FYI.

This story is over 5 years old.

używki

Najdziwniejsza rzecz, jaką zobaczyłeś na tripie

„Unosiłam się w morzu – morzu stworzonym z psów, psów jedzących delfiny, delfinów jedzących psy jedzące delfiny jedzące psy”
Fot. Pixabay / CC0

Jeśli bierzesz psychodeliki, można założyć, że chcesz zobaczyć jakieś posrane rzeczy. Czasami wizje bywają fajne, czasem wręcz przeciwnie, a niekiedy potrafią nieodwracalnie zmienić twoje postrzeganie rzeczywistości. Jeśli chodzi o mnie, najbardziej szaloną rzeczą, jaką widziałam na haju, były różowe, latające słonie. Przy czym znajdowałam się wtedy pod bardzo silnym znieczuleniem – głównie składającym się z morfiny – ponieważ za chwile lekarz miał mi wsadzić w tyłek kamerę (banalne, wiem).

Reklama

Jednak niektóre odloty bywają mniej urocze i przypominają raczej coś wyjętego żywcem z Lęku i odrazy w Las Vegas. Zapytałam kilka osób o najdziwniejsze rzeczy, jakie widzieli pod wpływem psychodelików.

Pippa, 27 lat

W zeszłe Halloween o 4 nad ranem zarzuciłam trochę kwasu, dzięki czemu spędziłam cudowny poranek na malowniczej plaży, tarzając się w piasku. Czyli innymi słowy, nic szalonego – jeśli mam być szczera, poczułam się trochę rozczarowana LSD. Resztę dnia spędziłam na leniuchowaniu i leczeniu lekkiego kaca. Kiedy się ściemniło, postanowiłam pójść na spacer po plaży. Nagle zobaczyłam bezdomnego psa, który jadł coś, co morze przed chwilą wyrzuciło na brzeg – martwego delfina. Byłam w dziwnym, pokwasowym stanie i należy pamiętać, że poprzedniej nocy w ogóle nie spałam. Właśnie wtedy pojawiło się kilka innych psów, które również zabrały się za pałaszowanie delfina.


OBEJRZYJ: Oaxaca: Magiczne grzyby z San José del Pacífico


Czując lekkie mdłości i nie potrafiąc do końca przetworzyć tego, co widziałam, wczołgałam się z powrotem do mojego pokoju w akademiku. Właśnie wtedy wszystko się spieprzyło. 16 godzin po zarzuceniu kwasa pojawił się najdziwniejszy odlot w całym moim cholernym życiu. Pokój zaczął się topić i coś ściągało mnie pod powierzchnię. Łóżko zmieniło się w gigantyczną gałkę oczną, na której przemierzałam moją własną świadomość. Błagałam mojego męża, aby to powstrzymał. Miałam przedziwne halucynacje: unosiłam się w morzu – morzu stworzonym z psów, psów jedzących delfiny, delfinów jedzących psy jedzące delfiny jedzące psy. Zgubiłam się w mieście krwawiących gałek ocznych i szukając wyjścia, krążyłam tam latami. Mój mąż próbował mnie uspokoić, ale zmienił się w szalonego, demonicznego klauna z nosem jak Pinokio. Cała zaczęłam gwałtownie dygotać, a po chwili mnie sparaliżowało.

Reklama

Co jakieś 15 minut wychodziłam z transu i powrotem lądowałam w pokoju, gdzie mogłam złapać oddech i posłuchać uspokajających słów mojego męża, tylko po to, żeby potem znowu trafić do wymiaru, w którym, jak sądziłam, przyjdzie mi umrzeć. Po dwóch godzinach tego piekła zaakceptowałam mój los. Jednak wtedy mój nakręcony umysł się zatrzymał i został zastąpiony czymś, co uznałam za moją duszę albo jakiegoś dziwnego anioła. Wytłumaczył mi, co oznaczały moje zwariowane wizje, jednocześnie dając mi do zrozumienia, że tak naprawdę stanowią one dla mnie lekcję. Zdradził mi sekrety dotyczące mojej przyszłości i ostrzegł mnie, żebym przestała palić zioło. W końcu znowu odzyskałam władzę nad moim ciałem, a wizje się uspokoiły – przy czym mimo otwartych oczu nadal miałam halucynacje. Po pewnym czasie udało mi się zapaść w dziwny „sen”. Następnego dnia obudziłam się koszmarnie zdezorientowana i wyczerpana. Postanowiłam pójść na plażę, żeby trochę ochłonąć – w samą porę, aby zobaczyć kolejnego delfina wyrzuconego na brzeg i głodnego psa, który niecierpliwie czekał na swoje śniadanie.

Tom, 30 lat

Crash Bandicoot. Zrzut z ekranu: Activision

Kiedy miałem 16 lat, poszedłem na imprezę na bagnach w Suffolk. Łykałem piguły, z którymi miałem już spore doświadczenie, gdy nagle podszedł do mnie i mojego kumpla jakiś facet, po czym dał nam na język po kropli kwasu. Na początku wszystko było w porządku – stałem przy głośnikach i świetnie się bawiłem. Po jakimś czasie usiedliśmy i zaczęliśmy rozmawiać. Właśnie wtedy mnie pokręciło. Pamiętam, że cały świat zaczął wyglądać tak, jakby ktoś wlał mi do oczu atrament. Potem zaczął z nich wypływać, a kiedy już zniknął, byłem kompletne naćpany. Zaczęło się od tego, że uznałem fragmenty ziemi, na których nie rosła trawa, za „martwe ciała”. Koniecznie musiałem na nich stanąć. Potem zaczęliśmy mieć paranoję i stwierdziliśmy, że opuszczamy rave, żeby posiedzieć na plaży. Chcieliśmy porozmawiać we dwójkę i „trochę odetchnąć”.

Reklama

By być z nami na bieżąco: polub nas, obserwuj i koniecznie zaznacz w ustawieniach „Obserwuj najpierw”


Przez kilka godzin siedzieliśmy na piasku i śmialiśmy się z nieba – nawet nie z czegoś konkretnego; po prostu śmieszyło nas to, jak wyglądało. W pewnym momencie spojrzałem na mojego kumpla, a on zamienił się w Crasha Bandicoota – miał wielkie oczy jak z kreskówki i wystający, obsceniczny język. Postanowiliśmy się przejść i pamiętam, że spojrzałem na trawę, a na niej stały tęczowe statywy, które pokrywały całą jej powierzchnię. Potem zerknąłem na krzak, a jego liście zaczęły spadać i zamieniać się w węże. Nie miały one jednak oczu ani niczego takiego; były płynnymi, ciemnozielonymi wężami.

Koniec końców, musiałem poprosić mamę, żeby po mnie przyjechała. Z tylnego siedzenia zadzwoniłem do mojej najlepszej przyjaciółki i zapytałem ją, „czy teraz umrę”. Powiedziała mi, że jak się prześpię, wszystko wróci do normy. Rano rzeczywiście obudziłem się w dobrym stanie i znowu mogłem normalnie myśleć. Trochę mnie to zniechęciło do halucynogenów.

Daisy, 24 lat

Kiedyś, po tym, jak wzięłam 2C-B, spędziłam całą noc na wpatrywaniu się w kota mojej przyjaciółki, ponieważ jego łapy zamieniły się w małe koła. Czekałam, aż się poruszy, żebym mogła zobaczyć, jak to będzie wyglądało, ale on całymi godzinami pozostawał bez ruchu. Z perspektywy czasu wiem, że było to raczej kilka minut – nie wyobrażam sobie, żeby kot mógł znieruchomieć na sześć godzin. Wtedy jednak wydawało mi się to wiecznością.

Sam, 25 lat

Kiedy pierwszy i ostatni raz zjadłam grzybki, miałam 18 lat i byłam w Amsterdamie. Jako młoda, głupia i niedoświadczona dziewczyna, postanowiłam zjeść całe pudełko. To był błąd. Miałam przerażające halucynacje: afisz reklamujący wystawę poświęconą renesansowi zmienił się w setkę demonicznych żołnierzy z piekła, którzy maszerowali z widłami, żeby mnie zabić. Mężczyzna w barze, który próbował ze mną porozmawiać, zaczął wyglądać jak świnia z rogami. Byłam święcie przekonana, że zwariowałam. Przez cały trip moja przyjaciółka musiała mnie trzymać za rękę – kiedy tylko zabierała dłoń, zaczynałam niekontrolowanie wrzeszczeć. Grzybki działały jakieś sześć godzin, chociaż usilnie starałam się skrócić odlot. Przez ten czas wypiłam jakieś cztery litry soku pomarańczowego. Do dzisiaj nie odważyłam się ponownie spróbować grzybków.

Reklama

Jenny, 32 lata

Wciągnęłam pół grama ketaminy w jednej kresce, kiedy czekałam na przyjaciółkę, która poszła odebrać mojego chłopaka z dworca. Zastrzeżenie: było to podczas ketaminowej epidemii we wschodnim Londynie w 2008, kiedy takie potworne zachowanie uchodziła za kompletnie normalne. Usiadłam na krześle w pokoju przyjaciółki i zaczęłam się wpatrywać w rząd torebek stojących pod jej biurkiem. Pojawiły się na nich twarze, które opowiadały mi o swoich doświadczeniach życiowych jako torebki. Każda z nich miała inną osobowość i prowadziłam z nimi ożywioną dyskusję. Kiedy moja przyjaciółka i chłopak wrócili, kompletnie już odleciałam i mamrotałam coś o tym, że powinna być milsza dla swojej czerwonej torebki.

Artykuł pierwotnie ukazał się na VICE UK


Więcej na VICE: