Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE Germany
Między Rosją i Zachodem od dawna panują dość napięte stosunki. Wydaje się, że praktycznie co miesiąc pojawiają się nowe doniesienia o międzynarodowych konfliktach – niezależnie, czy chodzi o wpływanie na wyniki wyborów w innych państwach, plotki o taśmach, na których obecny prezydent USA rzekomo bawi się w „złoty deszcz” z rosyjskimi prostytutkami, oskarżenia o doping oraz o otrucie byłego szpiega, czy udzielenie przez Putina poparcia oskarżanemu o ludobójstwo prezydentowi Syrii Baszarowi al-Assadowi.
Videos by VICE
Jednak w tym roku Rosja ma szansę chociaż trochę ocieplić swój wizerunek – od 14 czerwca do 15 lipca odbywają się w niej Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Z tego powodu zjadą się tam ludzie ze wszystkich kontynentów (szacuje się, że będzie to ponad milion osób), a miliardy będą oglądać to w telewizji.
Chociaż od wielu lat mieszkam w Niemczech, kilka tygodni temu pojechałem do Rosji, mojej ojczyzny, aby zobaczyć, jakie panują tam nastroje. Chociaż żyjemy w jednych z najspokojniejszych okresów w historii, niewiele rzeczy budzi w ludziach równie wielkie emocje, co sport. Biorąc pod uwagę idący z nim w parze nacjonalizm, nikt nie wie, co może się wydarzyć w Rosji.
Pierwszym moim przystankiem była Moskwa, siedziba Władimira Putina, który za wszelką cenę stara się zantagonizować jak najwięcej zachodnich przywódców. Zaledwie kilka miesięcy temu rosyjski prezydent uzyskał 77-procentowe poparcie w wyborach prezydenckich, w których tak naprawdę nie miał żadnego konkurenta – jego jedyny poważny przeciwnik, opozycjonista Aleksiej Nawalny, nie mógł wystartować w wyborach. Większość mediów pozostaje własnością państwa, a według Reporterów bez Granic pod względem wolności prasy Rosja zajmuje obecnie 148. miejsce na świecie.
Jak każdy inny gospodarz w historii Moskwa za wszelką cenę próbuje ukryć swoje wady, tym samym pozbawiając miasta wszystkiego, co nadaje mu charakter. Strefy dla kibiców zostały posprzątane, a miejskie marszrutki – barwne miejskie busiki – dostały zakaz jeżdżenia po ulicach aż do czasu zakończenia imprezy.
Jednak w dniu mojej wizyty również nie zobaczyłem żadnej marszrutki. Byłem tam 9 maja, czyli w Dniu Zwycięstwa, kiedy całe miasto świętuje poddanie się nazistów w „wielkiej wojnie ojczyźnianej” – czyli II wojnie światowej.
Putin obserwował z Kremla, jak żołnierze i czołgi zmierzały w kierunku Placu Czerwonego, a myśliwce Sił Powietrznych rozpylały na porannym niebie dymy w kolorach rosyjskiej flagi.
„Istnieją ludzie, którzy aktywnie starają się umniejszyć rolę naszej wspaniałej ojczyzny w pokonaniu faszyzmu” – powiedział później Putin w swoim orędziu. „Nie pozwolimy na to!”. Ton przemówień z okazji Dnia Zwycięstwa zwykle jest bardziej pojednawczy i podkreśla raczej wspólną rolę społeczności międzynarodowej w walce z nazistami. Ale nie w tym roku.
Z jego wystąpienia jasno wynikało, że Putin czuje się równie bezpiecznie i pewnie na swoim tronie, co zawsze, ale w tym roku dołączyli do niego premier Izraela Binjamin Netanjahu i serbski prezydent Aleksandar Vučić. W ciągu ostatnich kilku miesięcy Putin starał się podkreślić, że nie izoluje Rosji na arenie międzynarodowej, a bycie gospodarzem Mistrzostw Świata bez wątpienia mu w tym pomoże.
Tego dnia Moskwa wyglądała jak ucieleśnienie rządowej wizji idealnego lata. Był bardzo upalny dzień, nigdzie nie dało się zauważyć alkoholu, a do tego mnóstwo młodych ludzi udzielało się jako wolontariusze i rozdawało wodę zgromadzonym ludziom.
Kiedy stoję w tłumie, obok mnie przechodzi grupa starszych weteranów, którzy dumnie prezentują swoje wypolerowane medale. Mijają też kilka transparentów wychwalających Stalina, ale tego typu deklaracje stanowią dzisiaj rzadkość. To wydarzenie przeznaczone głównie dla rodzin, gdzie dzieci ubrane w mundury wojskowe biegają między dorosłymi i strzelają do siebie z zabawkowych pistoletów.
Z tłumu wyróżnia się jeden człowiek. Ma na sobie czerwoną czapkę bejsbolową i szarą koszulkę. Mężczyzna, który trzyma zdjęcie swojego taty w mundurze, przedstawia się jako Regis Tremblay z Maine w USA. „Szukam prawdy” – mówi mi, odganiając dym lecący z pobliskiego grilla. Ten 73-letni niezależny filmowiec dokumentuje swoją podróż do Moskwy, aby pokazać swoim rodakom, że Rosja nie jest wcale taka zła, jak się ją przedstawia.
„Myślą, że wszystko tutaj wygląda tak jak za Stalina” – wyjaśnia Tremblay, zerkając na otaczających nas ludzi. „W rzeczywistości Moskwa wydaje się o wiele spokojniejsza niż większość dużych amerykańskich miast”.
Kilka sekund później starszy rosyjski weteran, wspomagany przez swoją córkę, podchodzi do nas, aby powitać Tremblaya w Moskwie. „Cieszę się, że tu jesteś” – mówi łamaną angielszczyzną i podaje mu rękę. Coraz więcej osób zaczyna się uśmiechać do filmowca i do niego machać, zupełnie jakby był symbolem tego, jak mógłby wyglądać świat, gdyby tylko Rosja i Stany Zjednoczone potrafiły się dogadać. „Kiedyś walczyliśmy ramię w ramię” – mówi mi później inny weteran. „Dlaczego ludzie zawsze o tym zapominają?”.
Sport – zwłaszcza piłka nożna – jako siła, która uzdrowi świat, stanowi już trochę wyświechtaną narrację, ale FIFA z lubością wciąż do tego nawiązuje. Prawdopodobnie po to, żeby sprzedać jeszcze więcej biletów. Jednak większość Rosjan, z którymi rozmawiam, wydaje się naprawdę podekscytowana perspektywą goszczenia ludzi z całego świata. Trochę mnie to dziwi, ponieważ rosyjska telewizja państwowa stale przypomina swojej publiczności, że wiele z tych państw nadal chce zniszczyć Rosję. Jednak ludzie wydają się myśleć, że ciepłe powitanie obcokrajowców pomoże zmienić opinię, jaką świat ma na temat ich ojczyzny.
Podchodzę do kontroli bezpieczeństwa, ponieważ chcę wejść na Plac Czerwony, gdzie odbędą się najważniejsze wydarzenia dnia. Jako że jakiś czas temu w całym mieście wprowadzono dodatkowe środki bezpieczeństwa – zarówno w związku z ostatnimi atakami terrorystycznymi, jak i jako środek ostrożności przed zbliżającymi się mistrzostwami – mieszkańcy są przyzwyczajeni do tych niedogodności i cierpliwie czekają w kolejce.
Na Placu Czerwonym widzę jeszcze większą grupę ochotników, którzy witają tłumy, pomagają starszym osobom przejść przez ulicę i wyjaśniają turystom, jak działa tutejsze metro. Według rosyjskiego rządu wielu studentów z całego kraju przyjechało tu z własnej woli, aby udzielać się jako wolontariusze. Uważa się to za znak, że młodzi Rosjanie są równie patriotyczni, co poprzednie pokolenia.
By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”
Kilka dni później postanawiam zobaczyć, jak mistrzostwa wpływają na inne części kraju. Jadę pociągiem do najbardziej wysuniętego na wschód miasta-gospodarza, czyli Jekaterynburga na Uralu, gdzie się urodziłem. Jazda ze stolicy Rosji do Jekaterynburga przypomina nieco podróż w przeszłość. Niedawne sankcje gospodarcze najmocniej odbiły się na obszarach wiejskich, tym samym pogłębiając przepaść między najbogatszymi i najbiedniejszymi. Według rosyjskiego Urzędu Statystycznego 20 milionów Rosjan żyje w biedzie, czyli za mniej niż 9452 rubli (549 złotych) miesięcznie. W 2012 roku liczba ta wynosiła 15 milionów.
Mniej więcej w połowie jazdy pociągiem – czyli po jakichś 15 godzinach – w wagonie jadalnym poznaję Saszę. Przez większość tej niekończącej się podróży obserwowałem, jak co 20 minut wymyka się, aby zapalić na rozklekotanej, niesamowicie niebezpiecznej metalowej platformie między wagonami.
„Nigdy wcześniej nie rozmawiałem z kimś mieszkającym na Zachodzie” – mówi mi, a następnie od razu przechodzi do palącego go pytania. „Czy to prawda, że Europa została zrujnowana przez uchodźców?”.
Przez lata rosyjska telewizja państwowa przedstawiała Europę Zachodnią jako społeczeństwo, które chyli się ku upadkowi, głównie dlatego, że zostało opanowane przez imigrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu. „Interesujące” – odpowiada Sasza, gdy wyjaśniam mu, że sam nie miałem żadnych problemów z integracją i na Zachodzie żyje mi się bardzo dobrze. Sasza nie sądzi, żeby kiedykolwiek miał szansę samemu się o tym przekonać. „Jestem żołnierzem i armia raczej nie wyda mi pozwolenia na podróż do Unii Europejskiej” – wyjaśnia. „Poza tym przy mojej pensji wyjazd do Europy byłby dla mnie zdecydowanie zbyt drogi”.
Po kolejnej przerwie na papierosa zaczynamy rozmawiać o Mistrzostwach Świata. Pomimo wielkich kosztów organizacyjnych, Sasza jest zadowolony, że pieniądze zostaną wydane na coś, z czego sam skorzysta. „Wiem, że to bardzo droga zabawa, ale gdyby nie wydali tych pieniędzy na mistrzostwa, i tak ktoś by je ukradł. Przynajmniej teraz sami na tym zyskamy – będziemy mieli nowy stadion w Jekaterynburgu”. Zapytany o swoją opinię o rosyjskiej elicie, powtarza coś, co w ciągu ostatnich kilku dni słyszałem już wiele razy: „Jasne, są tam osoby, które bardzo się wzbogaciły, ale jednocześnie to właśnie one sprawiły, że nasz kraj stał się prawdziwym supermocarstwem”.
Kiedy przybywam do Jekaterynburg, kieruję się prosto na stadion. Z bliska arena wygląda jak osobliwe, nie do końca udane połączenie dwóch wizji. Fasada pochodzi z czasów Związku Radzieckiego, ale wnętrze jest bardzo nowoczesne – w tym dwa rzędy siedzeń, które zostaną zlikwidowane po turnieju.
Nie należy zapominać, że te wszystkie rozmowy o nacjonalizmie, politycznym uzdrawianiu i zmianie wizerunku stanowią jedynie tło dla zwykłego turnieju sportowego, który prawdopodobnie zostanie wygrany przez Niemców. Najwyraźniej nie zdaje sobie jeszcze z tego sprawy grupka młodych mężczyzn, który idą w moim kierunku. Kilku z nich ma na sobie koszulki reprezentacji Rosji i wszyscy śpiewają piosenki o Rosji wygrywającej Puchar. Jednak biorąc pod uwagę ostatnie osiągnięcia rosyjskiej drużyny, te przyśpiewki stanowią raczej wyraz ślepego optymizmu, który przed Mistrzostwami Świata podzielają wszyscy fani piłki nożnej. Kiedy ich pytam, czy naprawdę wierzą, że wystarczy być gospodarzem mistrzostw, aby je wygrać, wydają się nieco mniej pewni siebie. „Rosja jest duża, ale nasza drużyna piłkarska…” – odzywa się w końcu jeden z chłopaków, a następnie wykonuje gest sugerujący, że szanse na wygraną nie są zbyt duże.
Mój ostatni przystanek to drugie co do wielkości miasto Rosji, Petersburg. Postawiony tam stadion kosztował prawie cztery miliardy złotych. Samo miasto, ze swoimi pałacami, mostami i kanałami, przypomina trochę Amsterdam albo Florencję. Już teraz wszędzie wiszą znaki, które w przyszłości mają pomóc ludziom znaleźć wyznaczone dla kibiców strefy.
W historycznym centrum miasta spotykam się z doktorem Petrem Woskresenskim, lekarzem i działaczem na rzecz praw człowieka, który mówi mi, że został zwolniony ze swojego ostatniego szpitala za udział w nielegalnej demonstracji na rzecz praw gejów w Czeczenii. Ale doktor Woskresenski uważa, że podczas mistrzostw działacze tacy jak on w końcu będą mogli się otwarcie wypowiadać, ponieważ przy napływie zagranicznych dziennikarzy, rosyjski rząd będzie ukrywał swoje okrucieństwo. Podczas Mistrzostw Świata Woskresenski będzie organizował wycieczki po mieście, podczas których postara się pokazać turystom, że Petersburg to nie tylko złote katedry i posągi.
„Żyjemy w państwie, w którym dyskryminowane są grupy antyfaszystowskie, ale skrajna prawica może demonstrować do woli” – wyjaśnia. „Nikt o tym głośno nie mówi, ponieważ w tym kraju radzimy sobie z problemami, udając, że ich nie ma. Na przykład w Rosji panuje teraz epidemia HIV, ale ponieważ rząd próbuje to ukryć, lekarze, który się na ten temat wypowiadają, są prześladowani”.
W Rosji wszędzie widzi się sprzeczności. Rosjanie nie mogą się doczekać spotkania ludzi z krajów, które ich zdaniem chcą zniszczyć ich ojczyznę. Mówią, że mają dość korupcji i tego, że spora część pieniędzy trafia do kieszeni oligarchów, ale wydają się cieszyć z tego, że lekką ręką wydano właśnie miliardy na czterotygodniową imprezę sportową.
Wydaje mi się, że Rosja i Rosjanie mają trudności ze zdecydowaniem, dokąd właściwie zmierzają i jak chcą wyglądać. Niezależnie od tego, czy kiedykolwiek to ustalą, najpierw powinni się skoncentrować na tym, co czeka ich w najbliższej przyszłości: meczu z Arabią Saudyjską.
[Który wygrała 5:0 – przyp. red.].
Więcej na VICE: