FYI.

This story is over 5 years old.

Vice Blog

Seryjni mordercy - teraz Polska

p
tekst pl


Popkultura z chęcią matkuje dewiantom. Seryjni mordercy dorobili się dzięki niej brudnej sławy, o jaką brukowce ubiegają się od dawna dla wielu celebrytów. Charles Manson poranek w więzieniu rozpoczyna od lektury listów od fanów, zdjęcia Teda Bundy'ego po egzekucji można znaleźć na celebritymorgue.com obok zdjęć martwej Matki Teresy i Che Guevary, a każdy kto słyszał o Johnie Wayne Gacym na widok klauna ma absolutne prawo zmoczyć się w majtki. Nasi rodzimi seryjni mordercy słabo wpasowują się w model, który uknuła im popkultura, niosąc ze sobą widmo jaskrawych patologii i element polski, który jest mało widowiskowy i jeszcze mniej estetyczny. Wielu z nich było po prostu osiłkami o skrzywionych preferencjach co do kobiet: nieruchoma i martwa. Przedstawiamy wam dziś sylwetki najbardziej znanych polskich seryjnych morderców. Miejcie na uwadze, że są to postacie, którym popkultura nie chce matkować, osieroceni jak cały naród polski.

Reklama

LESZEK PĘKALSKI – znany jako Wampir z Bytowa, grasował w latach 1984-1992. Przydomek ten nie za bardzo do niego pasował, gdyż powszechnie uważano go za nieszkodliwego idiotę. Z patologią był za pan brat. Dość szybko osierocony w dzieciństwie był wiejskim popychadłem, za sprzymierzeńca mając jedynie wuja, który odganiał od niego natrętów kijem. Pękalski już jako nastolatek obsesyjnie szukał sobie żony, a jego pierwsze doświadczenie z kobietą nauczyło go, że najłatwiej jest odbyć stosunek, kiedy ta się nie rusza. W związku z tym skutecznie unieruchamiał swoje ofiary, działając przy tym dość niemetodycznie i używając przypadkowych narzędzi. Powiadają, że był silny jak szympans. W trakcie wizji lokalnej w Toruniu opowiadał, jak to zaszedł kobietę od tyłu, spytał czy może odprowadzić ją do domu, a gdy wyśmiała jego propozycję wyjąkał: „A czy… czy… mogę cię wyruchać?". W afekcie tracił nad sobą kontrolę i poddawał się zwierzęcemu, skrzywionemu popędowi. Mordował i gwałcił również mężczyzn, ale już schwytany wypierał się tych zbrodni, bo nie chciał, żeby go brano za pedała. Wystarczająco dotykało go, gdy w areszcie czytał o sobie, że jest debilem. Nauczycielka z ośrodka, w którym za młodu jakiś czas przebywał, opowiadała: „Kiedyś zdobył adres bardzo chorej dziewczynki, kaleki z wodogłowiem, która wcześniej była w naszym ośrodku. Jeździł do niej i prosił jej ojca, by mu ją oddał. Zdaje się, że w końcu jej rodzina wyrzuciła go za drzwi". Leszek w planach małżeńskich nie celował za wysoko. Podobały mu się dziewczęta upośledzone i najlepiej na wózku, takich też szukał przez biura matrymonialne. W międzyczasie zaspokajał się jedyną dobrze sobie znaną metodą, często zadając swoim ofiarom przed śmiercią pytanie: „Czy zostaniesz moją żoną… w przyszłości?". Tak dla pewności, że jednak nie zabija przyszłej matki swych dzieci. O swojej ostatniej ofierze opowiadał: „Pierwszy raz w sklepie zobaczyłem ją. Ona była sklepową wcześniej tam w miejscowości". Z trudem składał zdania. Kiedy złapano go w 1992 roku przyznał się do około 80 morderstw i z dużym entuzjazmem, drobiazgowo jak tylko sprawca potrafi, opowiadał o nich, a następnie wyparł się wszystkiego i w trakcie procesu prokuratura zdołała mu udowodnić tylko jedno. Obecnie przebywa w więzieniu i pisuje do Rzecznika Praw Obywatelskich o pozwolenie na posiadanie w celi gumowej sex lalki. Obmacuje też współwięźniów i proponuje seks za dopłatą. Gdy wyjdzie w 2017 roku ma zamiar znaleźć sobie żonę. Anyone?

Reklama

ZDZISŁAW MARCHWICKI – do tej pory nie jest jasne, czy Marchwicki naprawdę był słynnym Wampirem z Zagłębia czy ofiarą systemu komunistycznego. Wampir został rozpoznany jako seryjny morderca w 1964 roku, a apogeum jego działalności przypada na rok 1965, jednak dopiero gdy w listopadzie 1966 roku okazało się, że ofiarą Wampira padła Jolanta Gierek, bratanica Edwarda Gierka, MO wzięło się do roboty, a temat na stałe zagościł w prasie. Morderstwa miały podłoże seksualne, w raportach czytamy, że sprawca zabawiał się narządami rodnymi swoich ofiar i dokonywał czynów lubieżnych. Działania specjalnie powołanej grupie poszukiwawczej o kryptonimie „Anna" polegały na obwołaniu Wampira wrogiem publicznym i zbieraniu donosów, które sprawdzano przez badanie podejrzanych pod kątem profilu psychologicznego i cech fizycznych mordercy. Kryminalistyka Polski Ludowej aż prosiła się o wielki triumf, więc współpracowano nawet ze specjalistami z USA. Przez cały okres trwania śledztwa żony donosiły na mężów-brutali, aż pod koniec 1971 roku Maria Marchwicka wystosowała donos na swojego małżonka Zdzisława, który znęcał się nad nią i dziećmi. MO zatriumfowało z wielką medialną pompą już 3 dni później, w gazetach pojawiła się podobizna potencjalnego Wampira, a mieszkanki Zagłębia Śląsko-Dąbrowskiego wypuściły długo wstrzymywany oddech i śmielej podkasały spódnice. Jako jedno z bezprecedensowych w swojej skali śledztw w powojennej Polsce, akcja „Anna" została zekranizowana w filmie „'Anna' i Wampir". Kontrowersje wokół sprawy do tej pory jednak nie ucichły i mówi się, że aresztowaniu Marchwickiego towarzyszył duży smrodek. Niejaki Piotr Olszowy, swego czasu podejrzewany przez policję i idealnie odpowiadający profilowi sprawcy, przyznał się do zbrodni w liście o treści: „Już macie spokój z wampirem, nie wytrzymuję psychicznie, odbieram życie sobie i całej rodzinie". Cztery dni po morderstwie ostatniej ofiary, Jadwigi Kuci, to właśnie zrobił, podpalając dom z ciałami żony i dzieci i popełniając samobójstwo. Niewykluczone więc, że Marchwicki był tylko kozłem ofiarnym, pod którego sfabrykowano dowody, zwłaszcza, że donos żony okazał się mściwym dowcipem, ponieważ to ona, ważąca ponad 100 kg locha, zwykła awanturować się i bić swojego męża. Również dziennik pisany przez rzekomego Wampira, który ledwo ukończył 4 lata podstawówki, uważany był za sfingowany, zwłaszcza, że opisy zbrodni były pozbawione emocji i przypominały bardziej policyjny raport, niż relację sprawcy. Wg dziennika Marchwicki był obsesyjnie zainteresowany seksem: „Często zdarzało mi się, że na przerwie chodziłem do ubikacji i bawiłem się członkiem (…) Tam pierwszy raz miałem stosunek z kobietą starszą ode mnie – mężatką, miała ona na imię Ema. (…) Zaproponowała mi z tosunek, odbył on się tak że Ema sama wyjęła mi członka i sama sobie włożyła a dalej to odbywało się tak jak, wdalszym, wkażdym z tosunku. W puźniejszym dniach miałem parę z tosunków z nią". Marchwicki został powieszony w policyjnym garażu w Katowicach razem z bratem oskarżonym o kierowniczy udział w ostatnim morderstwie, a ich ciała zniknęły bez śladu.

Reklama

JOACHIM KNYCHAŁA / FRANKENSTEIN – w latach 1974-1975 na proces Wampira z Zagłębia chodziło się jak do kina, ale kto by pomyślał, że wśród publiczności narodzi się epigon? Knychała swoją pierwszą ofiarę zaskoczył na klatce schodowej w 1974 roku w Bytomiu, zadając jej cios tępą stroną siekierki, jednak Maria Borucka przeżyła, ponieważ na głowie miała beret wypchany gazetami. Na co dzień działacz Związku Młodzieży Socjalistycznej, przykładny mąż i ojciec. Kolejny w towarzystwie mizogyn i nekrofil, niejednokrotnie podkreślał, że jedyną kobietą którą kocha i szanuje jest jego żona. Biografia Knychały obfituje w epizody, które mogły mu obrzydzić płeć piękną, zwłaszcza że w młodości przesiedział trzy lata za, jego zdaniem, fałszywe oskarżenie o próbę gwałtu. Gdy rozpoczął swoją działalność milicja była skonsternowana: dopiero co schwytali Marchwickiego, a już pojawił się następca. W międzyczasie w typowy dla Wampira sposób zginęła Mirosława Sarnowska, główny świadek oskarżenia przeciw Marchwickiemu. Ewidentnie była to zemsta w hołdzie dla idola. Knychałę od Marchwickiego odróżniało zainteresowanie tego pierwszego małymi dziewczynkami. W czerwcu 1979 roku w rodzimej miejscowości Knychały, Piekarach Śląskich, przypadkowy przechodzień znalazł w krzakach dwie dziewczynki, z czego jedna, pomimo 27 ciosów zadanych jej obuchem, ciągle żyła. Gdy wszystko już się wydało Knychała miał usłyszeć od swojej ukochanej żony: „Wiesz, tych dziewczynek to bym ci nie darowała, za to powinieneś wisieć". W sumie przypisuje mu się sześć morderstw i siedem usiłowań, także skuteczność miał poniżej 50%. Wpadł w 1982 roku mordując swoją 17-letnią szwagierkę Bogusławę, którą wcześniej przez kilka lat regularnie gwałcił. Milicja zgarnęła go z jej pogrzebu, gdzie wył i rwał sobie włosy z głowy. Kazik napisał o nim piosenkę „Wampir z Bytomia".

Reklama

PAWEŁ TUCHLIN – kolejny skrzywiony chłopak, który nie mógł normalnie żyć. Zabawiał się z organami płciowymi swoich ofiar, chociaż nie gustował w penetracji. Dla odmiany, zamiast Wampirem ochrzczono go Skorpionem, ze względu na to, iż atakował od tyłu młotkiem. Celnie i szybko. Mordował w okolicach Gdańska i sąsiednich województw, jod mu za bardzo nie służył, bursztyn nie uspokajał. Dopiero w 1982 roku Milicja zorientowała się, że morderstwa na młodych kobietach, mające miejsce od 1975, są dziełem seryjnego zabójcy. Atak, jaki przepuścił na Ewę B. w marcu 1983 roku zakończył wypijając jej z torby śmietanę i zjadając bułki. Wpadł, bo używał młotka, który ukradł z Zakładu Napraw Taboru Kolejowego, gdzie pracował, i zostawił go nieopatrznie przy jednej z ofiar. Skorpion został powieszony w maju 1987.

KAROL KOT – „Czy Pan wie, że najłatwiejsza droga do serca prowadzi przez plecy?". Karol Kot zakończył swoją błyskotliwą karierę mordercy po dwóch latach, w chwili aresztowania mając 19 lat. Mieszkał i atakował w Krakowie w latach 1964-1966, a za jego kadencji w mieście zapanował histeryczny strach. Wiele staruszek nosiło na plecach pod odzieżą pokrywki od wiader albo poduszki, ponieważ powszechnie było wiadomo, że atakował od tyłu zadając ciosy w plecy. Był mordercą wręcz archetypicznym, socjopatą i mizogynem, którego credo życiowe brzmiało: „Zabijać i pić krew ofiar, niszczyć ludzi i ich majątek". W szkole uczył się średnio, kolekcjonował noże i ćwiczył duszenie na kolegach z klasy. Marzyła mu się Szkoła Oficerska. Żądza mordu drzemała w nim od dziecka, wymieszana pół na pół z pociągiem do dyscypliny i zorganizowanego ludobójstwa, stąd tak bardzo zachwyciła go organizacja obozu w Oświęcimiu. Miał bujną wyobraźnię: „Chciałbym być szefem obozu koncentracyjnego, obcinałbym piersi kobiet i kładł je pod hełmy żołnierzy, aby nie uciskały ich w głowę". Pierwszą ofiarą Karola Kota był staruszka modląca się samotnie w kościele. Mówił, że uczucie wbijania noża w ciało warte jest szubienicy. Przez kolejne miesiące zaatakował 11-letniego Leszka, kilka staruszek i małą Małgosię, a po każdym ataku chował się w bramie i zlizywał jeszcze ciepłą krew z noża. Następnie uspokajał się na parę tygodni i zaraz po wydarzeniu szedł np. do sklepu kupić ciastka. Miał za sobą również parę prób otrucia, które organizował dolewając uwodniony arsenian sodu do butelek z piwem i zostawiając je na pastwę pijaczków. Ostatecznie zabił dwie osoby, a okaleczył cztery. Został rozpoznany przez swoje dwie niedoszłe ofiary i skazany na karę śmierci. Karol Kot uważał się za dobrego człowieka; mówił o sobie: „Mogę wymienić wiele dobrego u Kota, choćby to, że był bardzo wrażliwy, użalał się nad losem cieląt i trzody chlewnej pędzonej na rzeź, płakał z powodu otrucia psa, potępiał zadawanie się z prostytutkami, kradzieże, picie alkoholu, przebywanie w złym towarzystwie, nieuctwo i brak zdyscyplinowania. Był prawdomówny i ambitny, marzył o karierze wojskowej, uprawiał sport i osiągał w nim liczące się wyniki, przeżywał niepowodzenia w nauce, darzył sympatią plastyczkę, był religijny. Gdy tak mówię o Karolu Kocie, to aż nie chce mi się wierzyć, że to ja, bo tyle tego pozytywnego, a tymczasem skazany jestem, choć nieprawomocnie, na karę śmierci". Umarł jako prawiczek z poczuciem, że nie spełnił na tym świecie swojej misji. Miejsce w rodzimej popkulturze wymościły mu Świetliki:

Reklama

WŁADYSŁAW MAZURKIEWICZ – na tle innych seryjnych zabójców Mazurkiewicz, zwany Eleganckim Mordercą, jest dość oryginalny. W czasach okupacji i po wojnie wymordował prawdopodobnie około 30 osób w celach głównie rabunkowych. Widziano w nim wzór elegancji, szyku i dobrych manier. Fakty wskazują jednak na to, że przede wszystkim był bezwzględnym, nietypowym dorobkiewiczem. Zwłoki swoich ofiar porzucał w lesie, wrzucał do Wisły lub zamurowywał w garażu. Zawsze okradał. Zdarzyło mu się w tym celu zabić trójkę swoich sąsiadów. Wiadomo, że korzystał z pistoletów Walther różnego kalibru oraz z cyjanku potasu, którym nasączał bułki z szynką i który dolewał do termosu, z którego częstował. Nie wiadomo, jaki był jego motyw przy zabójstwach kobiet, ponieważ przyznał się do nich jednym zdaniem mówiąc „Tak, to prawda". Pecha miał ze swoim „przyjacielem" Stanisławem Łopuszyńkim, którego próbował zastrzelić w samochodzie, gdy tamten zasnął na siedzeniu pasażera. Obudzonemu ze snu wytłumaczył się, że rzucił w niego dla żartu petardą i stąd ten ból głowy. Jakież było zdziwienie Stasia, kiedy w jednym z warszawskich szpital wyjęli mu z czaszki kulę kalibru 6,35 mm. Aresztowany Mazurkiewicz miał przy sobie wybitnego adwokata głoszącego na jego obronę argumenty klasowe, że zabijał tylko niegodnych. Sugestywna obrona nie poskutkowała. Sam zainteresowany zawisnął w krakowskim więzieniu dokładnie w dzień swoich 46 urodzin, 29 stycznia 1957 roku.

Reklama

Archetypiczny seryjny morderca, który odbiera życie z poczuciem względnej misji, jak Dexter, to w realiach niezwykle rzadki przypadek, do tego stopnia że zastanawiam się czy tacy w ogóle istnieją. Bogata motywacja wybrańca bogów to ściema. Nie są to wcale geniusze z perspektywą na karierę w mikrobiologii, ale psychopaci pozbawieni moralności i ze skrzywionym popędem, który zwyczajnie starają się zaspokoić. Najczęściej wiejskie chłopki niedomyte pod pachami. Pragnienie przyjemności, jaką większość z nas potrafi osiągnąć we własnej pościeli z osobą chętną, pcha ich do czynów bestialskich. Morał jest prosty – wszyscy myślą o seksie, ale jeśli cios prętem w plecy to gra wstępna, to ja chyba wolę do zakonu.

Tekst: Agata Kalinowska

Źródła zdjęć:

http://m.onet.pl/_m/a29bbd09fa16c8e8c382b13164bed8f9,34,29,70-84-546-331-0.jpg

http://www.mordercy.yoyo.pl/html/pekalski.html

http://www.mordercy.yoyo.pl/html/marchwicki.html

http://www.mordercy.yoyo.pl/html/knychala.html