Dlaczego powinieneś zainteresować się sprawą Panama Papers

Fot. via Kremlin.ru

Sprawa Panama Papers, czyli wyciek 11,5 mln dokumentów zawierających szczegóły na temat prawdziwej działalności Mossack Fonseca – firmy prawniczej oskarżonej o pomoc w praniu pieniędzy i unikaniu podatków baronom narkotykowym, królom, prezydentom, oszustom finansowym, premierom, prezesom FIFA, znanym politykom oraz przynajmniej jednemu gwałcicielowi – to nie jakaś podrzędna afera.

33 klientów kancelarii trafiło na czarną listę rządu USA za podejrzenie uczestnictwa w podejrzanych interesach z meksykańskimi kartelami, organizacjami terrorystycznymi oraz krajami pokroju Korei Północnej i Iranu. Udostępnione dokumenty rzucają światło na tajemniczą kwotę 2 miliardów dolarów, z którymi coś wspólnego ma Władimir Putin. Inny klient tej samej firmy odegrał kluczową rolę w skandalu Watergate, a jeszcze kolejny został skazany za torturowanie i morderstwo amerykańskiego agenta zajmującego się walką z narkotykami.

Videos by VICE

Tak poważna sytuacja – Edward Snowden określił ją mianem „największego wycieku w historii dziennikarstwa” – jest odrobinę trudna do całkowitego ogarnięcia. Panama Papers to czysty obłęd, bez dwóch zdań, ale jaki ma to związek z wami?

Przeczytaj: Młodzi ludzie z całego świata mówią o swoich długach

Jeżeli mieszkasz w jednym z dwustu państw, które klienci Mossack Fonseca również wskazują jako swój dom – skoro to czytasz, to prawdopodobnie tak jest – to sprawa Panama Papers powinna cię interesować. Ta kancelaria pomagała w ukrywaniu pieniędzy, które inaczej zostałyby przeznaczone na szkoły, szpitale, budowę autostrad itp. Niektórzy z klientów tej firmy przewodzą niezwykle brutalnymi (i nielegalnymi) organizacjami. Wielu polityków korzystali z usług kancelarii do zatajania fortun i łapówek oraz unikania płacenia podatków. Wśród jej klientów znalazła się też trójka polskich milionerów.

Chwilę po wypłynięciu informacji, ludzie zaczęli komentować to w stylu „SZOK! Bogaci ludzie są zepsuci, a politycy skorumpowani. Dlaczego niby mam się ty przejmować?”. No cóż, powinieneś. Znajomość tych historii – o pochowanych milionach, korupcji, morderstwach, łapówkarstwie, potędze i zdradzie – jest kluczowa dla każdego z nas. Oto jak o wszystkim się dowiedzieliśmy i dlaczego powinno cię to obchodzić.

Przeciek

Nieco ponad rok temu anonimowy informator skontaktował się z niemiecką gazetą „Süeddeutsche Zeitung” (SZ) i przekazał jej masę dokumentacji firmy Mossack Fonseca, która specjalizuje się w sprzedaży zagranicznych spółek zarejestrowanych w rajach podatkowych na całym świecie. Informator nie chciał niczego w zamian. W mailu do gazety napisał, że chce jedynie „upublicznienia tych zbrodni”.

W ciągu kilku miesięcy SZ weszło w posiadanie plików z informacjami o łącznym rozmiarze 2.6 terabajta. Czasopismo podzieliło się tym z Międzynarodowym Konsorcjum Dziennikarzy Śledczych (ICIJ), umożliwiając tym samym ponad stu różnym czasopismom z ponad osiemdziesięciu państw swobodne przeglądanie ww. dokumentów. Po rocznym śledztwie wreszcie zaczęli pojmować schematy działania Mossack Fonseca. Okazało się, że kancelaria nigdy nie została pociągnięta do odpowiedzialności, chociaż miała więcej wspólnego z korupcją i łamaniem prawa, niż ktokolwiek inny.

Intryga

Zakładanie spółek za granicą [tzw. offshore companies – przyp. tłum.] nie jest nielegalne, przynajmniej nie z zasady. Natomiast korzystanie z nich w celu ukrywania przychodów, utrudniania śledztw oraz ochrony przestępców jest już jak najbardziej na bakier z prawem.

Oto jak to wszystko działa:

Osobnik – najczęściej za pośrednictwem kogoś zaufanego – płaci kancelarii Mossack Fonseca pieniądze za utworzenie dla niego spółki, która w rzeczywistości ma posłużyć za pralnie astronomicznych sum, czy to w gotówce, czy w obligacjach. Mossack Fonseca zakłada taką spółkę np. w Panamie (gdzie zarejestrowana jest główna siedziba kancelarii), na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych, bądź w jakimkolwiek innym „raju podatkowym” – czyli miejscu, w którym realny właściciel spółki może liczyć na pełną anonimowość, a rząd jego kraju (który z reguły nigdy nie dowiaduje się o takich machlojkach) nie będzie w stanie ściągnąć z niego podatku.

Z Polski dla Polaków. Polub nasz nowy fanpage VICE Polska

Powiedzmy, że jakiś polityk w ciągu roku zarabia legalnie 100 tys. złotych, ale dzięki różnym przychodom na boku (łapówki, nielegalne interesy itd.) wyciąga nawet milion. Jeżeli ulokuje te pieniądze w takiej spółce zagranicznej, będzie miał do nich nieograniczony dostęp bez konieczności odprowadzania podatku. Nawet jeżeli sprawa wypłynie, to dojście do takiego polityka jest niemożliwe, ponieważ spółka (na papierze) należy do kogoś innego, czyli osoby, którą podsunięto kancelarii Mossack Fonseca, jako prawnego właściciela, a w rzeczywistości pełniącej funkcję tzw. słupa. Pieniądze prane są na zasadzie lipnych transakcji. Kwity z Panamy rzucają światło na tysiące lipnych transakcji, milionowych opłat za „konsultacje” oraz ogromnych „rekompensat” za anulowanie kontraktów.

„To, czym zajmuje się ta kancelaria, to nie jest biznes” – tłumaczy w rozmowie z BBC Andrew Mitchell, prawnik oraz ekspert ds. prania pieniędzy. „To stwarzanie iluzji biznesu w celu ukrywania dochodów”.

Skandale

Na pierwszy strzał idzie Władimir Putin.

Jego przyjaciel z młodości, Siergiej Roldugin – wiolonczelista oraz ojciec chrzestny córki Putina – figuruje w dokumentacji jako właściciel masy zagranicznych spółek. Wszystkie zostały ustawione przez Mossack Fonseca i każda otrzymywała niezliczone wpłaty o wysokości dziesiątek milionów dolarów. Niemniej jednak to nie Roldugin czerpie profity z działalności tych spółek. Według dziennikarzy z ICIJ pieniądze płyną do najbliższych współpracowników Putina, a być może nawet do niego samego.

Sposób, w jaki wszystko się odbywa, jest bardzo sprytny. ICIJ pokusiło się o wyjaśnienie go w swoim raporcie za pomocą bardzo dobrego przykładu:

10.02.2011 nieznana firma o nazwie Sandalwood Continental Ltd. (zarejestrowana na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych) pożyczyła 200 milionów dolarów równie enigmatycznej firmie Horwich Trading Ltd. (zarejestrowanej na Cyprze).

Tego samego dnia Sandalwood przepisało prawo do odebrania długu (z odsetkami) na Ove Financial Corp. – tajemniczą firmę, która – jak się składa – również jest zarejestrowana na Brytyjskich Wyspach Dziewiczych.

Ove wykupiło to prawo za jednego dolara (cztery złote).

Pieniądze nie skończyły swej podróży w tym miejscu.

Jeszcze tego samego dnia Ove przepisało przepisane mu prawa do odebrania długu na panamską firmę International Media Overseas.

Ta transakcja również kosztowała dolara.

W przeciągu doby pożyczka czterokrotnie zmieniła właściciela, zwiedziła trzy państwa i dwa banki, dzięki czemu finalne wyśledzenie pieniędzy stało się niemożliwe. Sandalwood Continental zostało założone przez jednego z członków rady nadzorczej ulokowanego w Petersburgu Banku Rossija. Prezes tej instytucji znany jest jako „bankier” Władimira Putina.

Formalnym właścicielem International Media Overseas (czyli firmy, która przejęła prawo do pobierania odsetek z 200-milionowej pożyczki) jest koleżka Putina: Siergiej Roldugin.


Zobacz, jak robi się pieniądze na rządowej kasie:


Konkluzja: Ktoś z najbliższego otoczenia Putina wszedł w posiadanie 200 milionów za zaledwie dolara. To tylko jedna z kilkunastu transakcji Mossack Fonseca, jakie odkryli dziennikarze z ICIJ (wszystkie szacuje się na ponad 2 miliardy) i które mają związek z ludźmi będącymi „niewygodnie blisko” prezydenta Rosji. Dziennikarze sądzą, że te pieniądze mogły służyć za łapówki dla rosyjskiego rządu w zamian za wsparcie bądź drogie kontrakty. Wszystko sprowadza się do jednego, prostego słowa: korupcja.

Sprawa FIFA jest jeszcze bardziej popieprzona, jeżeli spojrzymy na jej powiązania z Mossack Fonseca. Czterech z 16 oskarżonych przez USA oficjeli tej organizacji korzystało z usług Mossack Fonseca w celu zakładaniu zagranicznych spółek. Pedro Damiani, członek komisji FIFA pracował dla zagranicznych spółek (założonych przez kancelarię MF), które były powiązane z wiceprezesem organizacji Eugenio Figueredo – kolesiem oskarżonym w maju zeszłego roku o defraudację, pranie pieniędzy i machlojki finansowe. Damiani nie miał prawa nie wiedzieć, że Hugo i Mariano Jinkis – ojciec i syn, którzy mieli wręczać milionowe łapówki szefom FIFA w zamian za prawa do transmitowania meczów w Ameryce Południowej – dokonywali nielegalnych czynności. Sprawą Damianiego zajmuje się właśnie komisja ds. etyki, którą wcześniej przewodził.

Premier Islandii posiadał kiedyś spółkę zagraniczną (założoną oczywiście przez Mossack Fonseca), która posiadała pakiet większościowy w kilku większych islandzkich bankach, które po jakimś czasie upadły. Piszemy „kiedyś”, ponieważ sprzedał udziały swojej żonie za jednego dolara. Nie wiadomo, czy premier Sigmundur Gunnglaugsson postąpił niezgodnie z prawem, ale wiadomo, że on i jego rząd negocjowali ugody z bankami, w których miał udziały. Po wypłynięciu Panamskich Kwitów premier został poproszony o ustąpienie ze stanowiska.

Każdy skandal opisany w tych dokumentacjach jest równie trudny (jeżeli nie jeszcze trudniejszy) do zrozumienia, co afera z Putinem. Jeżeli jesteście zainteresowani tym całym burdelem, odsyłamy was na stronę https://panamapapers.icij.org/ICIJ.

Premier Islandii Sigmundur Gunnlaugsson.

Podsumowanie

Wyliczenie wszystkich tych skandali zajęłoby kilka dni i wymagałoby opisania nie do końca jasnych interesów premiera Pakistanu, króla Arabii Saudyjskiej, dzieci prezydenta Azerbejdżanu, syna byłego prezydenta Egiptu Husniego Mubaraka, ośmiu członków chińskich organów władzy, a nawet podejrzanych biznesów Jackie Chana, ale na chwilę obecną powinniście zadowolić się cyferkami, które wam przedstawiliśmy.

Panama Papers odkryły 61 nazwisk członków rodzin królewskich oraz polityków, którzy korzystają z usług Mossack Fonseca. Kancelaria pomagała w ukrywaniu miliardów dolarów, które w przeciwnym wypadku musiałby zostać opodatkowane. To samo biuro robiło interesy z ludźmi, którzy czerpali swoje monstrualne dochody na śmierci innych i uniemożliwiało odsyłanie tych pieniędzy do poszkodowanych, czyli wdów i sierot. Cały proceder trwał niezmiennie od 40 lat, aż do momentu, w którym anonim postanowił skontaktować się z „Süeddeutsche Zeitung”.

Od nadmiaru informacji robi nam się niedobrze. Każdego dnia jesteśmy atakowani przez setki reklam, które krzyczą z bilbordów, telewizorów i ekranów komórkowych. W przeciągu ostatnich sześciu miesięcy opublikowano tyle muzyki, że nie bylibyśmy w stanie jej przesłuchać, nawet gdybyśmy poświęcili na to resztę życia. Toniemy w nagłówkach, natomiast przepływ informacji jest tak obfity, że próba zgłębienia całości okazuje się bardzo wyczerpująca.

Panamskie Kwity nie są najprostsze do całkowitego zrozumienia (i tak prawdopodobnie zostanie przez następną dekadę). Ogarnięcie wszystkiego zajmie sporo czasu nawet dziennikarzom, którzy mają do nich swobodny dostęp, ale cała historia jest jak warta pochylenia się nad nią, ponieważ w przeciwieństwie do wielu innych spraw, które zalewają nasz świat, ta ma związek z każdym z nas.