Polski show-biznes nie rozpieszcza. Tu nie ma miękkiej gry. Przekonała się o tym dobrze Doda, czyli Dorota Rabczewska-Stępień już na początkach swojej kariery. Jednak Królowa polskiej sceny radzi sobie całkiem nieźle, a właściwie coraz lepiej. Niedawno mogliśmy przeczytać np. o jej ślubie oraz o tym, że pracuje przy filmie o polskich dziewczynach prostytuujących się w Dubaju (historia ma się opierać na powieści Piotra Krysiaka „Dziewczyny z Dubaju”).
Natomiast ostatnio po tragicznych wydarzeniach, jakie miały miejsce w Gdańsku, poprzez media społecznościowe zaapelowała do artystów, by wspólnie zjednoczyli się w walce z hejtem, który w Polsce wciąż przybiera na sile. Apel spotkał się z ogromnym odzewem.
Videos by VICE
Spotkaliśmy się z Dodą chwilę przed tymi wydarzeniami, by porozmawiać o tym, jak zmienił się polski show-biznes, o tym, w jaki sposób (i czy w ogóle) można w naszym kraju zasłużyć na szacunek oraz jak Doda radzi sobie z hejterami, którzy towarzyszą jej od początku jej artystycznej drogi.
VICE: Czy uważasz się za feministkę?
Doda: I tak i nie. Nie lubię się tak szufladkować, bo to by oznaczało, że musiałabym być konsekwentna, a w tej sprawie nie jestem. Z tego, co wiem, feministki są bardzo asertywne wobec dżentelmeńskich zachowań mężczyzn – a ja uwielbiam być noszona na rękach przez mojego męża i obrażam się, kiedy nie przepuszcza mnie w drzwiach lub nie otwiera drzwi do samochodu. Z drugiej strony jednak jestem bardzo niezależna, samowystarczalna i mam bardzo męski charakter. Nie wiem, może to jest kwestia wychowania – wychowali mnie silna matka i silny ojciec.
Jak w ciągu ostatnich 15 lat zmienił się dla kobiet polski show-biznes?
Bardzo się zmienił, nie tylko dla kobiet, ale dla wszystkich artystów. Tyle że ja nigdy nie czułam się w żaden sposób gorsza przez to, że jestem kobietą. Ojciec – sportowiec olimpijczyk, który podnosił ciężary – był moim pierwszym trenerem, gdy ćwiczyłam lekkoatletykę wyczynowo. Ta dyscyplina w sporcie przełożyła się na moje późniejsze życie, na biznes, na wszystko. Wracając do twojego pytania: kiedy wchodziłam do show-biznesu jako 18-latka, zaczęły pojawiać się tabloidowe portale internetowe. W pierwszym wywiadzie, jakiego udzieliłam takiemu miejscu, ukazano mnie w kompletnie innym świetle, niż w rzeczywistości – wkładając mi do ust słowa, których nigdy nie powiedziałam. Jako nastolatka zostałam obrażona i upokorzona medialnie, w prasie na oczach całej Polski. To bardzo szybko nauczyło mnie życia. Nie wiem, czy ktoś inny w mojej sytuacji zniósłby to tak, jak ja. Portale internetowe kompletnie nie brały wtedy żadnych jeńców, każdy artysta był wtedy workiem na gówno, workiem treningowym i jeszcze tarczą do lotek.
Teraz akcje Stop Hejt są modne, wtedy było wręcz odwrotnie – modnie było obrażać i wyśmiewać wszystkich, którzy byli osobami publicznymi i wyrzucanie ze swojej głowy tego całego syfu, w sposób najbardziej patologiczny. Mam mnóstwo znajomych, którzy się przez to poddali, bo jako początkujący artyści nie wytrzymali tej presji, a wtedy nie wytaczało się spraw sądowych za to, że ktoś kłamie na twój temat. To było okropne, ale trzeba było to przejść. Minęła dekada – hejt wszedł do wszystkich szkół, zawodów i codziennego życia zwykłych ludzi; nagle się pokapowano, że to problem. Teraz artyści się wzajemnie wspierają, niektórzy nawet uważają, że to zajebiste być w kontrze – kiedyś nikt by nie wsparł drugiego w wojnie z jakimś portalem, bo by się bał, że mu się dostanie rykoszetem.
Lady Gaga powiedziała niedawno, że kobietom jest bardzo trudno być traktowanym poważnie w show-biznesie. Czego trzeba dokonać w polskim show-biznesie, by zasłużyć na szacunek?
Trzeba być transparentnym. Zauważyłam też, że im mniejsze wzbudzasz emocje, im rzadziej stajesz ze swoim zdaniem w kontrze do społeczeństwa, tym mniej się o tobie plotkuje i tworzy się pewien rodzaj sympatii i… no nie wiem, czy szacunku, bo szacunku w Polsce nie ma w ogóle. Jednego dnia jesteś superfajnym skoczkiem, a następnego jesteś już dnem, bo źle skoczyłeś. Jednego dnia zebrałeś miliony na sprzęt z WOŚP, a drugiego nazwą cię zdrajcą i kłamcą. Jednego dnia jesteś superfajnym papieżem, a drugiego ktoś nazwie cię pedofilem. Było tak, odkąd pamiętam.
Uważasz, że artyści nie powinni zabierać głosu na tematy polityki i światopoglądu, zgadza się?
Myślę, że artyści powinni łączyć ludzi, ale z drugiej strony nie mam zamiaru nikomu zamykać ust, jeśli ma cywilną potrzebę stawać na barykadach i walczyć o swoją opinię. W Polsce żyje jednak już wystarczająco dużo osób, które marzą o tym, by ten kraj rozpadł się przynajmniej na dwie części. Na moich koncertach jest miejsce nie tylko dla osób o różnych poglądach politycznych, ale tak samo dla heteryków, jak i homoseksualistów. Mam tak wielu znajomych z różnych grup społecznych; od biznesmenów, po drag queens – że jakbym opublikowała filmik z moich urodzin, to w Śmiechu warte wygrałabym przynajmniej pralkę. To wymieszanie środowiska pokazuje dystans i tolerancje, których staram się uczyć też swoich fanów.
Z nagłówków polskich portali można odnieść wrażenie, że poprzedni rok był dla ciebie słodko-gorzki. Informacje o twoich przesłuchaniach w prokuraturze przeplatały się z niedawną informacją o twoim ślubie. Jak obecnie wygląda sytuacja z tym pierwszym – nadal jesteś podejrzana o popełnienie przestępstwa?
Każdy jest o coś podejrzany, ale czy jest winny? Nie wiem, jaki jest obecny status mojej sprawy, nie wiem, po co byłam przesłuchiwana, ale nie robi to na mnie większego wrażenia.
By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.
W jaki sposób twoja ostatnia płyta różni się od poprzednich?
Kompletnie różni od wizerunku Dody, który konsekwentnie utrwalam. Pamiętam, że kiedy w Opolu zaśpiewałam „Niech żyje bal” w akompaniamencie orkiestry symfonicznej, moją skrzynkę zalała masa komplementów, jak ja pięknie śpiewam – pomyślałam wtedy, gdzie popełniłam ten błąd, że przez 20 lat nikt tego nie zauważył. Myślę, że po tej płycie nie będzie w tej kwestii już żadnych niejasności.
Najlepszy sposób Dody na radzenie sobie z hejtem?
Życie jest tak krótkie, że w ogóle nie ma sensu go tracić na rozmowy z nikim. Ludzie sukcesu lub ci, którzy o niego walczą, nie mają czasu na hejtowanie innych, wolą przebywać z ludźmi, dzięki którym mogą też jakoś skorzystać – czyli z innymi ludźmi sukcesu. Słabsze jednostki i ludzie, którzy ściągają w dół, muszą zniknąć z pola widzenia, bo one zostaną w miejscu, w którym już są – a my musimy iść do przodu. A kiedy ten sukces już przyjdzie, też nie można słuchać hejterów – nikt z poziomu kałuży nie będzie ci mówić, co masz robić, kiedy ty już jesteś na oceanie.
Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku, by być na bieżąco
Czytaj też na VICE: