Lars Von Trier powraca z filmem na pograniczu smoliście czarnej komedii i niepokojącej wiwisekcji oblicza seryjnego mordercy. Mordercą jest tu Jack (Matt Dillon) – zlepek mizantropi, mizoginii, perfekcjonizmu i nerwicy natręctw, który od najmłodszych lat sprawiał cierpienie innym: początkowo okaleczał małe, słodkie zwierzątka (co może być dla niektórych sporym szokiem, wszakże do przemocy wobec ludzi w filmach zdążyliśmy już chyba przywyknąć). Później skoncentrował się na ludziach – a konkretnie kobietach. To one są tu głównymi ofiarami Jacka (takimi nie z przypadku), a każda jest ukazana, jako kompletna idiotka bez jakiegokolwiek instynktu samozachowawczego, który ostrzegłby ją przed zbliżającym się niebezpieczeństwem.
Nie spodziewajcie się jednak thrillera ani zabawy w kotka i myszkę z policją na tropie mordercy. Akty przemocy są tutaj niczym antrakty między długimi dysputami z offu Jacka z tajemniczym (do czasu) Vergem, któremu główny bohater stara się wytłumaczyć jego sposób postrzegania świata i proces twórczy – a w skrócie chodzi w nim o to, że wszystko to marność i świat to piekło, w którym można ranić i zabijać, bo każdy ma to w dupie, bo taki jest porządek rzeczy, że jedni (tygrysy) pożerają innych (owce).
Videos by VICE
Dom, który zbudował Jack to pierwszy film Larsa Von Triera, po tym, jak skazano go na banicję w Cannes, gdy w 2011 roku stwierdził w trakcie konferencji prasowej, że rozumie Hitlera. Podczas pokazu na festiwalu w Cannes Dom… wywołał tak skrajne reakcje, że setka osób postanowiła opuścić salę kinową. Duński reżyser nie omieszkał się tym pochwalić, gdy na polskiej premierze film zaczął się od informacji o tym wydarzeniu – jakby bawił się z zebraną publicznością, pytając z przekąsem: co, też nie wytrzymasz?
By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”. Jesteśmy też na Twitterze i Instagramie.
Rzeczywiście, kilka osób nie wytrzymało, rezygnując z dalszej części filmu. Nigdy się nie dowiemy, czy spowodowały to drastyczne sceny tortur i morderstw, czy rozwlekłe dyskusje o istocie sztuki i jej korelacji z życiem, śmiercią, nienawiścią i miłością.
Osobiście zmęczyło mnie bardziej to drugie, jako że już wcześniej wystawiłem swój mózg na maratony najbardziej popieprzonych filmów w historii (w końcu jestem autorem takich hitów na VICE Polska, jak Filmy, które biorą z człowieczeństwa to, co najgorsze czy Jeszcze więcej filmów, które biorą z człowieczeństwa to, co najgorsze). Tyle że o to chyba w tym wszystkim chodzi: to ma męczyć jak droga przez piekło. W końcu obserwujemy świat oczami psychopatycznego mordercy.
Śledź autora tekstu na jego profilu na Facebooku
Czytaj też na VICE: