli Stone Sour, która nawet nie doczekała momentu, by ktoś pamiętał jej lepsze dni. W rozmowie zapytano go, czy podtrzymuje swoje wcześniejsze zdanie, że przez istnienie popu wstydzi się być piosenkarzem, tekściarzem i wciąż nie zna recepty, jak temu zaradzić. Przytaknął, dodając, że gdy jego dzieci słuchają czegoś, co teraz uchodzi za muzykę popularną, czuje się, jakby jego ciało żądliło tysiąc pszczół, jednocześnie.

Reklama

Mocne słowa jak na kogoś, kto przez kilka ostatnich lat dawał koncerty w masce przypominającej kibel bez deski. Ale koła na nowo nie odkryjesz, Corey. Bo jak się uprzeć, to można przypierdolić się do wszystkiego; zwłaszcza z pozycji truskula, którego „moje jest najmojsze", a reszta to gówno i popelina. Tak długo, jak będzie istniała muzyka, tak długo ktoś będzie ją jebał. Z tą różnicą, że obecne czasy wydają się temu sprzyjać. Dlaczego? Bo to czasy permanentnej kontestacji, można powiedzieć wszystko, nie ma świętości, a autorytety się rozmyły lub już nie żyją.

Codziennie jesteśmy bombardowani tak ogromną ilością muzyki, że często nie potrafimy dać jej szansy i doszukać się perełek w morzu miernoty. Era post-prawdy, słowa 2016 roku, sprzyja doktrynie „nie znam się, to się wypowiem". A w myśl tego „zrecenzować" można absolutnie wszystko. Na przykład gatunki muzyczne, których słuchamy.

Pop?

Tegoroczny występ Lady Gagi na Super Bowl przypomniał mi, że dawno nie byłem w cyrku, a tej muzyki nie powinno się puszczać poza centrum handlowym. Niech pop pozostanie tłem przy zakupie prawie identycznych szmat, uszytych gdzieś w chińskich hangarach. Pora spojrzeć prawdzie w oczy – czasy, w których pop miał jakąkolwiek godność przeminęły, na długo, zanim Madonna postanowiła obalić rząd Donalda Trumpa, a młodzi chłopcy wciąż przyjeżdżali nocować w Neverlandzie Jackosna. Relatywnie ciekawie było jeszcze, gdy Britney Spears przeżywała swoje załamanie nerwowe. A co nam zostało w Polsce – Xxanaxx? Przynajmniej się nie kryją, czego potrzeba do słuchania ich muzyki. A może Podsiadło, którego najlepszy kawałek nagrał do reklamy alko? Pozostaje poczekać na nominacje kandydatów do Eurowizji, istnego jarmarku cudów w obsłudze autotune'a, gdzie godnie wyślemy Zenka Martyniuka – barda kraju, który stoi.

Rock?

To kolesie, którzy po prostu nie wiedzą, kiedy odejść – tak samo od swojego wyświechtanego wizerunku macho-bikera, jak i od grania w ogóle. Wyjątkiem w temacie outfitu jest gitarzysta AC/DC, który od lat 70. chodzi w ciuchach 14-latka. A tak po za tym Judas Priest robi trasę pożegnalną jakoś co 2 lata od 20 lat. Ostatecznie, gdy któryś z tych artystów opuści ten padół goryczy, okazuje się, że tak naprawdę to WSZYSCY kochali jego muzykę. Fani4Life. Tak było z Bowie'em, tak było z Princem. Tak będzie z następnymi. Zastanawiam się, czy to samo miałoby miejsce też w Polsce? Pewnie tak, jako że mamy tak duży deficyt rocka w kraju, że gdyby na następnej płycie Kazika, kuce dostałyby deklamacje książki telefonicznej i tak krążek zdobyłby platynę. Tak wielki deficyt, że nie ma w tym kraju prawa, które zabroniłoby Roguckiemu pisać kolejne teksty. A IRA wciąż gra koncerty. Tak wielki deficyt.

Reklama

Punk?

Punk stał się częścią hiperkonsumpcjonizmu, marką, którą możesz na siebie nałożyć w sklepie z modnymi ciuchami. Brud się skomercjalizował, a Punk is Dead. Jeżeli jeszcze tego nie kumasz, pewnie wciąż siedzisz na wychłodzonym skłocie, planując, jak obalić ten system lub właśnie wracasz z sieciówki w nowej koszulce z A w kółeczku. Zgól tego irokeza i przestań się wygłupiać, nikt nie traktuje cię poważnie, jeżeli wciąż siedzisz na Starówce i zbierasz od przechodniów na „jedno piwko, mistrzu", kiedy twój ziombel brzdąka jakieś smuty na rozstrojonym akustyku.

Metal?

Śmieszą mnie metalowi puryści, niemogący pogodzić się z ewolucją tego gatunku, przez co zaloopowali swoje playlisty na krążkach kapel sprzed 20 lat, o których nikt nie słyszał i każdy ma w dupie. Narzekać na to nie mogą chyba fani thrash metalu (to ci, którzy nie potrafili nawet nazwać swojego gatunku bez ortograficznego błędu), gdzie nowa fala thrashu, brzmi dokładnie jak stara fala thrashu. Zabawniejsi są chyba tylko kolesie, którzy z nieprzymuszonej woli słuchają Manowarów i innych typów, dla których Gra o Tron to film dokumentalny – najlepszy od czasów Conana Barbarzyńcy. Dalej w tej karuzeli śmiechu są już tylko black metalowcy, dla których nic nigdy nie będzie wystarczająco tru, ale wisienką na torcie musi tu być nu-metal! O człowieku, fanfary dla tej bandy białych dzieciaków z dredami i w skejtowskich porach, którym ktoś wmówił, że trzy akordy i jeden refren wystarczą, by nagrać całą płytę.

Gotyk?

Najlepsza muzyka na potańcówkę w piwnicy, na cmentarzu lub pośród ruin zamku w Sochaczewie, czy innym Bolkowie. Pod białym makijażem na twarzy, świetnie kontrastującym z peleryną Draculi, goci pragną jedynie akceptacji od społeczeństwa. Są przekonani o tym, że ich życie jest formą artystycznego wyrazu, kiedy po prostu lubią oglądać filmy Tima Burtona i tupać w piwnicy do Closterkeller, czy The Sisters of Mercy.

Reklama

Ilustracja: Filip Zieliński. Więcej jego prac możesz zobaczyć na Instagramie

Hip-hop?

Czy to jeszcze można można nazwać muzyką, czy już tylko pretekstem do założenia własnej linii odzieżowej i przytulenia hajsu za product placement w swoich klipach? W dobie raczkującego kapitalizmu lat 90. słuchaliśmy, jak ci uliczni wierszokleci chcieliby się wzbogacić i jebać policję. Dzisiaj jeżeli nie pucują się ze splendoru, jaki dało im życie na blokowiskach, zapewne pierdolą o tym samym, co w latach 90. Nie ma już prawdziwej złości i sprzeciwu - zostały przechwałki, leniwe dissy na fejsie (patrzę na ciebie Kękę) i król Albanii, puszczany na potupajkach w gimnazjum. Ram pam pam!

R'n'B?

Nikt już nie słucha R'n'B.

Reggae?

Delegalizacja.

Ska?

Wybieram śmierć.

Folk?

Jakże bawią te wszystkie pocieszne mieszczuchy, słuchające Czerwonych korali albo innych Hej sokołów myśląc, że są fanami folku. Gatunek spopularyzowały u nas tacy giganci estrady, jak Golec uOrkiestra, Brathanki, czy Zakopower, gdzie trudno o wyraźniejszy sygnał od losu, że ta muzyka powinna leżeć gdzieś między starymi oscypami a skarpetami pijanego górala. Zawsze zostają jeszcze imprezki prastarych Słowian, którzy poczęstują cię wódką na Ślęży, a ty popatrzysz, jak pijani biją się ze sobą, puszczając z komórek Kasię Kowalską (patrz: Pop). Chcesz słuchać prawdziwego folku, jedź na wieś, i tam już zostań.

Jazz?

Jazz, czyli muzyka spopularyzowana wśród młodego pokolenia głównie dzięki grze Fallout, gdzie zapewne spotkałeś się z nią po raz ostatni. No bo komu chciałoby się dobrowolnie słuchać jakichś smutów na trąbce w akompaniamencie wysypywanych na perkusje kartofli. Tom Waits zaczynał kiedyś od jazzu, jeszcze w latach 70. – raczej nie bez powodu zmienił swój styl.

Muzyka poważna?

To niewątpliwa radość móc obcować z muzyką, której instrumenty nieraz pochodzą z epoki, gdzie ludzie mogli wyzywać się na pojedynki. Ich dźwięki potrzebują skupienia, więc jeśli nie potrafisz wytrzymać kilkudziesięciu minut występu bez zaglądania w telefon, bez robienia zdjęć lub nagrywania całości – nie zasługujesz na tę muzykę, a ona nie zasługuje na ciebie.

Techno?

Idealna muzyka do rąbania drewna lub wiosłowania na galerach – wybija rytm i nie zajmuje myśli.

Gabbery?